2017-01-26

Grupy, tęsknota, fantastyka i eklerki – rozważań o introwersji ciąg dalszy


Zalinkowałam swój poprzedni wpis o introwersji na Facebooku i wywiązała się pod nim sympatyczna dyskusja o związku pomiędzy introwersją a samooceną. O ile bardzo mi się podoba stwierdzenie, że „człowiek inteligentny nigdy nie nudzi się sam ze sobą, bo zawsze jest w dobrym towarzystwie”, to jednak moim zdaniem nie da się sprawy uprościć do stwierdzenia, że ekstrawertycy mają niższą samoocenę, więc lepiej czują się w grupie, bo to im daje poczucie akceptacji i przynależności. 

W niektórych przypadkach – może. Ale obserwacja, doświadczenie i intuicja mówią mi, że sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana. Zamiłowanie do intensywnego wchodzenia w interakcje wcale nie musi wynikać z tego, że ktoś poszukuje akceptacji, bo ekstrawersja nie dotyczy tylko relacji towarzyskich, ale też na przykład zamiłowania do pracy, która wymaga ciągłych kontaktów z ludźmi. Można być ekstrawertykiem o silnym charakterze, który nie szuka grupy mogącej go „przygarnąć”, tylko przejmuje nad grupą kontrolę i sam kreuje trendy. Można być ekstrawertykiem skrajnie nieśmiałym, który wstydzi się lub boi dołączyć do grupy, ale boli go dusza, kiedy jest sam. Zdarzają się też introwertycy z marną samooceną, którzy unikają przebywania wśród ludzi, bo w samotności czują się bezpieczniej. Różnica jest taka, że nieśmiały ekstrawertyk cierpi w samotności jak ryba wyjęta z wody, a nieśmiały introwertyk ucieka w samotność, bo tam mu lepiej.

Samoocena ma też wiele wymiarów i potrzeba/brak potrzeby przynależności do grupy to tylko jeden z nich. Zresztą – owo „poczucie przynależności” może w praktyce oznaczać różne rzeczy i introwersja wcale nie wyklucza poszukiwania grupy, z którą człowiek chciałby się identyfikować. Dla wielu osób taką bezpieczną przystanią był i pozostaje fandom – cudownie inkluzywny i tolerancyjny wobec wszelkich przejawów „inności”. Środowisko fanów fantastyki bez zbędnych pytań „wchłania” każdego, kto fantastykę czyta, ogląda lub gra w gry; nie ma znaczenia wiek, wygląd, wykształcenie, zawód czy zasobność portfela. Dopóki nie dasz się poznać od jakiejś brzydkiej strony, z definicji jesteś „swój”. Dwadzieścia lat temu jako wyobcowane nastoletnie stworzenie odnalazłam swój azyl w klubie fantastyki i cieszyłam się, że wreszcie trafiłam w środowisko, gdzie nie czuję się jak marynowana papryka na talerzu z eklerkami.

Mam wrażenie (jeśli te słowa czyta jakiś psycholog, najwyżej mnie pogoni wołając, że to wcale nie tak), że kluczowa różnica między ekstrawertykiem a introwertykiem dotyczy wrażliwości na bodźce. Introwertyk szybciej się męczy i lepiej mu się funkcjonuje w takim otoczeniu, gdzie stymulacja jest słabsza, nie trzeba ciągle reagować na bodźce z zewnątrz, więc można spokojnie działać w trybie skupienia. Ekstrawertyk odwrotnie; ma wyższy próg wrażliwości na bodźce, więc lepiej znosi ich natłok, a szybciej się nudzi.

Intrawersja i ekstrawersja to cechy tworzące kontinuum – nie każdy plasuje się w pobliżu jednego lub drugiego ekstremum, wiele osób jest „gdzieś pośrodku”. Można lubić częste spotkania towarzyskie, a mimo to nie wyobrażać sobie pracy w charakterze konferansjera lub przewodnika wycieczek. Można na co dzień z dużą satysfakcją pracować w domu, ale odczuwać raz na jakiś czas tęsknotę za wesołą imprezą w dużym gronie.

Powyższe rozważania uświadomiły mi jedną rzecz – miałabym kłopot z napisaniem tekstu, którego głównym bohaterem byłby typowy, rasowy ekstrawertyk, dusza towarzystwa. Może powinnam głębiej się nad tym zastanowić, to wykrystalizuje się coś ciekawego!







5 komentarzy:

  1. Anonimowy27.1.17

    Ależ oczywiście! A,śliczny obrazek.
    To jest wieczór na piosenkę – pomyślał Włóczykij. – Na nową piosenkę, która składać się będzie w jednej części z nadziei, w dwóch z wiosennej tęsknoty i której resztę stanowić będzie niewypowiedziany zachwyt, że mogę wędrować, że mogę być sam i że jest mi z sobą dobrze.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  2. Żaden psycholog Cię nie poprawi - wrażliwość na bodźce/stymulację to JEST biologiczna, najbardziej bazowa jaką znamy, cecha odróżniająca introwertyków od ekstrawertyków :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy12.6.22

    Pomimo że jest to stary wpis w blogu napiszę coś. Ja środowisko lubelskiej fantastyki w której tak dobrze się czujesz, znałam w niewielkim stopniu. Jak to jest że przy twojej ocenie ludzi ktoś się brzydko zachował więc obrażę się lub wykluczę. Jednocześnie Ty i inne osoby z środowiska lubicie, cenicie bo za mało powiedzieć tolerujecie niejakiego Marcina. G. Nie jest to brzydkie ,że indywiduum to zamieszcza filmiki pornograficzne że sobą i z partnerka w roli głównej. Hmm sex grupowy itd, przy okazji wiele krzywd, poniżeń, ma dla kobiet. Jak i zwykłych szarych ludzi. Domyślam się że do ciebie odnosił się z szacunkiem był miły tylko że nie byłaś w jego typie, oraz pochodzisz z rodziny i ze środowiska establishmentu. Tak jak wiele osób stanowiących trzon lubelskiego środowiska fantastycznego. Przynajmniej tego sprzed lat. Też zależało mu na dobrych stosunkach z ludźmi którzy mają dużo do powiedzenia w klubie i w środowisku. Marcin chciał się tam utrzymać. Oczywiście teraz jesteś znaną pisarką. Przy analizowaniu ludzi i ich zachowań takie klapki na oczy. Bo dla nas jest miły więc nie widzimy co brzydkiemu robi innym i ogólnie robi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałam się przez dłuższą chwilę zastanawiać, żeby załapać, o kogo chodzi... "Marcina G." znałam w czasach, kiedy regularnie pojawiałam się na spotkaniach Lubelskiego Klubu Fantastyki "Syriusz" i działającej przy nim sekcji literackiej, czyli przed rokiem 2006, ale była to daleka znajomość, zdecydowanie na zasadzie: znałam go z widzenia, mijaliśmy się w klubie i czasem na imprezach u bliższych wspólnych znajomych. Na pewno nie poczuwam się do współodpowiedzialności za jego prowadzenie się (o którym słyszałam na przestrzeni lat kilka anegdot, ale była w nich mowa jedynie o konsensualnych trójkącikach i zabawach w BDSM - z mojego punktu widzenia trochę kuriozalne, ale nie wnikam, co dorośli ludzie robią w sypialni, ich sprawa, o ile wszystkie strony są pełnoletnie i wyraziły zgodę). Jeżeli ma na sumieniu brzydkie zachowania, jest mi przykro, ale serio, nigdy nie byłam jego koleżanką ani tym bardziej przyjaciółką, środowisko LKF "Syriusz" było liczne i dużo osób się tam mijało. A swoją drogą ciekawe, skąd przekonanie, że pochodzę "ze środowiska establishmentu"... Na pewno nie mylisz mnie z jakąś inną Agnieszką z klubu, bo było nas tam kilka i niektóre znały się z rzeczonym Marcinem bliżej?

      Usuń