2017-02-04

Jedna piosenka, dwa zespoły, garść refleksji


Jest sobie kultowa piosenka Stana Ridgwaya "Camouflage" z 1986 roku, opisująca fikcyjny epizod z wojny w Wietnamie. Po raz pierwszy usłyszałam ją z kasety, na którą mój kolega dwadzieścia czy więcej lat temu nagrywał piosenki z radia. Ma świetny tekst i pointę - kto zna, ten kojarzy. Dla niezorientowanych (są tacy?) - to historia młodego żołnierza amerykańskiego, który wyruszył na nocny zwiad, w dżungli natknął się na wrogów, zacięła mu się broń i już wydawało się, że zginie marnie, ale uratował go potężnie zbudowany gość z piechoty morskiej o ksywce Camouflage. Kiedy nazajutrz rano narrator szczęśliwie wrócił do bazy i opowiedział o swojej przygodzie, wszyscy zbledli, a sanitariusz zaprowadził go do namiotu i pokazał zwłoki żołnierza zwanego Camouflage, który od tygodnia leżał w lazarecie i zmarł poprzedniego wieczoru (a przed śmiercią powiedział, że jedyne, o czym zawsze marzył, to uratować młodszego kolegę z tarapatów).

Urok oryginalnej wersji tego utworu tkwi w sposobie zestawienia śpiewu z melodią. Akompaniament jest dość minimalistyczny, dominuje wyrazisty, a jednocześnie delikatny głos Ridgwaya, podkreślając strach, osamotnienie, mętlik w głowie, wszystkie emocje, jakie musiały towarzyszyć narratorowi tamtej dziwnej nocy. Każe myśleć o losie tych tysięcy chłopaków, którym dano karabiny i posłano ich do dżungli, żeby walczyli za cudzą sprawę. Kto ciekaw, może posłuchać (i popatrzeć na młodego Ridgwaya, który ma jakąś taką... pacyfistyczną aurę, trochę w stylu Boba Dylana, wpisującą się w klimat).




A czemu o tym piszę?... Otóż zespół Sabaton nagrał wyjątkowo okropny cover piosenki Ridgwaya i tak mnie ten fakt ubawił, że aż musiałam się podzielić komentarzem. Sabaton zabrał się do sprawy z całą subtelnością, na jaką stać szwedzką bandę twardzieli w bojówkach, i przerobił "Camouflage" na utwór wyrykiwany i grany ostro, z łomotem perkusji. 




Trochę się podśmiewam, a trochę biję dłonią w czoło. Bardzo lubię ochrypły baryton Joakima Brodéna, Sabaton znajduje się całkiem wysoko na liście moich ulubionych zespołów (byliby wyżej, gdyby nie grali ciągle na przysłowiowe jedno kopyto), ale tu efekt jest taki, jakby do zupy mlecznej włożyć pieczonego kurczaka. No nie pasuje nijak. To, co mnie tak irytuje, to chyba wprowadzenie aury macho tam, gdzie w oryginale jej nie było (w ogóle Stan Ridgway ze swoim sposobem śpiewania i aparycją jest dokładną odwrotnością Brodéna et consortes).

Za to w komentarzach do Sabatonowego coveru "Camouflage" jakiś użytkownik zamieścił niemal identyczną "ghost story" z czasu II wojny światowej:

Brytyjczycy zaminowali fragment pustyni w pobliżu El Alamein, ale zanim zdążyli oznakować drogę umożliwiającą bezpieczny przejazd, zaczął ich ostrzeliwać wróg. Potem ku swemu przerażeniu zobaczyli, że na pole minowe wjeżdża brytyjska ciężarówka. Wstrzymali oddech spodziewając się, że zaraz wyleci w powietrze, ale ciężarówka zaczęła skręcać w lewo i w prawo, omijając miny. Kiedy dojechała do nich, zapytali kierowcę, skąd wiedział, którędy można bezpiecznie przejechać. "Nie wiedziałem" - odparł - "młody porucznik pokazał mi drogę." Ale kiedy wszyscy się odwrócili, okazało się, że w ciężarówce nie ma żadnego porucznika. Wtedy sanitariusz zaprowadził kierowcę do namiotu medycznego i pokazał zwłoki porucznika, który nie żył od kilku dni, a kierowca zbladł i potwierdził, że tak, to był właśnie TEN porucznik...



10 komentarzy:

  1. Anonimowy4.2.17

    Piosenkę znam od lat i zawsze mi się podobała,tytułu i piosenkarza nie kojarzyłam.No nie, przeróbka Sabatonu jest uderzenie pięścią,po oczach..Też ich lubię,ale akurat ten utwór to niewypał.
    Gdzieś było opowiadanie w tym stylu,ale dotyczyło lotnika.Facet nie mógł wylądować,ktoś go poprowadził,jakiś starszy pan opowiada potem,pokazując fotografie,ze ten pilot obiecał,ze jak ktoś sie zagubi na górze,on sprowadzi go do domu."Wygląda na to,że nadal to robi" odpowiada uratowany.A starszy pan na to,ze niestety,Joe zmarł ileś lat temu.


    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, ładna historia z tym lotnikiem, nie znałam!

      Usuń
  2. Anonimowy4.2.17

    O,znalazłam!
    Pasterz (The Shepherd) Fredericka Forsytha

    Młody pilot myśliwski RAF-u w noc wigilijną w 1957 r. leci z Niemiec do Anglii. Nad Morzem Północnym dochodzi do awarii całego sprzętu elektrycznego (w tym radiostacji), a równocześnie rozwijająca się mgła uniemożliwia mu odnalezienie lotniska i lądowanie bez kontaktu radiowego z ziemią. Dlatego też zaczyna krążyć nad morzem, aby z ziemi przysłano mu na pomoc inny samolot zwany „pasterzem”, który ma go doprowadzić do lotniska. Gdy do końca paliwa zostaje mu kilka minut, widzi samolot Mosquito oznaczony literami JK; samolot ten przez mgłę sprowadza go na lotnisko. Po wylądowaniu okazuje się, że jest to stare lotnisko pełniące od zakończenia wojny wyłącznie rolę magazynu. Gdy telefonuje do dowództwa, okazuje się, że o jego locie z powodu świąt zapomniano i nikt nie wysyłał „pasterza”. Później w rozmowie ze starym kapralem pilot dowiaduje się, że Mosquitem oznaczonym JK latał major John Kavanagh, który pomagał dotrzeć do lotniska zagubionym samolotom, i który zaginął w Wigilię w 1943 r.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, poszukam sobie tego tekstu! Bardzo lubię historie o lotnikach!

      Usuń
  3. Uwielbiam tę piosenkę, zawsze mam ciary:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy8.2.17

    Wersja oryginalna jest tak genialna, że uświadomilam sobie, ze wcale nie mam ochoty teraz słuchać po niej Sabatonu! (mimo że ogólnie lubię Sabaton)

    cranberry

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy8.2.17

    The Last Stand dobre :)
    Film sugeruje krucjaty, ale piosenka jest o Sacco di Roma (ok, nie wpadłam na to sama, bo zaczęłam od zajrzenia na Wiki o albumie)

    cranberry

    OdpowiedzUsuń
  6. Anonimowy12.2.17

    Kolejną mutacją jest amerykańska legenda o duchu kierowcy ciężarówki, który podwozi autostopowicza - chociaż w sumie trudno mówić o mutacji, skoro nikt nikomu nie ratuje życia. No, ale istota fabuły taka sama: wysadzony pod jakąś knajpą autostopowicz dowiaduje się, że wiózł go Big Joe (czy jakoś tak), który kilkanaście lat temu zginął, unikając kolizji z autobusem szkolnym.

    Historyjkę znam oczywiście z piosenki country. :-)
    Achika

    OdpowiedzUsuń