2019-04-27

Kocie zęby i rozmowa służbowa w Latającym Mieście



Dawno nie opowiadałam tu anegdot kocich, więc podzielę się najnowszymi doniesieniami z frontu Ofeliowego. Tuż przed Wielkanocą podczas kontroli u weta okazało się ku zaskoczeniu wszystkich, że Ofelia ma złamane oba (!!!) górne kły. Nie mamy pojęcia, kiedy i w jakich okolicznościach tak się załatwiła - możliwe, że tłukła się z innym kotem, bo wiemy z autopsji, że chętnie używa kłów jako broni, a połowa sąsiadów ma koty wychodzące... W każdym razie jest podejrzenie, że te zęby bolą przy jedzeniu, i biedaczka kwalifikuje się pilnie do sanacji paszczy. W środę po świętach zabraliśmy ją na badania krwi, bo trzeba było sprawdzić, czy naszą seniorkę można bezpiecznie znieczulić do zabiegu. Kociszcze buczało, hyczało, prychało, przy pierwszej próbie wbicia igły nadęło się i nalało jak z cebra (pani wet skorzystała z okazji i szybciutko pobrała do analizy również mocz), a po wszystkim zrobiło kupę w transporterze... Wyniki badań ponoć bardzo ładne, cała morfologia i biochemia w normie, kot umówiony po weekendzie na ekstrakcję złamanych kłów i czyszczenie reszty 14-letniego uzębienia. Trzymajcie kciuki, żeby wszystko poszło zgodnie z planem!

* * *

I z innej bajki - żeby nie było nudno, podrzucam kolejny kawałek powstającego tekstu. Męczę to nieszczęsne opowiadanie od ponad dwóch tygodni, strasznie wolno mi idzie, ale już pomału widać metę!


"Latające Miasto słynęło z pięknej architektury, niezwykłej roślinności, znakomitych miodów i ponad stu odmian liczi, a sylfy były całkiem pozytywnie nastawione do cudzoziemców. Niestety owo życzliwe nastawienie miało swoje granice – i nie obejmowało takiego ewenementu, jak obcokrajowiec współpracujący z wywiadem królowej Feanmuile.

Brune Keare zwany Krzyczącym w Ciemności nie przejmował się tym zanadto. Po części dlatego, że zanim przybył do Etherei, współpracował głównie z gildią żebraczą z miasta Shan Vaola. W porównaniu z żebrakami sylfy mimo wszystko wypadały lepiej. Poza tym był zbiegiem ze świata ludzi, poszukiwanym przestępcą, któremu zaoferowano azyl w powietrznym królestwie, i nie miał wielkiego wyboru.

Przez ostrołukowe okna Sokolego Pałacu wpadał jaskrawy blask słońca. Irill, przyboczna generała Ximona, jasnowłosa jak większość jej krajan, jak zwykle nienagannie ubrana w błękit i biel, zamaszyście postawiła parafkę na podsuniętym raporcie i zmierzyła Krzyczącego wzrokiem. Skrzywiła umalowane na niebiesko usta.

– Nie mogę się przyzwyczaić do gęby tego dziada – oznajmiła.

Brune prychnął z cicha. Jego twarz skrywała postarzająca iluzja – nigdy nie zjawiał się w Sokolim Pałacu pod własną postacią – ale kilka sylfów znało jego prawdziwą tożsamość, w tym Irill, bo pomagała opracować dla niego dyżurny alias. Niemłody muzyk nazwiskiem Orelt był półsylfem, miał w Etherei skrzydlatego wuja i skrzydlatego dziadka, ale w wyniku rodzinnych animozji prawie nie utrzymywał z nimi kontaktów. Mieszkał w skromnej wynajętej izbie, chodził grać dla tych, którzy mu płacili, i nie rzucał się w oczy. Dopiero nocami przeistaczał się w dziesięć innych person – pijaków, żebraków, bezrobotnych starych astrologów, smętnych młodych poetów uzależnionych od haszyszu – i dyskretnie, sprawnie eliminował agentów Otchłani, których mu wskazano.

– Z całym szacunkiem, nie wykazaliście się finezją, panie Orelt. – Sylfida znacząco zaakcentowała jego fałszywe nazwisko. – Musieliśmy po was sprzątać. Tuszować sprawę.

– Bywa. – Żmij rozłożył ręce. – Jak mawiają alchemicy: nie da się uwarzyć eliksiru, nie brudząc szkła.

– Sugeruję ci zmienić podejście, w przeciwnym razie nie unikniesz kłopotów. – Irill zniżyła głos. – Generał nie był zadowolony. Kylleminguen też. Twoje szczęście, że nie ucierpiał nikt postronny.

– Obiekt próbował uciec. W dość kłopotliwym momencie i miejscu.

– Nie jestem zaskoczona, że próbujesz się usprawiedliwiać. Brak ci refleksu, a i ze zdolnością przewidywania jest kiepsko. To typowe dla bezskrzydłych.

– Chętnie porozmawiam o tym z generałem, jeśli oczekuje ode mnie wyjaśnień.

– Generał nie ma czasu na takie rzeczy. – Irill sięgnęła do piętrzącej się na sekretarzyku sterty dokumentów. W królestwie sylfów pisano przeważnie na wysuszonych, spreparowanych liściach, bo papier był tu jeszcze droższy niż w świecie ludzi. – Jest dla ciebie kolejne zadanie.

– Jak pilne?

– Bardzo. Ale to łatwe, szybkie zadanko, w sam raz dla bezskrzydłego. Trzeba zrobić porządek ze sługą Doliny Skał. To golem, grasuje od niedawna na drugim poziomie miasta.

– Golem? Musi chyba mieć pana?

– Nic nam na ten temat nie wiadomo. Wygląda na to, że działa w pełni autonomicznie.

– Ale ktoś musiał go tu przywieźć lub przytransportować portalem.

– Śledztwo w tej sprawie już trwa, co nie zmienia faktu, że w pierwszej kolejności trzeba zrobić z nim porządek. Zbyt śmiało sobie poczyna.

– To znaczy?

– Tydzień temu najprawdopodobniej porwał nisko urodzoną sylfidę, tancerkę imieniem Zeliss. Są świadkowie, którzy widzieli to zdarzenie i opisali sprawcę. Jej ciało zostało przedwczoraj znalezione na pustkowiu. Obrażenia sugerują upadek z wielkiej wysokości.

– Zrzucono ją nieprzytomną z Latającego Miasta?

– Albo i przytomną. Nic by jej to nie pomogło, tak czy owak nie była zdolna do lotu.

– Połamane skrzydła?

– Blisko, ale nie. Przed śmiercią wyrwano jej wszystkie pióra.

Brune zmrużył oczy.

– Golem torturował ją, wyrywając pióra ze skrzydeł, a potem zabił?

– Na to wygląda. Wstępnie zakładamy, że próbował ją zmusić do zapisania duszy Dolinie Skał.

– Na jakiej podstawie sądzicie, że służy właśnie im?

– Tak twierdzi Martwy Wiatr. Wedle jego słów tylko Dolina Skał i Dolina Ołowiu używają golemów, a ta druga nie wysyła agentów do Etherei.

Żmij pokiwał głową. Na wpół legendarny Martwy Wiatr był demonem, który naraził się swoim pobratymcom w Otchłani. Zbiegł stamtąd, poprosił o azyl w Etherei i otrzymał schronienie w zamian za współpracę z sylfami. Tak brzmiała oficjalna wersja. Brune był ciekaw tej prawdziwej.

– Chcecie, żeby drania zniszczyć, czy tylko unieszkodliwić i ująć?

– Raczej to drugie, ale tylko pod warunkiem, że cel da się zrealizować dyskretnie i bez ofiar. Pierwszy priorytet to uniemożliwić mu kontynuowanie działań w mieście.

– Rozumiem. Gdzie go znajdę?

– Ma kryjówkę w piwnicach spalonych sukiennic. – Irill wręczyła żmijowi arkusz zszytych liści, na którym widniała nakreślona tuszem mapka dzielnicy z dużą kropką pośrodku. – Zaraz obok znajduje się Ogród Morwowy i manufaktury jedwabiu.

– Wiem, gdzie to jest. Przeprowadzę rekonesans. – Krzyczący uważnie przyjrzał się mapce, po czym zwinął ją w rulon i schował. – Sprawa wygląda ciekawie, nie powiem. Golem, który działa samotnie, bez nadzoru? To nietypowe.

– Przypuszczamy, że demony umieściły w nim duszę jakiegoś swojego sługi. Donoszono nam już o takich przypadkach.

Przerwali rozmowę, bo drzwi się otwarły i do gabinetu wkroczył generał Ximon – wysoki, barczysty sylf w białym mundurze przepasanym szafirową szarfą. Krzyczący ukłonił mu się nisko, jak uczyniłby to pan Orelt. Kylleminguen, szef wywiadu, znał tożsamość żmija, ale Ximon nie, pomimo że jego podwładna była teraz bezpośrednią zwierzchniczką Krzyczącego. Brune nie wnikał w układy i układziki pomiędzy sylfami.

– Odebraliście instrukcję, panie muzyk? – zapytał generał. – To ruszajcie, czas ucieka."


3 komentarze:

  1. Heh, też mam po majówce zabieg na zwierzęciu. Zdrówka dla koty :)

    No i czekam na całość czwartego tomu, a nie jakieś fragmentu, no! :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, to nawzajem też trzymam kciuki za zwierzątko! Kota na razie jeszcze nie wie, co ją czeka ;)

      Już tylko od wydawcy zależy, kiedy czwarty tom trafi do księgarń. Z tego co mi wiadomo - trwa teraz korekta i prace nad okładką (ja już widziałam i zaakceptowałam wstępny projekt, teraz czekamy, aż wypowiedzą się decydenci). Myślę, że Rebis ogłosi datę premiery, kiedy okładka będzie gotowa.

      Usuń
  2. Anonimowy27.4.19

    Powodzenia z zębami!!!Trzymam macki!

    W porównaniu z żebrakami sylfy mimo wszystko wypadały lepiej
    Dobre! Czekam na całość!

    Chomik

    OdpowiedzUsuń