2019-07-22

Wrocławskie Dni Fantastyki 2019 - piątek



Zmobilizowałam się wreszcie, żeby napisać rozbitą na dwie części relację z Wrocławskich Dni Fantastyki. Enjoy!


Przewlekający się w nieskończoność remont torów na trasie do Warszawy przez Dęblin nadal utrudnia życie wszystkim, którzy mają kaprys dojechać dokądś z Lublina koleją. Moja podróż do Wrocławia z przesiadką w Warszawie, ze startem o nieludzkiej godzinie 4:32 (jazda pociągiem tuż po wschodzie słońca miała tylko dwie zalety: 1) nie było upału, 2) za Lubartowem z okna pociągu widziałam uciekającą sarnę, dwa bociany i zająca) trwała łącznie ponad 10 godzin. Na deser musiałam jeszcze – po odszukaniu właściwego przystanku, co nie było takie proste (ulica wiodąca do dworca PKP jest rozkopana) – przejechać 16 przystanków tramwajem z dworca Wrocław Główny w rejon Stadionu Wrocław i przewędrować jakieś 800 m z przystanku do hotelu (nie obyło się bez pytania miejscowych o drogę). W końcu jednak dotarłam bezpiecznie do celu i po krótkim odpoczynku mogłam ruszyć do Leśnicy, gdzie odbywał się konwent. Też tramwajem (do Leśnicy dojeżdżają linie tramwajowe nr 3, 10 i 20). 

Na konwent dotarłam krótko po szesnastej. Przed Centrum Kultury „Zamek” powitała mnie Marta Witkowska z ekipy WDF-ów, przemiła opiekunka gości. Dostałam materiały akredytacyjne, smycz z identyfikatorem, gumową opaskę na nadgarstek oraz butelkę piwa kraftowego – nie piję piwa, więc podziękowałam za ten prezent, ale inni goście na pewno go docenili! 








Jak co roku prelekcje odbywały się w budynku Centrum Kultury „Zamek”, a warsztaty i pokazy w pobliskim parku, gdzie ulokowano również strefę gastronomiczną z foodtruckami, scenę koncertową, strzelnicę i różnego rodzaju stoiska handlowe. Nie udało mi się wejść o siedemnastej na prelekcję Agnieszki Skrzypczak „Nie tylko Wędrowycz – egzorcyzmy i magia polskich wsi” (na całych WDF-ach gżdacze bardzo pilnowali, żeby w salach prelekcyjnych przebywało tylko tyle osób, ile przewidziano miejsc siedzących – nie było wolno stać z tyłu ani siedzieć na podłodze), więc powędrowałam na zewnątrz i zupełnym przypadkiem trafiłam na odbywającą się na trawie pod gołym niebem prelekcję o Dawnych Europejskich Sztukach Walki będącą wstępem do pokazu fechtunku mieczem długim. Z zainteresowaniem słuchałam, jak pan ze stowarzyszenia ARMA.PL opowiada o tym, jakie trudności napotykają ludzie usiłujący rekonstruować średniowieczne techniki szermiercze. (Zachowane traktaty są napisane zwykle w języku staroniemieckim lub starowłoskim, bez interpunkcji, zawierają niejasne, hermetyczne zwroty i opisy – były przeznaczone dla ludzi już umiejących walczyć, miały im pomóc usystematyzować i uzupełnić wiedzę. Wiemy, jak wyglądała broń, ale trudno jest na podstawie opisów oraz rycin w traktatach odtworzyć przebieg walki, konkretne techniki i akcje; po części wykorzystuje się doświadczenie z innych sztuk walki, bo mechanika ruchów ludzkiego ciała jest zawsze taka sama. Zapamiętałam też, że naukę szermierki rozpoczynano od nauki zapasów, a w trakcie walki mieczem można wykorzystać techniki zapaśnicze, na przykład złapać przeciwnika wpół i rzucić nim o ziemię, co zademonstrowano później na pokazie.)







Zdążyłam obejrzeć kwadrans pokazu szermierczego, a potem musiałam się zwinąć na pierwszą z własnych prelekcji, „Przyczajony gwóźdź, ukryte powrósło: czary i przesądy w hodowli zwierząt”. Opowiadałam o licznych przesądach i zabobonach dotyczących hodowli bydła i owiec, głównie z obszaru Karpat, ale nie tylko. Po wykładzie zostałam zagadnięta przez parę osób proszących o autograf – szczególnie wzruszył mnie człowiek z podniszczonym egzemplarzem antologii wydawnictwa Ares 2 „Młode wilki polskiej fantastyki. Tom 1”. Potem zeszłam na parter do galerii, gdzie znajdowała się bardzo fajna wystawa prac Grzegorza Rosińskiego – plansze i szkice do „Thorgala” i innych, mniej znanych komiksów (głównie komiksy SF z lat pięćdziesiątych), kilka małych obrazków w kolorze oraz trzy duże obrazy olejne przedstawiające sceny z „Thorgala” – i obfotografowałam te prace, które szczególnie przykuły moją uwagę. Mam mnóstwo zdjęć z tej wystawy, wybrałam pięć.









O dwudziestej wróciłam na górę, żeby poprowadzić swoją drugą prelekcję - „Nieporadnik młodego autora: pisanie dla początkujących”. Cytowane przykłady różnych potknięć z tekstów początkujących autorów („Pościel została w pokoju na górze. Jeszcze parę metrów i dotrze do furtki”, „zaułek wymoszczony śmieciami”, „kapitan zanurzył pióro w bakałarzu”) jak zwykle wzbudziły dużą wesołość. Po prelekcji trochę mnie kusiło, żeby zostać na koncercie zespołu Żywiołak, lecz rozsądek kazał już wracać do hotelu.

Sobota upłynęła pod znakiem paneli dyskusyjnych oraz towarzyskiego integrowania się z koleżankami z Hordy, ale o tym przeczytacie w następnym wpisie.



3 komentarze:

  1. Czy prelekcja bedzie dostepna gdzies w sieci?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie, z tego co się orientuję, na WDF nikt nie nagrywał wykładów. Ale mogę podesłać tekst mailem, bo mówiłam na podstawie obszernych notatek!

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy23.7.19

    matko kochana, ta okładka z orłami wygląda jak barokowy obraz kościelny :-P
    Achika

    OdpowiedzUsuń