2020-04-25

Koronawiosna



Na facebookowym Forum Tłumaczy Literatury toczyła się ostatnio dyskusja o produktywności i mnóstwo osób stwierdziło, że pandemia fatalnie wpływa na ich wydajność. Posiadacze dzieci oczywiście cierpią z powodu zamknięcia szkół, przedszkoli i żłobków, ale większym problemem są chyba emocje - niepewność, lęk, obawy o przyszłość - które dopadają wszystkich bez względu na wiek i status rodzinny: od niepokoju o najbliższych po nawracające pytania, jak długo wirus będzie stanowił zagrożenie, jak będą wyglądać skutki recesji gospodarczej i kiedy świat zacznie powracać do normalności (pesymiści twierdzą, że za kilka lat, ultrapesymiści straszą, że obserwujemy dopiero preludium do Wielkiej Światowej Katastrofy Gospodarczej i nic już nie będzie takie samo). Rynek książki mocno ucierpiał przez koronawirusa (a konkretnie przez zamknięcie księgarni stacjonarnych), zaś recesja przypuszczalnie rąbnie go jeszcze dotkliwiej - nawet w najlepszych czasach czytelnictwo w naszym pięknym kraju wyglądało tak, jak wyglądało, książki nie są artykułem pierwszej ani drugiej potrzeby... Może wydawnictwa nie znalazły się w tak tragicznej sytuacji, jak turystyka, hotelarstwo czy branża eventowa, ale przyszłość nie rysuje się różowo, a nastroje wśród tłumaczy literackich i autorów są raczej minorowe.

Jeśli o mnie chodzi, bardzo źle mi się pracowało w marcu - nie mogłam się oderwać od czytania doniesień prasowych o koronawirusie - ale oswoiłam się z sytuacją i teraz już jest lepiej. W mediach można znaleźć rozbieżne prognozy na temat nadchodzących miesięcy, ale myślę, że SARS-CoV-2 będzie nad nami wisiał jak cień przynajmniej do przyszłego roku (staram się nie rozmyślać o możliwości, że paskudztwo mutuje zbyt szybko, żeby dało się opracować skuteczną szczepionkę). Na czysto osobistym poziomie pandemia na razie - ODPUKAĆ - nie skomplikowała mi przesadnie życia. Nie pojadę na kilka imprez literackich, przesunięto premierę mojej książki i przepadł mi planowany od dawna majowy wyjazd w góry, ale to w sumie drobiazgi. Zastanawiam się, czy jest szansa, abyśmy z miaużem wymknęli się na wypad górski w lipcu.

Pracuję teraz intensywnie nad zaległym długim przekładem - zabrałam się za niego później niż planowałam, bo kończenie mojej własnej powieści opóźniło się o miesiąc w stosunku do pierwotnego planu. (Wszystko dlatego, że zamiast pisać, kompulsywnie czytałam newsy o koronawirusie, oglądałam reportaże oraz wdawałam się w dyskusje na Fb z czarnowidzami, którzy wróżyli rozwój sytuacji rodem z "Bastionu" Kinga - swoją drogą teraz jakoś zamilkli, ciekawe czemu?) Chwilowo bardziej od koronawirusa przeraża mnie koszmarna susza - w Lublinie od jakichś pięciu tygodni padało tylko raz (!!!!) i to niezbyt obficie. Na dziś zapowiadano przelotne deszcze, ale na moim osiedlu nie spadła ani kropelka. Ziemia jest sucha i twarda jak kamień, trawa na trawnikach podsycha, nawet nie chcę się zastanawiać, co dzieje się z oziminami na polach...

Miałam ambitne plany, żeby po skończeniu 5. tomu "Teatru węży" reanimować bloga, napisać kilka zaległych recenzji i podsumowanie lekturowe roku 2019, ale na razie brak mi łyżek - muszę pchać do przodu wspomniany wcześniej długi przekład (było 604 stron wydruku, zostało jeszcze 190), domknąć prace nad przetłumaczonym w marcu artykułem naukowym (dostałam go z powrotem po poprawkach do sczytania, w bonusie do zrobienia są podpisy do wykresów) i pisać ASAP opowiadanie do pewnej antologii, bo deadline goni. Może zbiorę się przynajmniej, żeby sfotografować książki kupione tuż przed pandemią. Zaszalałam i zamówiłam z Madbooks kilkanaście pozycji - zakładałam, że dam sobie spokój z kolejnymi zakupami na jakieś trzy kwartały, tymczasem nie minęły dwa miesiące, a ja już zaczynam spisywać nową listę tytułów do nabycia...

Trzymajcie się, uważajcie na siebie, dbajcie o starszych członków rodziny i nie wychodźcie za często. Kiedyś powetujemy sobie wszystkie zaległe targi, konwenty i spotkania. A żeby zakończyć ten wpis choć połowicznie optymistyczną nutą - łapcie kilka zdjęć wiosennego kwitnienia.






4 komentarze:

  1. Anonimowy26.4.20

    niepewność, lęk, obawy o przyszłość - które dopadają wszystkich bez względu na wiek i status rodzinny:
    Jesteś pewna, ze wszystkich? Wolałabym nie być z jednym worku z panikarzami.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie piszę o społeczeństwie w ogólności, tylko o dyskusji, która toczyła się na Forum Tłumaczy Literatury. Dyskutowali tam tłumacze literaccy, a my akurat mamy bardzo realne powody do zmartwienia, bo koronawirus (a konkretnie zamknięcie księgarni stacjonarnych) paskudnie rąbnął w rynek książki: premiery poopóźniane, sprzedaż poleciała w dół, branża nie słynie z dobrej płynności finansowej i na pewno część wydawnictw nie przetrwa. Ja się poważnie niepokoję, czy dostanę przelew, który powinnam dostać w maju, i czy terminowo otrzymam pieniądze za tłumaczenie, które teraz robię. Czy to mnie czyni panikarą?

    OdpowiedzUsuń
  3. Tzn. ok, z wpisu to nie wynikało, wspomniałam o niepokojach i lękach bardzo ogólnie (aż wróciłam do wpisu i doprecyzowałam). Ale nie mam na myśli takiego oderwanego od rzeczywistości mirmiłowania, jakie niektórzy uprawiali w marcu na Fb (OMG, jesteśmy zgubieni, wirus zmutuje, epidemia będzie się ciągnąć 10 lat, państwo polskie upadnie i będziemy drugą Somalią), tylko zupełnie racjonalne obawy. Np. już widzę, że w najbardziej pesymistycznym scenariuszu na ten rok mogę stracić 90% przewidywanego przychodu z tłumaczeń literackich i sprzedaży książek - i muszę z wyprzedzeniem rozpatrywać plany awaryjne w związku z tym.

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy28.4.20

    No wiesz, różnie się dzieje.Czytałam ostatnio wpis laski,która sie wręcz chwaliła,ze doniosła na ludzi siedzących na skwerku..A moja koleżanka zdarła sobie ręce dezynfekując..Mnie już coś trafia...
    Nie,no pewnie,straty będą.U kosmetyczek,krawcowych,fryzjerek też.
    Akurat dostałam pracę w urzędzie..Entuzjazmu nie mam,ale o zrobić..

    Chomik

    OdpowiedzUsuń