2020-05-23

Koniec maja - plany, decyzje i insze inszości


Non stop gonią mnie terminy na różne rzeczy, ale powzięłam twarde postanowienie, że na blogu raz w tygodniu ma się pojawiać nowy wpis. Choć bardzo żałuję odwołanych imprez i wyjazdów w tym pechowym koronaroku, jest to też w pewnym sensie błogosławieństwo – epidemia odciążyła mój grafik i mogę się lepiej skupić na pracy.

Przedwczoraj odesłałam korektę autorską piątego tomu „Teatru węży” po redakcji. Dwukrotne sczytanie (tak, jestem nieuleczalną perfekcjonistką na własną zgubę) tych 20 rozdziałów, czyli ponad 18 arkuszy, było zaskakująco miłym obowiązkiem, bo utwierdziłam się w poczuciu, że książka jest dobra. Inna od poprzednich (zawiera niespodzianki ^____*), ale dobra.

Co ważniejsze – w ostatnich dniach definitywnie podjęłam pewną decyzję, z którą mocowałam się od ponad czterech lat i w zasadzie podejmowałam ją krok za krokiem, etapami. Mam tendencje do wahania się w nieskończoność, kiedy decyzja nie ma „daty ważności” – nie trzeba jej podjąć w określonym czasie. W końcu – w cieniu pandemii koronawirusowej i swoich zbliżających się czterdziestych urodzin – dojrzałam do tego, żeby z paru możliwych opcji wybrać ryzykowną. Zobaczymy, jak bardzo będę tego żałować za kilka(naście) lat. Na razie zostałam nagrodzona taką zwyżką nastroju, taką falą optymizmu i energii, jakiej dawno nie doświadczyłam – nagle mam mnóstwo pomysłów, natłok planów i trzeba je tylko uszeregować jakoś z sensem.

Cały ten wpis jest dość enigmatyczny, bo nie chcę się chwalić wprost, o jaką decyzję chodzi (może pochwalę się za rok), ale jedno mogę wyjawić już teraz. Po piątym tomie „Teatru węży” planuję na dłuższy czas pożegnać się ze światem Zmroczy – przez co najmniej dwa lata nie będzie następnych powieści z tego uniwersum (może będą powstawać jakieś opowiadania żmijowe, może nie, zobaczymy). Następna książka będzie osadzona w naszym świecie i z dużym prawdopodobieństwem nie będzie zawierać fantastyki.

Zmieniacz czasu oczywiście potrzebny nieustająco. W braku zmieniacza ciągle próbuję tak modyfikować swoje nawyki, żeby poświęcać czas na rzeczy ważne, a nie nieważne (lub co gorsza na prokrastynację w internetach). Już dawno odkryłam, że największy problem z prokrastynacją mam wtedy, kiedy jestem ZMĘCZONA i senna (czytając Facebooka i internety, próbuję się obudzić i nabrać energii, żeby jeszcze trochę popracować – taki substytut kawy). Zadziwiające, jak trudno się wyzbyć złego przyzwyczajenia do pracy po nocach. Problem polega na tym, że w nocy jest cicho, za oknem nie świeci słońce, nie jeżdżą samochody, nic mnie nie rozprasza, więc działam trzy razy bardziej efektywnie niż w dzień…

Z całkiem innej beczki – dział literacki Esensji cierpi na niedobór publikowalnych tekstów (owszem, jesteśmy wybredni i wybrzydzamy, ale jednak poniżej pewnej poprzeczki po prostu nie chcemy schodzić), więc zachęcam piszących do przysyłania opowiadań, a nuż się spodobają? Ostatnio zamieściliśmy opowiadanie Wiktora Orłowskiego Nocna parada stu demonów – groza w klimatach japońskich, bardzo polecam. Ten tekst jest niczym kunsztowna porcelanowa miseczka wypełniona lepką, czarną esencją koszmarów. Na zachętę – fragmencik oraz ilustracja.


"Głuchy stukot fontanny sōzu budzi Akiko ze snu.
Dziewczyna przez chwilę leży nieruchomo, jej blade ręce spoczywają na pościeli niczym przywiędłe kwiaty lotosu. Mocno zaciska powieki, usiłując pochwycić odpływający powidok Tamtego Miejsca: Osaka w środku mroźnej zimy, czyste zaspy śniegu spiętrzone po obu stronach ulic niczym miniaturowe góry Fuji. Szczerbaty uśmiech Kentaro. Ciepło domowego kotatsu. Ręce matki pachnące jaśminem, jej ukochane zwoje pełne miniatur yōkai. Wiszący w tokonoma obraz, który napawał ją dreszczem: „Hyakki-yakō”, „Nocna parada stu demonów”.
Akiko gwałtownie otwiera oczy. Tutaj nie ma matki i Kentaro, nie ma cichego, wiecznie zapracowanego ojca, nie ma potworów wymalowanych czarnym tuszem. Jest tępy odgłos bambusa shishi-odoshi w domu, którego nauczyła się nienawidzić.
Wuj Kenjirō już nie śpi. Akiko słyszy jego kroki w korytarzu; stare drewno jęczy śpiewnie pod jego stopami, jakby się skarżyło. Aby przejść do łazienki, wuj musi minąć jej pokój. Przez chwilę są bardzo blisko, dzieli ich jedynie papierowe shōji. Dziewczyna sztywnieje; wydaje jej się, że słyszy jego oddech.
Rytuał dnia jest ustalony: Akiko wstaje i zwija futon, a potem ubiera się w marynarski mundurek i czesze włosy przed toaletką. Mebel jest stary – może pamiętać jeszcze okres Meiji – i bardzo piękny, blat ma inkrustowany szylkretem. Z lustra spogląda na nią istota pogranicza: już nie dziecko, ale jeszcze nie kobieta, kolaż dużych oczu i lekko zapadłych policzków, wysokiego czoła i kącików ust opuszczonych w wyrazie pełnego powagi smutku.
Akiko zakłada uśmiech, zanim zejdzie do jadalni. Trochę uwiera ją w usta, jak nowe, nierozchodzone jeszcze buty.
– Coś się stało? – Wuj spogląda na nią znad szkieł okularów.
Śniadanie jedzą przy odsuniętych shōji. Jest piękny jesienny poranek, słońce nieśmiało wspina się po czerwonych łupkach błyszczących od nocnego deszczu. Wiatr kołysze gałęziami smukłych miłorzębów – zdają się tańczyć w ogrodzie niczym gejsze, potrząsając złocistymi wachlarzami liści w skomplikowanych figurach tachikata.
Akiko nienawidzi ich tańca."


Rys. Agnieszka "Achika" Szady


1 komentarz:

  1. Anonimowy23.5.20

    Następna książka będzie osadzona w naszym świecie i z dużym prawdopodobieństwem nie będzie zawierać fantastyki.

    OOOOO!!! Brzmi ciekawie!Już czekam.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń