2020-12-30

Boże Narodzenie w czasach zarazy

 

Od kilku lat jakoś tak wychodzi, że w dniach 20-24 grudnia w lekkim amoku odhaczam kolejne pozycje z przedświątecznej listy spraw do załatwienia (w tym roku na szczęście nie było kupowania prezentów na ostatnią chwilę - zmądrzałam i wszystko zamówiłam wysyłkowo ze sporym wyprzedzeniem, polecam ten patent). Ganianka przekłada się na lekki obłęd w oczach i stan napięcia nieproporcjonalny do wagi problemu - nawet ja wiem, że Wszechświatowi nie zrobi żadnej różnicy, czy zdążę pomyć w mieszkaniu wszystkie podłogi i drzwi... 

Spisując listę sprawunków do załatwienia w trzech sklepach - głównie produkty spożywcze - złapałam się na melancholijnej refleksji. Święta podczas wojny były naznaczone traumą, strachem, niedostatkiem; ludzie obawiali się o życie bliskich i opłakiwali tych, którzy zginęli. Nam rok 2020 zafundował taki dziwny układ, że z jednej strony pozornie nie dzieje się nic strasznego - kraj funkcjonuje, jest ciepła woda w kranach, półki w sklepach są pełne - a z drugiej strony wiemy (no dobra, niektórzy wypierają tę świadomość), że koronawirus nabruździł na prawie wszystkich polach i tak zwana nowa normalność ssie. Nauka w szkołach i na uczelniach toczy się zdalnie; życie społeczne od końca września przeniosło się w dużym stopniu do sieci. W szpitalach nadal grasuje pandemiczna groza, a gdzieś poza światłem reflektorów trwa cichy dramat czy też powolne konanie firm z branży turystycznej, eventowej, gastronomicznej, transportowej i paru innych. Ale przede wszystkim rozsądni ludzie zrezygnowali w te Święta z intensyfikowania swojej aktywności rodzinno-towarzyskiej poza kręgiem najbliższej rodziny (precyzując: nie mam na myśli odwiedzin u koleżanki, tylko przyjęcia w większym gronie albo kilka małych spotkań, ale w różnym składzie, na przestrzeni okresu świątecznego) i nawet taki mizantrop jak ja widzi, jak mocno taki stan rzeczy odbiega od normy. 

Nie przepadam za rytualnym wspólnym zasiadaniem przy stole po uprzednim obowiązkowym pucowaniem domu do połysku, a mimo to nawet ja rozumiem, jak smutne było dla wielu rodzin Boże Narodzenie 2020. U nas Wigilia przebiegła prawie tak jak zawsze, tylko bez obecności seniorki rodu, której telefonicznie złożyliśmy życzenia. Ale w niejednym domu na ten wigilijny stół rzucały cień świeża żałoba czy strach o bliskich leżących w szpitalu (mamę mojej znajomej wypisano do domu 23 grudnia ku wielkiej radości rodziny). Wiele osób świętowało w kwarantannie lub samotnie na stancji, żeby nie złapać paskudztwa, podróżując do rodzinnego domu przez pół Polski. Zarazem - bo wciąż myślę o czasach wojny, żeby zachować właściwą perspektywę - były to Święta bezpieczne w sensie braku innych niż wirus zagrożeń; były dostatnie dla tych, którzy nie zderzyli się jeszcze ze ścianą bezrobocia czy innych problemów finansowych. Zresztą - co tu mówić o wojnie! Możecie się ze mnie śmiać, ale piekąc świąteczny piernik mam w pamięci, dla ilu osób w przedwojennej Polsce takie ciasto na mleku, maśle i miodzie z bakaliami i przyprawami stanowiłoby nieosiągalny luksus, a i w stanie wojennym niecałe 40 lat temu ciężko było zdobyć składniki tego przysmaku. Czy ta świadomość zmienia perspektywę i każe widzieć pandemię oraz wynikłe z niej problemy w trochę innym świetle? Poniekąd tak (choć oczywiście niektórzy straszą, że prawdziwy kryzys gospodarczy dopiero przed nami).

Ponieważ narodowy program szczepień już ruszył, nawet nie wiecie, jak mocno trzymam kciuki, żeby 2021 przyniósł nam ogólnodostępne szczepienia na covid, duży spadek zachorowań i zdejmowanie obostrzeń. Nie mam obaw związanych z bezpieczeństwem samej szczepionki, zaszczepię się w pierwszym możliwym terminie. Jedyne, co mnie martwi, to że może się okazać mniej skuteczna niż wskazują badania kliniczne, bo przecież już wiemy, że nawet przechorowanie covidu nie daje trwałej odporności na zachorowanie, a wirus mutuje (jeśli się nie mylę, wstępnie mówi się o konieczności doszczepiania co roku, tak jak w przypadku szczepień na grypę). Tak czy inaczej im większy odsetek populacji się zaszczepi i będzie mieć odporność, choćby tylko przez kilka miesięcy, tym bardziej spadnie liczba zachorowań, będzie można zluzować obostrzenia i odmrozić gospodarkę - co poddaję pod rozwagę. I tego, moi drodzy, życzę nam wszystkim w Nowym Roku: żeby szczepionki działały przynajmniej na krótką metę, antyszczepionkowcy zamilkli, a SARS-Co-V2 skończył tak, jak świńska grypa A/H1N1, która nadal gdzieś tam sobie krąży w populacji, ale nikt z jej powodu nie zamyka szkół i knajp.

Jutro postaram się wrzucić jeszcze jakiś optymistyczniejszy wpis z okazji swoich urodzin.



14 komentarzy:

  1. Anonimowy30.12.20

    Coś się nie chce mój komentarz pojawić,pewnie cenzura działa.

    chomik

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy30.12.20

    Ale przede wszystkim rozsądni ludzie zrezygnowali w te Święta ze spotkań rodzinnych i towarzyskich poza kręgiem najbliższej rodziny -przykro mi czytać takie teksty,my spędziliśmy święta normalnie,bez paniki i izolacji i mamy sie świetnie. A mój wujek "Służbowo" wyjechał.
    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, my z Jerzym jedliśmy wieczerzę wigilijną z moimi rodzicami, a w pierwszy dzień Świąt poszliśmy na obiad do teściów. 89-letnia babcia się izoluje (przy czym mówi też, że w jej wieku już zwyczajnie nie ma siły siedzieć wieczorem przy wigilijnym stole). Ale to jest jakieś 30% naszej normalnej aktywności społecznej w Święta: w normalnym roku ojciec poszedłby drugiego lub trzeciego dnia świąt odwiedzić swoją siostrę, moich rodziców odwiedziliby znajomi, Jerzy pojechałby do rodziny w Warszawie, ja bym się spotkała z co najmniej trzema osobami między Świętami a Sylwestrem, a Achika urządziłaby imprezę. Zrezygnowaliśmy z tego wszystkiego i nie nazwałabym tego paniką, raczej poczuciem społecznej odpowiedzialności. Na cholerę wszyscy uczestnicy spotkania towarzyskiego mają potem lądować na kwarantannie, bo akurat ktoś był "przeziębiony", a potem się okazało, że to jednak nie przeziębienie?

      Usuń
    2. Anonimowy30.12.20

      No dobrze,sprecyzuję:pisanie że rozsądni ludzie robią coś tam jest jakieś przykre, definicje rozsądku bywają różne.Może Twoja nie jest jedynie słuszna.
      Sorry, nie chce się kłócić,tylko mi się przykro zrobiło.
      Na cholerę siedzieć w samotności,to też się na psychice odbija.

      Chomik

      Usuń
    3. Akurat w kręgu moich bliskich znajomych były dwie takie sytuacje, że o tym, że ktoś choruje na covid, dowiedziano się po fakcie, bo infekcja długo wyglądała jak głupi katarek czy zapalenie zatok: jedna z tych osób zdążyła "katarkiem" zarazić żonę (hospitalizacja z zapaleniem płuc), córkę, zięcia i wnuczkę, druga jakimś cudem nie zaraziła nikogo, ale tylko dzięki zamknięciu szkół. Jest to dosyć dobitna ilustracja, że jednak większe spotkania towarzyskie w te Święta nie były rozsądnym pomysłem, IMHO. Pójść z wizytą do pojedynczej koleżanki czy kumpla, którzy są zdrowi, nie pociągają nosem i nic im nie siedzi na zatokach, to jeszcze pół biedy. A za życzenia dziękuję! Jutro spróbuję wrzucić wpis urodzinowy.

      Usuń
    4. Anonimowy30.12.20

      U nas wśród znajomych ani jednego wypadku.Jakaś koleżanka koleżanki,która widuję raz na ruski rok. Podobno bardzo bolały ja plecy i tyle.

      chomik

      Usuń
    5. Rany, ani jednego? No to wśród moich znajomych oraz ich rodzin było tych przypadków w sumie sporo. Kolega Jerzego z wyjazdów górskich, z zawodu nauczyciel, chorował dość ciężko i będzie potrzebował badań u pulmonologa. Mój wuj chorował, na szczęście lekko, ale martwiliśmy się (jest po zawale). Chorowali też księża z naszej parafii, jeszcze latem - mieliśmy tu ognisko covidu na osiedlu, nawet w gazetach pisali.

      Usuń
    6. Anonimowy31.12.20

      Najwyraźniej żyję w zdrowym mieście albo ten cały wirus nie jest aż tak z wszechobecny..

      Chomik

      Usuń
  3. Anonimowy30.12.20

    W przyszłym roku czeka na histeryczna nagonka na ludzi,którzy nie chce sie szczepić jakimś niepewnym badziewiem.O,juz tolerancja polska planuje kary i dokopywanie,to prości Polaczkowie lubią najbardziej.Po co ja w ogóle zajrzałam?
    Wszystkiego naj z okazji urodzin.

    Chomik

    chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kryteria badań klinicznych i dopuszczania produktów medycznych do użytku są dosyć restrykcyjne, więc "badziewie" zostało całkiem solidnie przetestowane przed wprowadzeniem na rynek, mimo że prace szły w ekspresowym tempie (testowano sporą liczbę tych potencjalnych szczepionek i część odpadła na etapie badań klinicznych), a o szczepionkach jako tako takich i reakcjach układu odpornościowego wiemy o niebo więcej niż wtedy, kiedy Ludwik Pasteur zaszczepił pewnego małego chłopca przeciwko wściekliźnie szczepionką nietestowaną wcześniej na ludziach, ratując mu życie :) Serio, jest jakieś 1000 rzeczy, których bałabym się bardziej niż tej szczepionki. Między innymi mam świadomość, że dopóki trwa obecny bajzel i SOR-y oraz respiratory na OIOM-ach pozostają zablokowane przez ciężko chorych pacjentów covidowych, to każdy pacjent z zawałem, udarem mózgu czy po wypadku samochodowym ma problem z uzyskaniem wystarczająco szybkiej pomocy. A bliskie mi osoby czeka latem służbowy wyjazd za granicę i mam nadzieję, że zdążą się zaszczepić przed wyjazdem (są w grupie ryzyka).

      Usuń
  4. Anonimowy30.12.20

    Ale robienie nagonki i natrętna propaganda nie są dobre.Mogą zaszkodzić.A akcje rządu z zamykaniem w ostatniej chwili cmentarzy i niejasna sytuacja z Sylwestrem też nie pomagają.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, gdy chodzi o działania pozorowane rządu, które odnoszą skutek przeciwny do zamierzonego, jestem tego samego zdania :(

      Usuń
  5. Anonimowy31.12.20

    Tak z innej beczki:wróciłam do Twoich wierszy.Ciągle cholernie mi się podobają.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń