2020-12-12

W roku 2020 wszyscy jesteśmy Roszpunką

 

Pamiętacie Roszpunkę z filmu "Zaplątani"? Księżniczkę porwaną z kołyski jako niemowlę, którą przybrana matka więzi w wieży? Roszpunka wynajduje sobie w zamknięciu mnóstwo zajęć - maluje, kucharzy, gimnastykuje się, sprząta, bawi ze swoim kameleonem, szyje, robi świece, czyta książki - ale nijak jej to nie pomaga uciec przed świadomością, że prawdziwe życie toczy się gdzie indziej, na zewnątrz.  Że egzystencja w areszcie domowym, bez kontaktu z ludźmi, jest jednostajna, smutna i pusta.

Epidemia covidu z towarzyszącymi jej obostrzeniami zafundowała nam wszystkim łagodniejszą wersję syndromu Roszpunki. Niby nie siedzimy w zamknięciu (chyba że mieliśmy pecha zachorować lub trafić na kwarantannę), możemy wyjść po zakupy, na spacer, pojechać do lasu. Jeśli nie straciliśmy pracy, to pracujemy - jedni zdalnie, inni tak jak zawsze, jeszcze inni (jak mój mąż) raz tak, raz tak. Życie towarzyskie kwitnie w Internecie, rok 2020 przyniósł też zdalne lekcje, szkolenia i kursy, zdalne warsztaty literackie, a nawet zdalne targi, konwenty i inne imprezy. Wszystko to nie zmienia faktu, że po iluś miesiącach egzystowania w trybie praca-dom-spacery-Internet człowiek strasznie by chciał już nie to, że wsiąść w pociąg i pojechać na konwent, ale choćby włożyć ładną bluzkę i pójść na kilkuosobowe spotkanie towarzyskie u znajomej (jedno z tych spotkań, na które w ostatnich latach raczej nie chodziłam, tłumacząc się brakiem czasu, a teraz kajam się i przyznaję, że był to błąd...). Mniej introwertyczna przyjaciółka śmieje się ze mnie, że ona już w kwietniu chodziła po ścianach, a ja dopiero teraz się obudziłam, że "jest grudzień, hm, coś dawno ludzi nie widziałam"! No niestety, tak - jest grudzień 2020 i nadszedł ten moment, kiedy powszechny lockdown zaczyna męczyć nawet tak zdeklarowaną introwertyczkę jak ja.


(Tangled via Walt Disney Pictures)


Na pocieszenie próbuję sobie mówić, że kiedy już sezon grypowy się przewali i statystyki zachorowań na covid zaczną spadać, odbiję sobie ograniczenia, wychodząc do ludzi - w szczególności spotkam się z różnymi osobami, z którymi nie było okazji/czasu się widywać jeszcze przed pandemią. Poza tym oczywiście naiwnie liczę, że w 2021 uda się zaliczyć choćby JEDEN konwent. Zobaczymy...

Jedno, co mi poprawia humor w ten weekend, to fakt, że wczoraj przyszły egzemplarze autorskie antologii "Harde Baśnie" i są PRZE-CUD-NE!!! Serio, to jest obłędnie pięknie wydana książka. Ta okładka, ten lisi pyszczek, ten pomarańczowy grzbiet! I jaka gruba! Musiałam przearanżować książki na półce (trylogia husycka Sapkowskiego została przeniesiona jedną półkę niżej, przez co sąsiaduje teraz z "Teatrem węży", skądinąd adekwatnie), żeby "Harde Baśnie" mogły dumnie stanąć obok swojej starszej, szczuplejszej siostry.





1 komentarz: