2021-02-07

Lutowy brak wieści i kolejny fragmencik

 

Nie upłynął jeszcze pełny rok, odkąd pandemia dotarła do naszego kraju, choć chwilami można odnieść wrażenie, że nieszczęsna "nowa normalność" towarzyszy nam znacznie dłużej... Mając to szczęście, że funkcjonuję w cichej, niestresującej, w sumie miłej rutynie - tłumaczenia lub pisanie, Internet, dom, czytanie książek, spacery i gimnastyka - stwierdzam po raz kolejny, że wręcz niepokojąco łatwo przyzwyczaiłam się do braku imprez wyjazdowych typu konwenty i targi książki (ale też trzeba pamiętać, że w ostatnich latach były dla mnie raczej źródłem stresu niż relaksu i rekreacji). Mimo to z zainteresowaniem przeczytałam informację, że kolejna edycja Warszawskich Targów Książki ma się odbyć w terminie 17-20 czerwca 2021, prawdopodobnie w Pałacu Kultury i Nauki. Obawiam się, że najrozsądniej byłoby zorganizować stoiska handlowe w namiotach na zewnątrz, nie w zamkniętej przestrzeni, ale zobaczymy...

Z własnego poletka mam niewiele do zakomunikowania, albowiem, jako się rzekło: czas pandemiczny to dla mnie głównie senne siedzenie przy biurku (na dniach skończę tłumaczyć mikropowieść Znanego Autora, która trochę mnie rozczarowała pod względem koncepcyjnym, choć jest ładnie napisana). W internetach pojawiło się kilka nowych recenzji antologii Harde Baśnie, w tym jedna dość obszerna i szczegółowa:

Harde Baśnie: baśniowe historie opowiedziane na nowo


A z braku innych wieści podrzucam znowu fragmencik literackiej surowizny z warsztatu. Wczesną wiosną roku 2016 zaczęłam pisać powieść, która mi się szybko odpodobała i zostałam ze stertą fragmentów, nie mając pomysłu, jak je konstruktywnie wykorzystać. Po prawie pięciu latach odgrzebałam i odkurzyłam kilkanaście stron tego tekstu - najbardziej kompletny i spójny wątek - planując je rozwinąć w opowiadanie do domykanego aktualnie zbiorku. Panie i panowie, przed wami krótka próbka opowiadania o martwej dziewczynce, które nie ma jeszcze tytuły (rozważam opcję "Dom śmierci, rzeka wspomnień", ale nie jestem przekonana). Enjoy.


* * *


Dziewczynka stała na poboczu, wpatrując się w półciężarówkę migającą żółtymi światłami i mężczyzn w odblaskowych kamizelkach. Żaden z robotników naprawiających rozwaloną barierkę ochronną nie zwrócił na nią uwagi, mimo że od najbliższych zabudowań dzielił ich ponad kilometr, a dzieci w wieku wczesnoszkolnym raczej nie włóczyły się po poboczu tej ruchliwej drogi.

Miała na sobie niebieski T-shirt z wróżką, legginsy w różowo-szare paski oraz białe, przybrudzone tenisówki z błękitnymi sznurówkami. Jej sięgające ramion jasne włosy przytrzymywała nad czołem różowa plastikowa opaska.

Niebo było pokryte warstwą chmur, położenie słońca zdradzała tylko jaśniejsza plama. Mimo to uważny obserwator mógłby dostrzec drobny, intrygujący szczegół.

Na rozgrzanej asfaltowej nawierzchni kładły się niewyraźne cienie robotników, samochodu, barierki, ale dziewczynka w niebieskiej koszulce nie rzucała cienia.

Stała długo. Patrzyła. Robotnicy pracowali, pocąc się w upale i rzucając przekleństwa. Co chwila mijały ich pędzące auta. Wreszcie skończyli, załadowali narzędzia do półciężarówki, wsiedli i odjechali.

Za barierką było strome zbocze porośnięte rzadką trawą i krzakami, a kilkanaście metrów niżej bura, leniwie płynąca rzeka. Dziewczynka mgliście pamiętała zimną wodę o mdłym mulistym posmaku. A może tylko jej się zdawało. W jednej chwili siedziała na tylnym siedzeniu w foteliku, przypięta pasami, i zobaczyła przez przednią szybę, że tata będzie zaraz wyprzedzał tira, w następnej szła po nagrzanym asfalcie sama jedna. Skądś wiedziała, że jest martwa, ale nie smuciło jej to. Nic jej nie bolało i niczego już nie musiała się bać. Zastanawiała się, czy tata również zginął. Przyszło jej do głowy, że jeśli tak, to może też błąka się po okolicy, i postanowiła się rozejrzeć.

Na zboczu zaraz za naprawioną barierką spostrzegła na pylistej ziemi okruchy szkła i kawałek czarnego plastiku, a parę metrów dalej pęknięte lusterko samochodowe. I nic więcej. Dotarło do niej, że wypadek nie wydarzył się wczoraj ani przedwczoraj. Musiało minąć więcej czasu.

Pomyślała o mamie, o domu, ale wspomnienia były blade, niewyraźne, jakby woda wypłukała z nich kolory. To skojarzenie sprawiło, że wzrok dziewczynki znów powędrował ku rzece. Bura toń wabiła ją, a zarazem przerażała. Blade niebo, droga, pędzące auta, rozbite szkło na poboczu – to wszystko wydawało się odległe, nierealne jak film. Nie dotyczyło jej. Rzeka była prawdziwa.

Dziewczynka ostrożnie zeszła po zboczu i usiadła nad samą wodą. Przy brzegu walały się plastikowe butelki, puszki, zatopiona do połowy opona. Bzyczały muchy.

Jaskółka śmignęła nad samą powierzchnią wody, a z oddali doleciał pomruk grzmotu. Dziewczynka dopiero teraz spostrzegła, że niebo na horyzoncie zrobiło się ciemne. Czy ktoś, kto nie rzuca cienia, może zmoknąć od ulewy? Spróbowała zamoczyć w rzece czubek buta, potem całą stopę, potem obie stopy. Białe tenisówki pozostały suche.

Ulegając nagłej pokusie wskoczyła do wody, zanurzając się z głową. Ogarnął ją mokry chłód i mdły, lekko ściekowy zapach. Nie potrzebowała oddychać, jej ciało nic nie ważyło, a mimo to opadła na dno, gdzie falowały wodorosty, leżały pokryte mułem kamienie, butelki, garnki, a także obrośnięte glonami stare meble i co najmniej jedna lodówka. Światło padające z góry miało brązowozielony odcień.

Nagle poczuła, że ktoś na nią patrzy.

Odwróciła się. W toni unosiła się ciemna, obca postać. Dziewczynkę ogarnął lęk, zaraz jednak przypomniała sobie, że nie ma się czego bać, przecież jest martwa.

Nieznajomy zbliżył się powoli, omijając zatopione rupiecie. Gapiła się na niego, usiłując odgadnąć, kto to i skąd wziął się na dnie rzeki. Miał na sobie garnitur i był stary, chyba starszy od jej dziadka. Siwe włosy falowały wokół jego głowy, poruszane słabym nurtem, a pomarszczone oblicze o obwisłych policzkach wyglądało trochę jak gumowa maska.

Dziewczynka chciała się przywitać, ale odkryła, że nie potrafi wydobyć głosu. Obejrzała się przez ramię. W brązowozielonej toni pojawiły się kolejne dwie sylwetki – zgarbiona kobieta w chustce i dziecko, chyba chłopczyk. Wszyscy troje wpatrywali się w nią w milczeniu. Odniosła wrażenie, że czegoś chcą, ale nie wiedziała czego.

Mężczyzna rozchylił usta i zobaczyła, że jego zęby świecą zielono.

– Woda wie – powiedział albo powiedziała to rzeka, cicho, głucho, bulgotliwie. – Woda pamięta.



* * *


Błyskawica rozdarła chmury, chwilę później rozległ się grzmot. Pierwsze krople deszczu upstrzyły asfalt.

Za życia dziewczynka bała się burz. Teraz nie. Spokojnie patrzyła, jak wiatr wzbija kurz i targa gałęziami, a ściana ulewy przybliża się, pochłaniając widoczne w oddali obiekty. Las, odległe domy, pojedyncze drzewa i krzaki kolejno znikały za zasłoną deszczu. Cichy szum szybko przemienił się w donośne pluskanie, tak jakby ktoś podkręcił dźwięk w głośnikach, a potem strugi wody zaczęły siec zakręt szosy, naprawioną barierkę i skarpę, przenikając przez niematerialną sylwetkę dziewczynki jak przez mgłę.

Odkąd wynurzyła się z rzeki, z godziny na godzinę stawała się coraz bledsza i bardziej przezroczysta. Martwiło ją to. Nie znalazła taty, tylko tamtych dziwnych ludzi na dnie. Nic jej nie powiedzieli, staruszek powtarzał tylko „Woda wie, woda pamięta”, a kobieta i dziecko kiwali głowami. Dziewczynka zdążyła obejrzeć w swoim krótkim życiu wystarczająco dużo filmów, żeby się domyślić, że to dusze pechowców, którzy utonęli w rzece. Może jej miejsce było razem z nimi, ale nie chciała zostawać w mętnej toni, gdzie stare opony i niepotrzebne meble pokrywają się coraz grubszą warstwą mułu i oślizgłych glonów. Dlatego uciekła, wróciła na powierzchnię.

Teraz przyglądała się obojętnie, jak na niebie zapalają się i gasną świetliste zygzaki, drogą od czasu do czasu przejeżdżają auta z włączonymi wycieraczkami, a wokół zapada zmierzch. Obserwując ulewę, pomyślała z niepokojem, że może do rana przestanie istnieć, stopi się w jedno z mrokiem i deszczem.

W oddali zabłysła kolejna para reflektorów. Samochód jechał powoli, jakby kierowca rozglądał się za skrętem w boczną drogę. W końcu auto zjechało na pobocze i zahamowało przy naprawionej barierce.

Błysnęło, huknął grzmot. Kolejna błyskawica oświetliła otwierające się drzwi po stronie kierowcy.

– Hej, ty! – Głos należał do kobiety. – Przyjechałam po ciebie. Wsiadaj.

Wzruszając ramionami, dziewczynka zsunęła się z barierki i podeszła do auta. Otworzyła tylne drzwi (trochę ją zdziwiło, że jej niematerialna dłoń zdołała ująć klamkę, zamiast przez nią przeniknąć jak przez powietrze) i wsunęła się do środka. Wnętrze samochodu pachniało dziwnie, jakby piernikami, cynamonem i dymem. Raptem przypomniała sobie baśń o Jasiu i Małgosi.

– Zamknij drzwi, tylko ostrożnie, nie trzaskaj – powiedziała nieznajoma. – Nie boisz się latać?

Latać? Dziewczynka nagle pomyślała, że może wszystko, co ją spotkało, jest tylko dziwacznym snem, z którego lada chwila przyjdzie się jej obudzić. Nic na świecie nie ucieszyłoby jej tak bardzo, jak dźwięk budzika obwieszczający, że pora wstawać i szykować się do szkoły.

– Nie – powiedziała nieznajoma, jakby czytając jej w myślach. Ruszyła energicznie, aż mokry żwir zgrzytnął pod kołami. – Obawiam się, że to nie sen. Naprawdę nie żyjesz.

Kim pani jest? – chciała spytać dziewczynka, ale nadal nie mogła mówić.

Kobieta dodała gazu, nie przejmując się mokrą nawierzchnią. Samochód przyśpieszył do niebezpiecznej w tych warunkach prędkości. Światła reflektorów cięły mrok, ukazując jedynie deszcz i asfalt.

A potem, niczym startujący samolot, auto oderwało się od ziemi. Nagły, fantastyczny przypływ euforii sprawił, że dziewczynka krzyknęła bezgłośnie. Wnętrze samochodu falowało, ulegało przemianie. Dach zniknął, podobnie jak szyby i siedzenia. Znajdowała się teraz na grzbiecie olbrzymiego stworzenia, miarowo bijącego błoniastymi skrzydłami. Twarde, zachodzące na siebie łuski okrywały jego ciało niczym zbroja. Smok. To mógł być tylko smok.

Bestia odwróciła osadzoną na długiej szyi głowę, zalśniły wielkie złote ślepia.

– Nie bój się – powiedziała głosem kobiety. – Teraz już wszystko będzie dobrze.




2 komentarze:

  1. 💙 Zaintrygowałaś mnie tym fragmentem. Już mam ochotę na więcej. Lot na smoku... Chyba nawet ja i mój lęk wysokości dalibyśmy się namówić 😉

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy7.2.21

    Ładne.
    Chomik

    OdpowiedzUsuń