2019-07-23

Wrocławskie Dni Fantastyki 2019 - sobota


Pierwsza część relacji z WDF-ów 2019 znajduje się tutaj.


W sobotę rano w restauracji hotelowej spotkałam koleżankę z Hordy, Magdę Kubasiewicz, i po śniadaniu pojechałyśmy we dwie tramwajem do Leśnicy. Obie chciałyśmy pójść na prelekcję Anny Karnickiej i Joanny Radosz „Czas ognisk i bajek” o elementach fantastycznych w literaturze dziecięcej, ale okazało się, że została odwołana, więc zamiast tego znalazłyśmy w parku ławeczkę w cieniu i przesiedziałyśmy godzinę na świeżym powietrzu, zastanawiając się, czy skwar skończy się tego dnia burzą, czy jednak nie. O ile w piątek było raczej chłodno, o tyle w sobotę słońce wyszło zza chmur i gdzieś od dziesiątej z nieba lał się biały żar. (Na marginesie: park w Leśnicy jest obszerny i piękny, ale w tym roku strasznie zaszkodziła mu susza. Wszystkie trawniki były szarobeżowe, zarośla przywiędnięte, a nasze buty już po krótkiej przechadzce pokryły się warstwą pyłu.) 

Na jedenastą wróciłyśmy do Centrum Kultury na panel „Modne wiedźmy”, w którym oprócz Magdy uczestniczyli jeszcze Anna Sokalska, Elżbieta Żukowska oraz Michał Gołkowski. Ten ostatni wysunął tezę („pora przyciąć pień tego świętego dębu przy samych korzeniach”), że wierzenia słowiańskie de facto nie istniały, są wymysłem średniowiecznych kronikarzy, jak Jan Długosz, oraz dziewiętnastowiecznych etnografów. Elżbieta Żukowska szybko i fachowo weszła z nim w polemikę, wspierana przez Annę Sokalską, i atmosfera na panelu stała się cokolwiek napięta... Kiedy temat wierzeń słowiańskich przygasł, sporo czasu poświęcono z kolei próbom zdefiniowania różnic między pojęciami „czarodziejka”, „czarownica” i „wiedźma”, nie osiągając konsensusu. Żałowałam, że nie mogę się włączyć do dyskusji i wtrącić, że w wierzeniach słowiańskich czarownice to po prostu kobiety posługujące się czarami, zwykle w celu uzyskania korzyści i/lub szkodzenia innym, i że czarownicą mogła być dowolna gospodyni niezależnie od tego, czy dana wieś posiadała swoją babkę szeptuchę, czy nie. 




O dwunastej rozpoczął się panel „Gdzie ci mężczyźni? Geralt z Rivii i inni bohaterowie fantasy”. Uczestniczyli w nim Michał Gołkowski, Milena Wójtowicz, Marcin Kowalczyk, Wojciech Zembaty i niżej podpisana, moderował Michał Cetnarowski. Ponieważ chętnych do wejścia na salę było więcej niż krzeseł, Michał Gołkowski pierwszy spontanicznie oddał publiczności swoje krzesło, a reszta panelistów poszła za jego przykładem. Usiedliśmy na podłodze i dostaliśmy oklaski ^__^ (zdjęcie zamieszczone poniżej zostało zrobione tuż przed tą akcją). Potem zaistniał drobny problem z oknami – w sali było okropnie duszno, więc wszystkie okna zostały otwarte na oścież, ale wtedy zjawiła się gżdaczka z informacją, że kiedy na sali przebywa publiczność, okna mogą się znajdować tylko w pozycji uchylonej, „bo ktoś może wypaść”. Nasz moderator zareagował obywatelskim nieposłuszeństwem, to znaczy poczekał, aż gżdaczka opuści salę, po czym ponownie pootwierał okna na oścież, komentując tylko "na wszelki wypadek lepiej nie róbcie zdjęć"... ^__^





Półtoragodzinny panel upłynął jak z bicza strzelił w bardzo sympatycznej atmosferze. Rozmawialiśmy o najbardziej ikonicznych, wyjątkowych i zapadających w pamięć bohaterach w fantasy (ja wymieniłam Geda Krogulca i Kane'a Nieśmiertelnego, Milena Wójtowicz wspomniała o Clovisie La Fayu, ktoś mówił o Conanie jako wspaniałej antytezie dla ugrzecznionych bohaterów lektur szkolnych), o bohaterach, którzy wywarli najsilniejszy wpływ na kształtowanie się naszej osobowości (Michał Cetnarowski powiedział, że po trzydziestce najpełniej docenia bohaterów westernu „Na południe od Brazos”, Michał Gołkowski przyznał się do uwielbienia dla twórczości Sienkiewicza i do tego, że wielką estymą darzy postać Kmicica, ale za największego badassa w Trylogii uważa księcia Bogusława Radziwiłła, a ja wyznałam, że jako siedmiolatka kochałam kreskówkę "Bravestarr" i identyfikowałam się z głównym bohaterem), o Geralcie z Rivii (wysunęłam tezę, że ważną cechą definiującą bohatera płci męskiej jest jego stosunek do kobiet i że Geralt jest pod tym względem skomplikowany: z jednej strony mnóstwo one-night standów i toksyczny związek z Yennefer, z drugiej strony opiekuńczość wobec Triss Merigold czy Milvy) i o tym, czy fantasy przekazuje toksyczne wzorce męskości (podałam Edwarda z sagi „Zmierzch” jako przykład legitymizacji przez literaturę zachowań stalkerskich, Wojciech Zembaty zapytał, czy to znaczy, że zdaniem kobiet nie wolno pisać o stalkerach – oczywiście można i trzeba, ale nie należy przedstawiać stalkera jako trulovera, którego zachowanie świadczy o Wielkiej Miłości i prowadzi do happy endu w postaci szczęśliwego małżeństwa!)

Po panelu razem z Magdą i Mileną oraz psiakiem Mileny powędrowałyśmy do parku, gdzie spędziłyśmy dużą część popołudnia, z przystankiem na obiad w strefie gastro. Jako dyżurny odmieniec żywieniowy jak zwykle zaopatrzyłam się w bułki i wodę w pobliskim Lewiatanie, bo boję się ryzykować tłuste jedzenie z foodtrucków. 
Milena skusiła się na lemoniadę ze świeżych owoców z cukrem trzcinowym. Podczas spaceru po parku obfotografowałam arenę i strzelnicę, a przede wszystkim zawzięcie pstrykałam zdjęcia cosplayerom, których mnóstwo kręciło się w tłumie – podziwiam zwłaszcza człowieka ubranego od stóp do głów w granatowy futrzany kostium, przy trzydziestu stopniach w cieniu to był naprawdę wyczyn! 












Odpuściłam sobie prelekcję o chińskich skaczących wampirach o szesnastej, choć tytuł brzmiał ciekawie, bo stwierdziłam, że pewnie zjawi się tam dziki tłum chętnych. Udało mi się natomiast wejść bez problemu o siedemnastej na prelekcję Pauliny Jarysz „200 zawodów w 60 lat. Kim jest i kim była Barbie?” Prelekcja okazała się bardzo interesująca, świetnie poprowadzona, ilustrowana slajdami. Prelegentka od kilku lat kolekcjonuje lalki Barbie i przyniosła najciekawsze egzemplarze ze swojej kolekcji, w tym słynnego „Kena z kolczykiem”, najlepiej sprzedający się model Kena w historii (tzw. Earring Magic Ken wyglądał jak stereotypowy gej: miał włosy utlenione na blond, nosił różową siatkową koszulkę, kamizelkę koloru lila, kolczyk w uchu i chromowany naszyjnik, i stał się ikoną ruchu LGBT).

Kilka ciekawostek z prelekcji:

Amerykańska bizneswoman Ruth Handler wymyśliła lalkę Barbie pod koniec lat 50-tych, inspirując się niemiecką laleczką Bild Lilli. Była to lalka, z którą dziewczynki mogły się identyfikować i traktować ją jak wzór. Cały dowcip polegał na tym, że dla lalki należało kupować wciąż nowe zestawy ubrań, które sporo kosztowały. Pierwsza Barbie nosiła kostium kąpielowy w czarno-białe paski, można było ją kupić w wersji blond lub ciemnowłosej, a imię dostała po córce pani Handler.

Barbie naprawdę ma na imię Barbara, pochodzi z małego miasteczka w stanie Wisconsin, ale mieszka w Malibu. Jest absolwentką college'u i była aktywna zawodowo już w czasach, kiedy pracujące zawodowo kobiety nie były w USA oczywistością (w latach 60-tych wprowadzono pierwsze modele Barbie pielęgniarki i Barbie stewardesy).

Ken (Kenneth Carson), narzeczony Barbie, pierwotnie miał przyklejane krótkie włosy, ale ponieważ po pierwszym kontakcie z wodą jego czuprynka szybko się odklejała i „łysiał”, kolejne modele miały już namalowane fryzury.

Midge, koleżanka Barbie, jest od niej niższa, rudowłosa i piegowata. Ponieważ piękna blond Barbie może się wydawać nieosiągalnym ideałem, firma Mattel wprowadziła Midge jako zwykłą, skromną dziewczynę z sąsiedztwa, która wciąż mieszka w swoim rodzinnym miasteczku w Wisconsin i marzy o tym, żeby wyjść za mąż i mieć dzieci. Jeden z modeli lalki Midge miał doczepiany ciążowy brzuszek, z którego wyjmowało się niemowlaczka. Wzbudziło to protesty środowisk ultrakatolickich, których przedstawiciele stwierdzili, że Midge wygląda zbyt młodo, aby być matką.

W 2004 Barbie i Ken się rozstali, a Barbie zaczęła się spotykać z australijskim jasnowłosym surferem imieniem Blaine. Barbie i Ken powrócili do siebie w 2006.

Długo były problemy z czarnoskórą Barbie – Mattel ostrożnie próbował wprowadzać ciemnoskóre lalki, ale nazywały się inaczej (np. Francie, wprowadzona na rynek w 1967, była kuzynką Barbie z Europy). W końcu po długich przebojach pojawiła się i czarna Barbie, ale popełniono kiks marketingowy, bo użyto jej do reklamowania ciastek Oreo, podczas gdy w slangu Afroamerykanów "oreo" jest określeniem mocno pejoratywnym (oznacza osobę ciemnoskórą, która bardzo stara się udawać białą).

Od 1997 roku Barbie ma szerszą talię (efekt zarzutów, że promuje anoreksję).

Wśród bardziej oryginalnych modeli lalek wypuszczonych na rynek przez firmę Mattel są niepełnosprawne lalki jeżdżące na wózku, a także Ella – lalka chora na raka, pozbawiona włosów (nosi chusteczkę). Tę lalkę po wypełnieniu specjalnego kwestionariusza dostawały za darmo dzieci chorujące na raka bądź ich rodzeństwo. Na zdjęciu poniżej Ella jest pierwsza od lewej, a obok siedzi Ken z kolczykiem, ale bez swojego ikonicznego stroju.






W panelu dyskusyjnym „Fantastyczny fuck-up” wzięli udział Grzegorz Wielgus, Elżbieta Żukowska, Dominika „Nerd Kobieta” Tarczoń, Michał Gołkowski i niżej podpisana. Dyskusja dotyczyła wszystkiego, co może pójść nie tak w pracy pisarza, od błędów popełnianych na etapie debiutu (krótkie podsumowanie hasła „czy warto wydać książkę za własne pieniądze” brzmiało „nie róbcie tego, nie warto”) poprzez różne aspekty działalności twórczej. Najżywsza dyskusja wywiązała się chyba wokół kwestii współpracy z redaktorami (jak ta współpraca może wyglądać w praktyce i ile może autorowi dać). 

W kolejnym panelu, zatytułowanym „Dwa lata Hardej Hordy", wystąpiłyśmy we trzy z Magdą i Mileną. Tytuł mówi sam za siebie: opowiadałyśmy o historii powstania naszej grupy, jej celach i zamierzeniach, o antologii "Harda Horda" i o planach na przyszłość. Byłam już dosyć zmęczona i tylko z rzadka dorzucałam parę słów do tego, co mówiły dziewczyny. Zmęczona była również Lorka, pies Mileny, która towarzyszyła nam na panelu: najpierw poszczekiwała, potem wyciągnęła się jak długa na podłodze i usnęła jak dziecko. 

Niedogodne połączenia kolejowe zmusiły mnie do zrezygnowania z atrakcji ostatniego dnia konwentu – w niedzielę już nie uczestniczyłam w WDF-ach, tylko pojechałam tramwajem na dworzec i ruszyłam w dziesięciogodzinną podróż powrotną do Lublina. Do domu dotarłam krótko po dwudziestej pierwszej, szczęśliwa, ale wyczerpana. W pewnym wieku konwenty wymagają już twardego zdrowia ^__^

Na deser jeszcze garść zdjęć cosplayerów - patrzcie i podziwiajcie!



















Ach, i na koniec oczywiście muszę się pochwalić miłym memu sercu widokiem ze sklepiku konwentowego:




Serdecznie dziękuję organizatorom za zaproszenie na WDF-y i mam nadzieję, że za rok ponownie uda mi się wybrać do Leśnicy!


2 komentarze:

  1. Anonimowy23.7.19

    Musiało być bardzo sympatycznie!Ten Spiderman świetny.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  2. Było! A Spidermanowi zrobiłam chyba z dziesięć zdjęć, wybrałam jedno!

    OdpowiedzUsuń