Piszę opowiadanie. Najpierw planowałam je skończyć w ubiegły czwartek (ha, ha), potem dzisiaj... Aktualnie jest napisane mniej więcej w 50%. Na swoje usprawiedliwienie powiem tylko, że z trzydniową ćmiącą migreną ciężko się funkcjonuje, a co dopiero tworzy.
Poniżej swoim zwyczajem podrzucam fragmencik z warsztatu. (To zupełnie inny tekst niż ten o Marku i zaginionej Aldonie.)
A z innej beczki - tak się tylko pochwalę. (Zazel przylazł i zjadł przecinek w tytule wywiadu, ale co tam, liczy się fejm!)
* * *
Na klatce schodowej pachnie gulaszem. U
sąsiadów piętro niżej jak zwykle ujada pies.
Ze starych białych drzwi obłazi farba.
Kwalifikują się do odmalowania lub wymiany, ale nie ulega wątpliwości, że nie
zostaną odmalowane ani wymienione, dopóki mieszkanie nie zmieni właściciela.
Ojciec otwiera po drugim dzwonku. Lekko
chwieje się na nogach. Nadzieja oczywiście udaje, że tego nie dostrzega.
– Ja tylko na chwilę, zostawię zakupy –
mówi, jak zawsze, nienaturalnie raźnym tonem. Do niedawna zmuszała się przy tym
do uśmiechu, teraz już nie. – Amanda czeka w aucie.
Idzie do kuchni, nie zdejmując butów.
Wypakowuje z siatki jogurty, pomidory, twaróg półtłusty Piątnica, ser topiony
Hochland o smaku pieczarkowym, piętnaście deka polędwicy sopockiej. Układa
wszystko w śmierdzącej lodówce. Miejsca jest pod dostatkiem – na jednej z nieczyszczonych
od dawna półek stoi tylko samotna musztarda z epoki późnego neolitu, a w dolnej
szufladzie chłodzi się piwo. Sześć butelek.
Na blacie obok lodówki leży niedojedzony
kawałek bułki.
– Przedstawiłabyś mi ją kiedyś – mamrocze
ojciec, stając w progu kuchni. – Tę twoją Amandę.
– Tato, to moja przyjaciółka z
dzieciństwa. Z sąsiedniego bloku. Ta z długimi włosami. Na pewno ją pamiętasz.
Oboje wiedzą, że Paweł Ficer nie pamięta
żadnej Amandy, a nawet gdyby jego kora mózgowa i hipokamp nie ucierpiały
wskutek wieloletniego podtruwania promilami, kojarzyłby ją co najwyżej jako
imię, hasło. Kiedy jeszcze mieszkali we trójkę na Lipińskiego, Nadzieja nigdy
nie przyprowadzała koleżanek do domu. Bała się, że mogłyby trafić na awanturę
między jej rodzicami albo wyczuć przetrawiony alkohol. Choć oczywiście w tamtym
mieszkaniu nigdy nie śmierdziało tak, jak tutaj, w M-3, które Paweł Ficer
odziedziczył po matce. Sto metrów kwadratowych w niezłej lokalizacji – gratka
dla inwestora, wystarczyłoby zrobić remont. A teraz, cóż. Ściany zakopcone od
fajek, plamy na starych meblach i jeszcze starszej wykładzinie, wszędzie puste
butelki po piwie. I karaluchy.
–
Zrobił melinę z takiego porządnego mieszkania! – krzyknęła kiedyś Ilona, jakby
dopisywała kolejny punkt do długiej listy niewybaczalnych przewinień Ficera,
choć od dawna nie byli już wtedy małżonkami, przynajmniej w świetle kodeksu
cywilnego. Wiadomo, że ślub kościelny to oddzielna bajka, ale ani Pawłowi, ani
Ilonie nie zależało na tym, żeby załatwiać unieważnienie – czy raczej
stwierdzenie nieważności małżeństwa, jak precyzuje Kodeks Prawa Kanonicznego.
Nadzieja wyjmuje z siatki ostatni przedmiot,
karton soku pomarańczowego, i stawia go na szafce. Doskonale wie, że jej czterdzieści
złotych wydane na zakupy to czterdzieści złotych, za które ojciec kupi alkohol,
ale – jak tłumaczyła terapeutce dwa dni wcześniej – on na butelkę zawsze
skołuje pieniądze, a dzięki jej wysiłkom przynajmniej ma pod ręką porządne
jedzenie. Bez tego żywiłby się bułkami i batonikami.
– A robi to pani jakąś różnicę, czym on
się żywi? – spytała podchwytliwie terapeutka, kobieta w wieku postbalzakowskim
utleniona na platynowy blond, w dużych, modnych okularach. Postukiwała
długopisem w skoroszyt, w którym robiła notatki.
– Tak – odparła natychmiast Nadzieja.
– A czemu?
– Bo kiedy kupuję mu jogurty albo przywożę
rosół, robię na złość mojej matce. Ona mu życzy jak najszybszej śmierci.
Z satysfakcją odnotowała, że wyraz
profesjonalnej obojętności na chwilę znikł z twarzy Okularnicy (nazywała się
Joanna Kurkowska-Bargiel, doktor psychologii, ale Nadzieja zawsze nazywała ją w
myślach Okularnicą). Długopis zatańczył na podkładce.
– Myśli pani, że mama naprawdę tak
nienawidzi pani ojca? Ile czasu upłynęło od ich rozwodu?
– Trzynaście lat.
– To wystarczająco długo, żeby zacząć żyć
na nowo, własnym życiem. Ludzie na ogół tak robią, wie pani. Zostawiają te trudne
emocje za sobą, nie od razu, ale stopniowo.
Nadzieja nie odpowiedziała, tylko
spojrzała wymownie na zegar. Do końca sesji zostało pięć minut. Za mało czasu,
żeby drążyć temat rozwodu, a tym bardziej tego, co było wcześniej.
– Nadal go nienawidzi – oświadczyła tylko.
– Skąd pani wie?
– Często to powtarza.
– Rozmawiacie o nim?
– Oczywiście.
Był jej wielką miłością – tego Nadzieja
już nie dodała, bo nie lubiła ścigać się z zegarem jak te pacjentki, które tuż
przed końcem sesji czynią dramatyczne wyznania, licząc, że terapeuta poświęci
im jeszcze trochę czasu. Księciem z bajki. Dla Ilony Żabińskiej, młodej
fryzjerki z Lubartowa, dziennikarz Paweł Ficer był jak manekin, na którym
zawiesiła wszystkie swoje marzenia o wykształconym, dobrze zarabiającym i
oczywiście przystojnym mężu.
Stoi teraz oparty o framugę kuchennych
drzwi, paląc papierosa. Wytarty sweter i stare dżinsy wiszą na nim jak na
wieszaku. Szczecina siwego zarostu, przekrwione oczy, popękane żyłki na nosie i
policzkach.
– Co u Ilonki? – pyta ni z tego, ni z
owego. – Nie przyjedzie się ze mną zobaczyć?
– Raczej nie.
Paweł prycha ochryple. Oboje wiedzą, że
pytanie było retoryczne.
Nadzieja zwija pustą siatkę, upycha ją w
torebce. Spostrzega leżące na półce obok lodówki opakowania tabletek, których
nie było tu przed tygodniem. Atoris, Acard, Telmizek, Onirex. Nazwy nic jej nie
mówią, a nie ma przy sobie kartki, żeby je zanotować.
– Byłeś u lekarza? Dolega ci coś?
– Życie, Naciu. – Jego uśmiech ukazuje
zaniedbane zęby palacza bez lewej górnej trójki.
Nadzieja tylko wzrusza ramionami. Mdli ją
od smrodu wódy, gnijących śmieci pod zlewem, stęchlizny i cholera wie czego. Najwyższy
czas stąd iść, zostawić starego pijaka w jego norze.
– Muszę już iść – rzuca.
Ojciec odsuwa się bez słowa, żeby
przepuścić ją w drzwiach.
Wychodząc na ulicę, Nadzieja z ulgą wciąga
do płuc lodowate powietrze. Nie zapina płaszcza, bo od zaparkowanego auta
dzieli ją ledwie kilkanaście kroków.
Nie musi się odwracać, żeby wiedzieć, że
ojciec stoi przy oknie za pożółkłą firanką. Zaciąga się papierosem, mamrocze
pod nosem, po czym sięga po butelkę, która czeka na kuchennym stole, zawsze pod
ręką. Zawsze wierna. Whisky, moja żono, jak śpiewał nieodżałowanej pamięci
Rysiek Riedel.
Drzwi czerwonego opla są uchylone. Amanda
nie podnosi głowy znad czytnika. Ciemne loki częściowo zasłaniają twarz.
– Wszystko załatwione?
– Tak. – Nadzieja wyjmuje ze schowka na
rękawiczki opakowanie pastylek imbirowych i wsuwa jedną do ust, po czym
zdecydowanym ruchem przekręca kluczyk w stacyjce.
Ty to potrafisz kusić człowieka! 😉 Świetnie się zapowiada, więc marsz dokończyć! 😁
OdpowiedzUsuńTen fragment brzmi jak coś, co napisałaby mroczna wersja Małgorzaty Musierowicz! Z tym szczegółowym wymienianiem produktów spożywczych i danych osobowych. Brakuje tylko informacji, jaka pogoda była którego dnia. ;-D
OdpowiedzUsuńAchika
Hmm, w sumie pada wzmianka, że jest zimno :D
Usuń...okay, hasło "mroczna wersja Małgorzaty Musierowicz" sprawiło, że napadła mnie wizja Krzyczącego w crossoverze z Borejkami XD Rany boskie! APAGE!!!!!
Usuń😍 Oficjalnie uznaję się za padniętą ze śmiechu! Jak ja bardzo chcę to przeczytać! 😂
UsuńProszszsz:
Usuń"Krzyczący, zwany przez swych licznych i wiernych przyjaciół po prostu Krzyśkiem, dla kurażu dmuchnął obłokiem opium w swoją krzywo przyciętą grzywkę i otworzył drzwi komnaty.
- Herbatki? - zapytał, dzielnie gładząc się po swoich dzielnych bliznach, pamiątce po rozstaniu z niewiernym P'yzhi'akhiem.
- Ależ, na demony, oczywiście! - zagrzmiał dziarski głos starego maga-bibliotekarza."
Achika
Kupiłam mężowi na urodziny Twoją nową książkę!Sama się cieszę na czytanie.
OdpowiedzUsuńChomik
O, super! Miłej lektury! :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńCiekawe pomysły na prezent świąteczny. Zapraszamy - https://cupandyou.pl/prezenty/na-boze-narodzenie.html
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńpomysł na prezent na święta tanie prezenty świąteczne
OdpowiedzUsuńserviços de companhia para mulheres
OdpowiedzUsuń