Dziś miał być wpis o czym innym, w ogóle moje plany na ten weekend były inne. Zakład z miaużem przegrałam i nie napisałam opowiadania, bo zamiast tego wpadło mi ekspresowe krótkie zlecenie (wykonane koncertowo w przewidzianym czasie). Poza tym w ramach powitania jesieni po raz 1001 popadłam w fazę „musisz przemyśleć swoje życie”, do czego sprowokował mnie między innymi smutny wpis na blogu Tenszy, czyli Magdy Kucenty.
Z pozytywów – dotarł do mnie egzemplarz autorski antologii „Tarnowskie Góry Fantastycznie 2”, chwaliłam się nim już w mediach społecznościowych, i oczywiście przymierzam się do czytania. W ogóle reaktywowałam się ostatnio na froncie czytelniczym po kilkumiesięcznym zastoju (przestaję czytać, kiedy męczę się z długimi tłumaczeniami i jestem w niedoczasie). Od początku września skończyłam czytać „Trzecią siostrę” Joanny Marat, „Przyjaciela” Sigrid Nunez (obie pozycje chciałabym zrecenzować w mitycznej wolnej chwili), „Sonatę dla Motyla” Magdaleny Kubasiewicz, genialną „Dziewczynę z konbini” Sayaki Muraty (tę książkę polecił mi nie kto inny, a Ewa Białołęcka – też przymierzam się do zrecenzowania, tylko kiedy??). Teraz czytam „Dorosłych” Marie Aubert i „Przy stole z królem” Wiki Filipowicz, przy czym ta druga pozycja podoba mi się znacznie bardziej. Wiedzieliście, że królowa Jadwiga lubiła potrawy z ryb, król Jagiełło gruszki oraz pierogi z serem zbliżone do dzisiejszych leniwych, Sonka Holszańska zmarła wskutek przejedzenia się melonami, a w kuchni królowej Bony wybuchła pewnego razu afera o kawałek parmezanu?
Od jakiegoś czasu staram się żyć higieniczniej, między innymi ograniczać czas spędzany przed ekranem komputera, i aktywizacja czytelnicza jest jednym z tego przejawów. Teraz powinnam jeszcze zadbać o to, żeby w sezonie jesienno-zimowym być bardziej „fit” (wyglądam na osobę fit, ale to niestety podłe złudzenie, gdy chodzi o stan aparatu ruchu – jak przez półtora miesiąca prawie codziennie energicznie chodziłam z kijkami, to mi się odezwała stara kontuzja kolana, wylądowałam u ortopedy i na fizjoterapii, a kijki na razie musiałam zamienić na normalne spacery…). Ale tu dochodzimy z powrotem do problemu z pierwszego akapitu czyli „w zasadzie to powinnaś przeorganizować swoje życie od podstaw”, a to jest temat, który w takiej czy innej formie mam na tapecie co najmniej od sześciu lat. Miałam nadzieję, że w koronaroku, kiedy niektóre angażujące aktywności (konwenty, targi) po prostu zniknęły mi z grafiku, „coś” zmieni się również w mojej głowie, ale ewidentnie nie wydarzy to się samo.
Żadnych ciekawych wieści z pola literackiego chwilowo nie mam. Liczyłam, że będę mogła pochwalić się przynajmniej zapowiedzią wydawniczą któregoś z trzech niewydanych jeszcze przekładów, ale wszystkie leżą w „lodówce” w związku z pandemią i niepewną sytuacją na rynku. I o tak.
Umarła z przejedzenia melonami --> znaczy na rozwolnienie? Bo innej możliwości sobie nie wyobrażam.
OdpowiedzUsuńAchika
Można w ogóle się przejeść melonami? Toż to głównie woda...
OdpowiedzUsuńZa to aferę o kawałek parmezanu jestem w stanie sobie jak najbardziej wyobrazić 😁 patrząc na ceny, jakie ten ser osiąga 😉
No więc ta książka wyjaśnia, że melonami można się paskudnie struć bakteryjnie - ponoć miewają jakieś nieciekawe szczepy bakterii na skórce, a w tamtych czasach nie myto ich przed pokrojeniem. Czyli to, co opisywano jako skutki "przejedzenia", byłoby de facto zatruciem pokarmowym. Ja bym podejrzewała czerwonkę albo salmonellozę, niekoniecznie od melonów, po prostu wiedza medyczna tamtych czasów kazała wiązać biegunkę z nadmiarem wodnistego pożywienia, takiego jak surowe owoce.
OdpowiedzUsuń