Dziś Dzień Kobiet ORAZ oficjalna
premiera antologii „Harda Horda” (SQN już wysyła zamówione
egzemplarze, do niektórych księgarń książka jeszcze nie dotarła,
to zależy od konkretnego sklepu – w niektórych będzie dostępna
od 13 marca). Ponieważ materiały reklamowe na temat naszego wspólnego dzieła zawierają zdania w rodzaju „Od kobiet dla kobiet. Ale nie tylko”,
chcę się podzielić garścią refleksji na temat „zawartości
cukru w cukrze” czyli tego, jak dalece ta antologia jest
kobieca, czy w ogóle jest kobieca i co to właściwie znaczy.
Rynek książki jest podzielony na
sektory, ze względów marketingowych wydawcy starają się każdą
książkę przypisać do określonej kategorii. Utarło się, że
pojęcie „literatura kobieca” odnosi się do literatury
obyczajowej o kobietach, kierowanej do kobiet. Wśród krytyków
toczą się boje o to, jak dokładnie zdefiniować ten termin, ale
jeśli pójść drogą skojarzeń, 90% czytelników pewnie w
pierwszej kolejności wymieni romanse (konwencja bardzo szeroka, od
romansów historycznych o przystojnych Szkotach po fabuły dziejące
się współcześnie) oraz „chick lit”, czyli historie o
perypetiach rodzinnych i zawodowych głównej bohaterki, zwykle
lekkie i optymistyczne, często z elementami satyry społecznej
(„Pamiętnik Bridget Jones”).
Jesteśmy z innej bajki. Z bardzo innej
bajki. Cała dwunastka autorek Hardej Hordy wyrosła i ukształtowała
się na gruncie fantastyki, nawet jeśli niektóre z nas czynią
wypady w stronę innych konwencji, jak kryminał (Anna Kańtoch,
Aneta Jadowska, Magdalena Kubasiewicz) czy literatura obyczajowa
(Aleksandra Zielińska, Magdalena Kubasiewicz). Każda z nas, kiedy
chce, potrafi pisać głosem neutralnym – w taki sposób, żeby po
usunięciu nazwiska autorki ze strony tytułowej nie można było się
domyślić, czy tekst wyszedł spod klawiatury mężczyzny, czy
kobiety. Potrafimy, ale tym razem świadomie poszłyśmy w odwrotną
stronę. Nasza antologia jest kobieca, nawet bardzo – tyle że w
inny sposób, niż mogą podpowiadać pierwsze skojarzenia.
Sięgnęłyśmy po najróżniejsze
sztafaże – fantasy, urban fantasy, XIX wiek, współczesna Polska,
SF bliskiego i dalekiego zasięgu – osadzając w nich bohaterki w
różnym wieku, o różnym statusie społecznym. Przemawiamy głosem
staruszek, głosem matek, nastolatek i małych dziewczynek.
Kobiecość, o której piszemy, to relacja siostry z bratem, córki z
matką, babki z wnukiem (ha, jest nawet samotna właścicielka kota,
która musi przetrwać w mieście opanowanym przez zombie); dramat
matki ciężko chorego dziecka i matki, której dziecko nie żyje.
Nihil novi sub sole, podążamy dobrze wydeptanymi śladami
Ursuli Le Guin i Margaret Atwood, a mimo wszystko odnoszę wrażenie,
że o tak pojmowanej kobiecości niewiele się mówi i rzadko
dyskutuje. I owszem, nasz głos oraz sposób widzenia świata są
odrobinę inne w porównaniu z tym, jak piszą nasi koledzy, bo nawet
dysponując równouprawnieniem nadal żyjemy w minimalnie innym
świecie, innej „niszy ekologicznej” niż otaczający nas
mężczyźni (nie chcę tu wchodzić w dyskusję, czy decydujące są
różnice biologiczne, czy jednak socjalizacja).
Chwalebnie pozostawiliśmy za sobą
czasy, kiedy w fantastyce kobiety służyły głównie do tego, żeby
nadać kierunek działaniom głównego bohatera (słynne ratowanie
księżniczek z opresji). Dziś dla odmiany popkultura notorycznie
wpycha bohaterki w schemat „ładna kobieta jest też silną,
niezależną kobietą i efektownie walczy” (Lara Croft, Czarna
Wdowa, Wonder Woman, Mystique, Rey – ogólnie super, ale każdy
schemat powtórzony n razy zaczyna irytować). O tym, jak mainstream
pojmuje termin „literatura kobieca”, pisałam już wyżej. My,
Horda o dwunastu głowach, pokazujemy dwanaście wariantów czegoś
zupełnie innego i może nawet uda nam się wylansować modę na nowy – czy też nienowy, ale dotąd niedefiniowany jako odrębny – trend literacki. (Wpisuje się w niego również wydana niedawno Fenixa, inicjatywa nie-Hordowa, aczkolwiek zrealizowana przy udziale
trzech członkiń Hordy.)
Z wielką niecierpliwością czekam na
recenzje naszego zbioru!
(Na zdjęciu: bohaterka filmu "Czarna Wdowa" grana przez Scarlett Johanson.)
Wszystkiego naj wszystkim piszącym i czytającym kobietom!
OdpowiedzUsuńChomik
A co tam, zaryzykuję i zgłoszę się na dyżurną recenzentkę 😉 Czytam sporo, więc mogę swoje zdanie uwieczniać na piśmie. A jeśli teksty do zrecenzowania trafiałyby do mnie nieco wcześniej, to tylko dodatkowy bonus.
OdpowiedzUsuńHordę mam ambitny plan nabyć na WTFach, więc wrażeniami z lektury podzielę się za jakiś czas, ale już mnie cieszy perspektywa przeczytania tego dzieła 😀 Zapowiada się naprawdę interesująca podróż czytelnicza.
A określenie "literatura kobieca" w wydaniu takich kategorii, jak opisane powyżej w poście, działa na mnie odstraszająco, niestety. Całkowicie odbiera się w ten sposób kobietom prawo do pisania literatury innej niż lekka, łatwa i przyjemna. A ja jestem z tych, co lubią trudną, mroczną i nieoczywistą 😉