2019-09-16

Copernicon 2019 - piątek


Copernicon, Copernicon, i po Coperniconie! Spędziłam na konwencie dwa wesołe, pełne wrażeń dni – piątek i sobotę (w niedzielę rano musiałam już zbierać się na dworzec). Wygłosiłam dwie prelekcje, uczestniczyłam w czterech panelach, z których każdy trwał prawie dwie godziny (z piątego zwagarowałam, bo nie starczyło mi sił: duch ochoczy, ciało mdłe) i znalazłam jeszcze czas, żeby zajrzeć na kilka innych punktów programu. Program był naprawdę imponujący: mnóstwo prelekcji na fascynujące tematy, szczerze żałowałam, że nie posiadam zdolności bilokacji. Poza tym jak zwykle robiłam zdjęcia innym ludziom, a mnie nie ma na żadnym (nie umiem w selfie).

Ponieważ PKP nie rozpieszcza mieszkańców Lublina (już trzeci rok remontują trasę do Warszawy przez Dęblin, remoooontuuuują i wyremontować nie mogą), do Torunia jechałam jedynym dostępnym bezpośrednim połączeniem – o 04:35 rano. Podziwiajcie moje poświęcenie! Dotarłam na miejsce tuż po jedenastej i zostałam zgarnięta z dworca 
(jeden z dużych plusów Coperniconu to fakt, że zawsze zapewniają przyjeżdżającym gościom transport z dworca i na dworzec) przez delegację organizatorów w osobie Joanny Wiśniewskiej, która wręczyła mi pakiet akredytacyjny: identyfikator na różowej smyczy, informator konwentowy oraz opakowanie pierniczków w czekoladzie. Zakwaterowano mnie w bardzo przyjemnym hotelu Kopernik położonym tuż przy toruńskiej starówce.

Punkty programu odbywały się w kilku dość oddalonych od siebie lokalizacjach, co miało ten plus, że chociaż konwent cieszył się – na oko – sporym zainteresowaniem i przyciągnął wielu przyjezdnych (po starówce przez cały czas krążyły duże grupy konwentowiczów z identyfikatorami), nie było dzikiego tłoku i zatorów na klatkach schodowych. Blok literacki i popkulturowy, panele i konkursy zlokalizowano w budynku Wydziału Matematyki i Informatyki, blok popularnonaukowy i azjatycki w Collegium Minus, blok dziecięcy w Książnicy Kopernikańskiej, a sesje RPG w Liceum nr 1 i 1A. W informatorze konwentowym oprócz tabel programowych znalazły się porządne, czytelne mapki wszystkich budynków oraz uproszczona mapka terenu konwentu.

W piątek o szesnastej poprowadziłam swoją pierwszą prelekcję – Nieporadnik młodego autora: pisanie dla początkujących (jeżeli ktoś chce tekst prelekcji, niech napisze do mnie maila na halas.agn[et]gmail.com, wyślę plik!) Później powędrowałam na prelekcję Antybohaterowie: za co ich kochamy? Niejaka Piekielna wytłumaczyła, jakie są kluczowe cechy antybohatera (nie chce dokonywać wielkich czynów, jego główną motywacją i pragnieniem jest mieć święty spokój, bywa głupcem, często wchodzi w rolę błazna) i co go odróżnia od antagonisty oraz bad guya. Przykładowi antybohaterowie to Shrek, McMurphy z Lotu nad kukułczym gniazdem, Garfield (jego dwie naczelne życiowe ambicje to spać i jeść lasagne), Forrest Gump, Deadpool, dr House, ale również Achilles (przebrał się za kobietę, żeby uniknąć udziału w wojnie trojańskiej). Loki nie jest antybohaterem, tylko antagonistą: chce dokonywać wielkich czynów, tyle że są to czyny, które przyniosą korzyść JEMU.

O osiemnastej stwierdziłam, że w zasadzie to jestem zmęczona, potrzebuję chwilę posiedzieć na uboczu, zjeść coś i napić się wody... Godzinę później zebrałam się i poszłam na prelekcję Marcina Podlewskiego Zagadnienie zła w literaturze fantastycznej. Prelekcja miała formę pokazu slajdów i dotyczyła form, jakie przybiera zło w najbardziej znanych dziełach literackich należących do trzech głównych konwencji fantastycznych (SF, fantasy, horror). Wśród omawianych utworów znalazły się oczywiście klasyki (Diuna, Solaris, Władca pierścieni, cykle Koło czasu i Kroniki Thomasa Covenanta Niedowiarka, Frankenstein, To) ale też takie mniej znane pozycje, jak książki Stefana Dardy zwanego „polskim Kingiem”.

O dwudziestej stawiłam się na panelu Jak szybko starzeje się fantastyka? Prowadziła go Klaudia Heintze, a uczestniczyli: Leszek Błaszkiewicz, Robert Wegner, Wojciech Becla, Dominika Tarczoń i niżej podpisana. Najpierw zastanawialiśmy się nad zagadnieniem, jakie motywy w literaturze fantastycznej pozostają „wiecznie żywe” (Leszek Błaszkiewicz wymienił motyw podróży w SF, ja – archetypiczne, baśniowe motywy dorastania i odkrywania prawdy o świecie oraz o sobie), a jakie szybko tracą atrakcyjność. Była mowa między innymi o przejściowych „modach” na określone tematy, które aktualnie skupiają na sobie uwagę opinii publicznej (jak strach przed wojną atomową w latach 50. czy cyberpunk w późnych latach 80.) W drugiej godzinie panelu przeszliśmy do omawiania filmów i gier komputerowych. Doszliśmy do wniosku, że najszybciej starzeje się SF, gdzie na pierwszym miejscu stoi technologia, a nie ludzie (bywa, że opisane w tekście nowinki technologiczne stają się przestarzałe już w momencie, gdy książka ukazuje się drukiem) oraz te filmy i gry, gdzie akcent został położony na olśniewanie efektami specjalnymi, a nie na fabułę. Z ciekawostek – Wojciech Becla wspomniał o nowoczesnej, superdrogiej kamerze, jedynej w Polsce, która jest w stanie nagrywać jakąś kosmiczną liczbę klatek na sekundę i wykorzystywana jest wyłącznie przy kręceniu reklam, bo tylko ich producenci dysponują dostatecznie wysokim budżetem... Zgodziliśmy się też, że istnieją dzieła ponadczasowe, które wyróżnia to, że skupiają się na człowieku i jego emocjach. Musieliśmy trochę walczyć z oporną materią w postaci rozładowujących się baterii w mikrofonach (odmawiające posłuszeństwa mikrofony były plagą, która prześladowała cały konwent).

Wszystkie panele na Coperniconie trwały godzinę i czterdzieści pięć minut – z jednej strony dobrze, bo dawało to czas, żeby gruntownie zagłębić się w temat, a z drugiej strony trochę źle, bo człowiek wychodził zmęczony... Opuściłam teren konwentu kwadrans przed dwudziestą drugą i spacerkiem przez starówkę (oświetloną i pełną ludzi, kwitnie tam nocne życie turystyczne) wróciłam do hotelu.

Druga część relacji jutro, a poniżej kilka zdjęć.












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz