Dwa tygodnie temu radośnie prokrastynowałam, myjąc okna i smażąc dżem ze śliwek. Teraz... no cóż, czas prokrastynacji brutalnie dobiegł końca. Zbieram owoce kilku decyzji i tak jakoś wyszło, że kalendarz zobowiązań mam aktualnie zapakowany po korek aż do końca kwietnia 2020! Jestem z jednej strony szczęśliwa i podekscytowana (bo wszystko to są rzeczy, na których mi zależy, które uwielbiam robić i które przyniosą wymierne efekty), a z drugiej - przerażona, bo tyle tego jest. Tłumaczenie dwóch długich książek, z których jedna liczy sobie ponad 20 arkuszy, tom 5 Teatru węży (na razie napisane jest siedem i pół rozdziału z dziewiętnastu), warsztaty literackie (jeszcze cztery spotkania w semestrze zimowym i sześć w letnim), jeden weekendowy wyjazd służbowy, jeden konwent w Lublinie i króciutkie tłumaczenie do wciśnięcia gdzieś po drodze. Zmieniacz czasu potrzebny na wczoraj!
Ta lista zobowiązań wygląda - delikatnie mówiąc - dość kozacko, ale śpieszę zapewnić, że jest nadzieja, że nie zakończy się to wszystko katastrofą. Jestem osobą raczej spontaniczną, chaotyczną, permanentnie żonglującą dziesięcioma rzeczami do zrobienia i lubiącą w ostatniej chwili zmieniać plany, zarządzanie czasem należy do moich słabych stron, ale po 10 latach radosnej egzystencji bez etatu, pracując od deadline'u do deadline'u, opracowałam na to patenty, które W MIARĘ działają. Kiedy nie mogę sobie pozwolić na to, żeby czas przeciekał przez palce, rytm mojego życia wyznaczają cztery listy: lista rzeczy do zrobienia w ciągu miesiąca, w ciągu tygodnia, w ciągu trzech dni i w ciągu danego dnia. Nie trzymam się ich niewolniczo, notorycznie przenoszę pojedyncze pozycje z jednego dnia na następny, ale skreślanie punktów z listy ma magiczną moc i pomaga zapanować nad problemem pt. "doba nie ma drogowskazów". Dodatkowo odkryłam, że z internetów można sobie ściągnąć kalendarz w formie pdf-a, drukować kartki z poszczególnymi miesiącami i bazgrać po nich skolko ugodno - przydatne narzędzie dla osoby, która zupełnie nie współpracuje z wszelkimi planerami czy terminarzami (u mnie sprawdzają się tylko luźne kartki, które można pobazgrać, pokreślić i wyrzucić). Życzcie mi teraz, żeby dzięki dyscyplinie udało się dokonać rzeczy pozornie niemożliwej, to znaczy wcisnąć ekwilibrystycznie pisanie dość długiej książki pomiędzy dwa duże tłumaczenia, i żeby nic się (odpukać!!!) nie posypało po drodze.
Ta lista zobowiązań wygląda - delikatnie mówiąc - dość kozacko, ale śpieszę zapewnić, że jest nadzieja, że nie zakończy się to wszystko katastrofą. Jestem osobą raczej spontaniczną, chaotyczną, permanentnie żonglującą dziesięcioma rzeczami do zrobienia i lubiącą w ostatniej chwili zmieniać plany, zarządzanie czasem należy do moich słabych stron, ale po 10 latach radosnej egzystencji bez etatu, pracując od deadline'u do deadline'u, opracowałam na to patenty, które W MIARĘ działają. Kiedy nie mogę sobie pozwolić na to, żeby czas przeciekał przez palce, rytm mojego życia wyznaczają cztery listy: lista rzeczy do zrobienia w ciągu miesiąca, w ciągu tygodnia, w ciągu trzech dni i w ciągu danego dnia. Nie trzymam się ich niewolniczo, notorycznie przenoszę pojedyncze pozycje z jednego dnia na następny, ale skreślanie punktów z listy ma magiczną moc i pomaga zapanować nad problemem pt. "doba nie ma drogowskazów". Dodatkowo odkryłam, że z internetów można sobie ściągnąć kalendarz w formie pdf-a, drukować kartki z poszczególnymi miesiącami i bazgrać po nich skolko ugodno - przydatne narzędzie dla osoby, która zupełnie nie współpracuje z wszelkimi planerami czy terminarzami (u mnie sprawdzają się tylko luźne kartki, które można pobazgrać, pokreślić i wyrzucić). Życzcie mi teraz, żeby dzięki dyscyplinie udało się dokonać rzeczy pozornie niemożliwej, to znaczy wcisnąć ekwilibrystycznie pisanie dość długiej książki pomiędzy dwa duże tłumaczenia, i żeby nic się (odpukać!!!) nie posypało po drodze.
A tymczasem Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie coraz bliżej! Oto mój zaktualizowany harmonogram:
PIĄTEK 25 października
➡️18.00–19.00 – Robert Szmidt i Agnieszka Hałas podpisują swoje książki (stoisko Domu Wydawniczego Rebis, D16)
SOBOTA 26 października
➡️12.00–13.00 – spotkanie z Hardą Hordą: Aneta Jadowska, Anna Hrycyszyn, Anna Kańtoch, Milena Wójtowicz, Aleksandra Zielińska (Strefa Fantastyki, Scena Dunajec)
➡️13.00–14.00 – spotkanie autorskie z Agnieszką Hałas (Strefa Fantastyki, Scena Dunajec)
W listopadzie będę się udzielać jeszcze na Falkonie w Lublinie - ambitnie zgłosiłam dwie prelekcje oraz chęć udziału w czterech panelach dyskusyjnych, więc będę na konwencie i w piątek, i w sobotę, i w niedzielę. Szczegóły podam przed końcem października, kiedy organizatorzy przyślą mi rozpiskę godzinową. To falkonowe szaleństwo zamknie mój okres aktywności konwentowej w 2019 (hej, jak zamykać, to z przytupem!), a następną imprezą, na jakiej się pojawię, będą najprawdopodobniej dopiero Warszawskie Targi Książki w maju 2020.
Mam ambitny plan, żeby pomimo nawału obowiązków nie dać blogowi umrzeć w okresie listopad-luty, ale zobaczymy, jak z tym będzie w praktyce... Na razie, żeby zakończyć optymistyczną nutą, dzielę się zdjęciami z niedzielnych wypadów piechotą za miasto. Podziwiam te sielskie widoczki co tydzień na jednej ze swoich podlubelskich tras spacerowych. Zdjęcie pola buraczanego jest z końca września (pstryknięte w przeddzień kalendarzowej jesieni). Pozostałe zrobiłam w październiku, ale wyglądają mało październikowo, bo oziminy się zielenią, a rzepak (?? - nie jestem pewna, czy to rzepak, czy coś rzepakopodobnego) malowniczo się żółci.
Pamiętam te okolice,jest pięknie!!
OdpowiedzUsuńŻyczę wyrobienia!
Chomik