2019-12-10

Fragmenciki z warsztatu



Chwilowo jestem na własne życzenie trochę wycięta z życia, bo odłożyłam wszystkie inne zobowiązania na później i skupiłam się na jednej rzeczy, to znaczy Piszę Powieść. Z niewiadomego powodu najlepiej pracuje mi się w godzinach nocnych, co fatalnie przekłada się na rytm dobowy (powiem tak, godzina 8 rano to dla mnie teraz środek nocy) i nie najlepiej na ogólne funkcjonowanie... Wypełzając z barłogu o jedenastej przed południem czuję się jak archetypiczny dekadencki artysta, brakuje mi tylko kaca i tygodniowego zarostu na zmęczonym obliczu. Mam już prawie 10 rozdziałów książki plus prolog, ok. 370 tys. znaków ze spacjami, do końca grudnia chciałabym dociągnąć przynajmniej do dwunastu rozdziałów. 

Ponieważ nie mam zupełnie głowy do umieszczenia na blogu wpisu na jakiś konkretny temat (a byłoby o czym, bo kot Sammet znowu wpakował się w kłopoty: coś najprawdopodobniej go pogryzło i wymagał pomocy weterynaryjnej - na szczęście sytuacja już opanowana, rana na kocim grzbiecie się goi), dzielę się fragmencikami prosto z warsztatu, a konkretnie z prologu do piątego tomu Teatru węży.


* * *


Kiedy bogowie postanowili opuścić świat ludzi, rozpięli nad nim Zmroczę – czarodziejską zasłonę chroniącą przed wrogami z krain astralnych. Ofiarowali też śmiertelnikom magię, ufając, że te dwa pożegnalne dary wystarczą, by zabezpieczyć ludzkość przed demonami i innymi zagrożeniami z obcych wymiarów.
W Siedmiu Krainach przez wieki istniały dwie równoprawne szkoły magii, srebrna i czarna. Posługiwały się wspólnym językiem zaklęć, lecz miały odmienne systemy wartości, założenia i cele.
Srebrni magowie, horos kai, nazwali swe bractwo Elitą. Wierzyli, że najwyższą powinnością człowieka obdarzonego mocą jest dążenie do doskonałości poprzez ścisłą dyscyplinę. Szkolenie przyszłych członków Elity zakładało staranne kształtowanie umysłu i ciała już w dzieciństwie, by w kontrolowany sposób obudzić magiczny dar, a później sterować jego rozwojem.
Czarni magowie, t’hael, rozpoczynali naukę dopiero po spontanicznym przebudzeniu daru we wczesnej dorosłości. Ich bractwo nie miało nazwy, ścisłej reguły ani wspólnej filozofii. Kładli nacisk na indywidualizm i poszukiwanie własnej drogi.
Obie szkoły przez wieki rywalizowały ze sobą, lecz przestrzegały przy tym praw, które ustanowili bogowie. Zgodnie pilnowały, by Zmrocza pozostawała w równowadze zwanej Ekwilibrium, gdyż tylko wówczas pełni swą kluczową funkcję bariery między światem ludzi a sferami astralnymi. Z upływem stuleci wszakże stabilność Zmroczy stopniowo, lecz nieubłaganie malała, jej struktura coraz częściej ulegała groźnym zaburzeniom. Niektórzy twierdzą, że był to pierwszy sygnał, iż zamysły bogów nie ziściły się tak, jak należy.
A potem nastąpiła katastrofa znana jako Skażenie.
Każde dziecko w Siedmiu Krainach zna opowieść o pojedynku między potężnym srebrnym magiem, zastępcą arcymistrza Elity, a arcymistrzynią czarnej szkoły. Mało kto pamięta odpowiedź na narzucające się pytanie: czemu dwie tak wysoko postawione osobistości starły się w walce, skoro horos kai i t’hael przez stulecia starannie unikali konfliktów, by nie zagrażać równowadze Zmroczy?
Wytłumaczenie jest proste: feralny pojedynek stanowił pokłosie turnieju, który odbył się w imię nauki i wiedzy. Grupa magów obu barw spotkała się w specjalnie stworzonej w tym celu enklawie w odległym zakątku sfer, by walki nie wpłynęły na Ekwilibrium. Gospodarzem zawodów był mistrz Ferlian ar Kyth. Dziewięcioro srebrnych magów i dziewięcioro czarnych miało się zmierzyć w walce celem ustalenia, czyje umiejętności okażą się większe. Zawodnicy zostali wyłonieni drogą losowania. Jednakże dziewięć pojedynków nie przyniosło rozstrzygnięcia: cztery wygrali horos kai, cztery t’hael, a ostatni zakończył się remisem. Gdy drugi dzień turnieju chylił się ku wieczorowi, padła propozycja, aby spomiędzy obecnych wylosować jeszcze jedną parę oponentów.
Ku zaskoczeniu wszystkich z misy wyciągnięto nazwisko Tileada Tiriaka, zastępcy arcymistrza Elity. Zdumienie wzrosło, gdy się okazało, że jego przeciwniczką ma być Nepenthe Ri Araine zwana Czarną Lilią, arcymistrzyni t’hael. Sędziowie turnieju mimo gwałtownych protestów unieważnili losowanie i ogłosili remis.
Nastroje po tak zakończonych zawodach były burzliwe. I kiedy Tilead Tiriac wkrótce potem oficjalnie wyzwał Nepenthe Ri Araine na honorowy pojedynek, ta przyjęła wyzwanie. Była arcymistrzynią, nie musiała ubiegać się o niczyje pozwolenie, a odmowa zostałaby uznana za tchórzostwo.
Nie ma pewności, gdzie dokładnie odbyło się ich starcie, gdyż zachowały się na ten temat sprzeczne relacje. Wiadomo, że przebiegało na oczach zebranych tłumnie przedstawicieli obu szkół. Jednakże nikt nie przewidział tego, co nastąpiło: zamiast Tileada do walki stanął ukryty pod jego postacią demon z Otchłani. Cisnął zaklęcie, które śmiertelnie ugodziło Nepenthe Ri Araine, a jej śmierć uruchomiła klątwę – jedną z najpotężniejszych klątw w dziejach magii. Ów czar, niczym dłuto kaleczące marmurową rzeźbę, trwale zmienił to, co przed tysiącleciami stworzyli bogowie: zburzył harmonię między srebrną a czarną mocą, naznaczając czerń skazą. Niebo pociemniało, spadł deszcz popiołu, a wszyscy t’hael w Siedmiu Krainach stopniowo, lecz nieubłaganie zaczęli tracić zmysły.
Istnieją rozbieżne doniesienia na temat długofalowych skutków tej klątwy. Nie na wszystkie ofiary zadziałała z jednakową siłą. Niektórzy z dotkniętych nią doświadczyli jedynie przemijających zaburzeń świadomości i równowagi psychicznej. Nie ma wszakże wątpliwości, że u kilkudziesięciu czarnych magów spowodowała nieuleczalne szaleństwo, czego efektem były niezliczone ofiary śmiertelne i olbrzymie zniszczenia.
W kolejnych latach przypadki niebezpiecznych obłąkań powtarzały się regularnie, za każdym razem zbierając tragiczne żniwo. Finalnie podjęto decyzję o rozwiązaniu czarnej szkoły i wyjęciu jej członków spod prawa we wszystkich Siedmiu Krainach. Choć na przestrzeni kolejnego stulecia Skażenie stopniowo słabło, czarny dar po dziś dzień niesie z sobą groźbę szaleństwa. Przyjęło się, by obciążonych nim nie nazywać już t’hael, lecz ka-ira, co w języku magów znaczy „Złodzieje Światła” lub „Złodzieje Życia”.
Los dopisał do pojedynku Tileada i Nepenthe jeszcze jedno smutne postscriptum. Wszyscy magowie, którzy byli jego świadkami, niezależnie od barwy, poumierali lub zginęli w ciągu następnych kilku lat – pojawiły się nawet głosy sugerujące, jakoby ciążyła na nich druga klątwa, niezależna od Skażenia. Stąd powszechna niewiedza, znaki zapytania i brakujące szczegóły, a także kłamstwa rozpowszechniane po fakcie przez fanatyków srebra.

(Kymil Dorpeiros, Pojedynek, który zmienił losy świata, w: Nowa historia magii Siedmiu Krain, dzieło zbiorowe pod redakcją Lyspera ar Adan, umieszczone przez Elitę na indeksie ksiąg zakazanych.)



Naiwni, którzy sławią imiona czarnych magów sprzed katastrofy znanej jako Skażenie, nie pamiętają lub nie chcą pamiętać, że wychowankowie czarnej szkoły zawsze ochoczo bratali się z nieprzyjaciółmi rodzaju ludzkiego. Niech za przykład posłuży alkaryjska uzdrowicielka Arauke, która słynie z tego, że ocaliła swą ojczyznę od epidemii zgniłej gorączki i wyleczyła umierającego króla. Alkaryjczycy nie chcą wierzyć, że już jako młoda dziewczyna zaprzedała się Otchłani. To dzięki wsparciu i opiece demonów rozwinęła swój talent, a zapłatą były dusze wszystkich, których uzdrawiała. Zostawali uwolnieni od chorób, lecz potem w ciągu kilku lat nieodmiennie tracili życie – czy to ginąc gwałtowną śmiercią, czy umierając bez widocznej przyczyny – a ich dusze wędrowały do Otchłani.
Arauke bardzo długo pozostawała bezdzietna, lecz gdy zapragnęła potomka, demony spełniły jej życzenie. Poczęła dziecko i urodziła je, choć liczyła sobie wówczas ponad dwieście sześćdziesiąt lat. Jej córka Araine we wczesnej młodości również podpisała cyrograf z Otchłanią, otrzymując dar uzdrawiania, ale i piętno – białe plamy na ciele jako znak zawartej umowy.

(Amaris ar Vanth, Prawda o skazie, monografia wydana przez Elitę)



Ci, którzy znali Nepenthe Ri Araine, wspominają ją jako rozważną i pełną rezerwy, ostrożną w sądach, nieskorą do gniewu. Ceniła wiedzę wyżej od władzy. Jako arcymistrzyni czarnej szkoły cieszyła się szacunkiem zarówno w świecie ludzi, jak i w krainach astralnych. Szczególną estymą darzyły ją żywiołaki wody i powietrza.
Była córką wielkiej alkaryjskiej uzdrowicielki Arauke z rodu de Vere, urodzoną w niezwykłych okolicznościach – nigdy wcześniej ani później nie zdarzyło się, by magini licząca sobie ponad dwa i pół stulecia szczęśliwie powiła dziecko. Araine, bo takie imię otrzymała przy narodzinach, wychowywała się w świątyni Eresha w Anarai. Już we wczesnym dzieciństwie wykazywała symptomy sygnalizujące, że w przyszłości obudzi się w niej czarny dar. Nastąpiło to, gdy miała piętnaście lat. Wtedy też wyszło na jaw, że Araine, podobnie jak Arauke, została obdarzona błogosławieństwem Eresha, Władcy Much. Objawiło się u nich obu jako białe plamy na twarzy i siwe pasma we włosach. Na przestrzeni wieków magowie będący wybrańcami Eresha słynęli z biegłości w alchemii i uzdrawianiu, a w wyjątkowych sytuacjach mogli przywołać boską moc, by dokonywać cudów.
Araine nie przyjęła tego dziedzictwa. Żyła w czasach, kiedy wiara w bogów w dużej mierze wygasła wśród ludu, i bardzo szybko przytłoczyła ją świadomość, że sam widok jej twarzy budzi w bliźnich przesądny lęk. Ledwie rok po śmierci swojej matki odrzuciła dar Władcy Much. Miała dziewiętnaście lat, gdy w świątyni, przed ołtarzem dobrowolnie przekazała błogosławieństwo Eresha swemu krewniakowi, też czarnemu magowi – Adrienowi de Vere. Po tym wydarzeniu zmieniła imię na Nepenthe Ri Araine: Nepenthe, niegdyś Araine.
Wiele lat później, po Skażeniu, które sprowadziło na niego szaleństwo, Adrien miał zyskać w Siedmiu Krainach ponurą sławę jako okrutny morderca kobiet. Ale wcześniej zasłynął jako niezrównany uzdrowiciel, alchemik i muzyk.
Choć Nepenthe oddała dar Eresha, ona również osiągnęła biegłość w sztuce uzdrawiania i z czasem zyskała sławę na tym polu, mniejszą jednak niż Arauke i Adrien.


Argil d'Engle, Ostatnia arcymistrzyni czarnej szkoły. Żywot Nepenthe Ri Araine. Dzieło umieszczone przez Elitę na indeksie ksiąg zakazanych.




5 komentarzy:

  1. Anonimowy13.12.19

    Skończyłam ostatni tom!!! Jak mogłaś zabić ...tą postać pod koniec!!!!Ja tą ostać lubiłam! Świat piękny.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy14.12.19

    Nie mogę doczekać się pełnej wersji. I nieważne, czy okładka będzie trafiona, czy nie. Taką prozę chciałoby się czytać i czytać. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy15.12.19

    Niech ja Cię spotkam,to Ci pokażę imperatyw!
    Kot lepiej?
    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, na szczęście już zdrowy! O kocie szykuję oddzielny wpis :)

      Usuń