2020-04-11

Wielkanoc w czasach zarazy


Patrzę dzisiaj na słońce za oknem i myślę po raz kolejny, że ta słoneczna wiosna 2020 (swoją drogą podobnie słoneczna, bezchmurna pogoda panowała pod koniec kwietnia i w maju 1986 roku, kto pamięta?) zapadnie nam w pamięć na resztę życia. Spokojnym, sytym i uporządkowanym światem Zachodu zatrzęsło coś, co dotąd znaliśmy z filmów i powieści. Ilekroć wchodzę do osiedlowego spożywczaka i widzę, jak znajoma sprzedawczyni w rękawiczkach i przyłbicy przeciera środkiem dezynfekującym uchwyty wózków, dopada mnie wrażenie surrealizmu i lekkiego absurdu, jakbym się obudziła w innej rzeczywistości, gdzie wszyscy się zmówili, żeby grać w grę "pandemia". A tymczasem czas mija, kwiecień w rozkwicie, nadeszła Wielkanoc. Wielkanoc, którą zapamiętamy jako „święta w cieniu koronawirusa” (pierwsze i jeszcze nie wiadomo, czy ostatnie).

Muszę Wam się do czegoś przyznać: od wejścia w dorosłość nie przepadam za świętami. Ani za Bożym Narodzeniem, ani za Wielkanocą. Stresuje mnie rytualne zasiadanie do uroczystych posiłków w rodzinnym gronie (nie ze względu na rodzinę, atmosfera tych spotkań jest miła – po prostu nie lubię polskich świątecznych uczt połączonych z zachęcaniem prośbą, groźbą i szantażem do jedzenia). Spójrzmy prawdzie w oczy – jestem samolubnym dzikusem, który wolałby jak co dzień zamknąć się w swoim pokoju, żeby samotnie pożreć przy laptopie owsiankę i kanapki, zamiast ładnie się ubrać i iść konsumować smakołyki u teściów (ponownie – bardzo lubię moich teściów, problemem nie są rozmowy przy stole, tylko Przerażający Rytuał Jedzenia). Tradycja jest mi głęboko obojętna, podobnie jak religijny wymiar świąt (pochodzę z wierzącej rodziny, ale sama w temacie wiary chrześcijańskiej jestem ewidentnie jak daltonista próbujący czytać czerwone napisy na zielonym tle, w moim życiu nie ma Boga i raczej nie będzie). Co gorsza, od kilku lat zarówno Boże Narodzenie, jak i Wielkanoc – ze względu na swoją cykliczność – kojarzą mi się źle i depresyjnie, bo przypominają o nieubłaganym upływie czasu.

Krótko mówiąc, koronawirus zasadniczo spadł mi z nieba, ofiarowując dokładnie taką Wielkanoc, o jakiej zawsze marzyłam. Zero wizyt, brak śniadania wielkanocnego (z moim fiksującym żołądkiem przez 364 dni w roku jem rano lekkie, słodkie połączenia nabiału z węglowodanami, więc poranne menu w Wielką Niedzielę budzi moją niechęć, chociaż bez problemu mogłabym zjeść te same wędliny, jajka na twardo z chrzanem, żurek z kiełbasą etc. na obiad). Jakieś smakołyki świąteczne oczywiście powstaną – acz w mniejszej ilości niż zazwyczaj – i będą przekazywane wewnątrzrodzinnie. Sama mam ambitny plan po raz pierwszy od lat upiec to i owo, bo rodzice tym razem nie zamawiają żadnych ciast z cukierni. Nie wiem, jak moja babcia przyjmie fakt, że w Wielką Sobotę nikt nie pójdzie święcić koszyczka – no cóż.

Na razie dzielnie pomyłam okna (jestem z siebie dumna, jakbym co najmniej mamuta upolowała) i razem z miaużem wysprzątaliśmy mieszkanko na wysoki połysk. Wirus, nie wirus, ze sprzątania przed Wielkanocą zrezygnować nie można - zdumiewające, jak głęboko w człowieku siedzą takie wdrukowane przekonania.

W tych dziwnych czasach izolacji społecznej, niepewności i niepokoju o przyszłość życzę Wam, żeby Wielkanoc 2020 pod znakiem koronawirusa (bodajby mu się rozpadła otoczka lipidowa i pękł nukleokapsyd) mimo wszystko - tym bardziej! - zapisała nam się w pamięci jako coś dobrego i cennego. Żebyśmy, spędzając te święta z dala od bliskich nam osób (spokrewnionych czy nie), czuli z nimi tylko tym silniejszą więź troski i lojalności. Żeby lęk i depresja nie paraliżowały. Trzymajcie się i bądźcie zdrowi, dbajcie o swoich domowników i własny dobrostan psychiczny oraz fizyczny, głaszczcie kotki (i niekotki), wypłaszczajcie krzywą. Normalność kiedyś wróci. 


Anonimowe słodkie rude kitku pozdrawia.




5 komentarzy:

  1. Anonimowy11.4.20

    Wszystkiego dobrego!
    Ja wolę Wielkanoc niż Boże Narodzenie,bp w grudniu zmarli moi rodzice i mam ciężki uraz,tym gorzej znoszę obowiązkowa radość co roku.Najlepiej było u mojego wujka :co roku zwalała mu się na głowę teściowa mieszkająca w opalanej węglem kamienicy dochodziła jeszcze moja babka (hehe)w końcu wujek powiedział: dosyć! i zaczęli wyjeżdżać na święta i co prawda babcie i teściowe już nie żyją ale oni ciągle wyjeżdżają pewnie na wszelki wypadek i teraz wkurzeni, bo nie mogą..
    To smacznego serka Tobie i pokój mężom i kotom!

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, paskudnie z tym Bożym Narodzeniem :(( Dzięki za życzenia! Mąż zadowolony, bo pracuje zdalnie i nie musi dojeżdżać do roboty na 7 rano, koty też zadowolone, bo jest słoneczko i można leżeć w ogrodzie.

      Usuń
  2. hejka ot pytanko czy przewidujesz Węże w postaci audio ? czytałem dwa razy i teraz chętnie posłuchałbym ... pozdrowienia świąteczne..
    ps.: kot rewelacja - syn jak zobaczył to aż zapiszczał :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, co do audiobooków - nie mam pojęcia, to pytanie trzeba zadać Rebisowi! Na dzień dzisiejszy nie mam żadnych informacji, żeby planowali szykować wersję audio. Kot niestety nie mój :)

      Usuń
  3. Anonimowy14.4.20

    Dobry wieczór! Jeśli chodzi o święta wolę Wielkanoc niż Boże Narodzenie. Kiedyś sprawdziłam jak się obchodziło ,,Święto Godów". (Pogańskie święto) Identycznie jak Gwiazdkę. Kolendy, choinka, prezenty. A dodatkowy talerz, tak naprawdę był dla...duszy zmarłego, który odszedł niedawno. By mógł usiąść z biesiadnikami i najeść się do syta. Mam wrażenie, że w stare pogańskie święto wcisnęliśmy małego Jezuska, a on ledwo tam się mieści, w tym swoim żłobku. Za to Wielkanoc, pomimo zajączków, jest ciągiem dalszym żydowskiej Paschy. Szkoda tylko że czcimy ją białą kiełbasą. (Żydzi nie jedzą wieprzowiny)No, ale cóż. Żołądek nie sługa... Życzę Wam spokojnych świąt i słonecznych dni!

    OdpowiedzUsuń