Pandemia, nie pandemia – w tym roku maj zmusza mnie do poważnego przemyślenia (po raz nie wiem
który!) moich nawyków w zakresie organizacji czasu. Od dawna mam świadomość, że
średnio sobie radzę z tym tematem, a wszystkie sztuczki, jakimi próbuję się wspierać
(głównie żonglowanie listami to-do na miesiąc, tydzień i dwa najbliższe dni),
działają tylko w ograniczonym zakresie.
Chwilowo jestem dumna z siebie, bo w mniej niż tydzień napisałam
opowiadanie do drugiej edycji antologii „Tarnowskie Góry Fantastycznie”, ładnie
mieszcząc się w terminie, ale nie zmienia to faktu, że od miesięcy funkcjonuję mniej lub bardziej w trybie #nieogarniam. Chciałabym (takie wielkopańskie
fanaberie mam, wiecie) móc zaliczyć codziennie spacer na świeżym powietrzu i pół
godziny gimnastyki, poczytać coś z rosnącej nieubłaganie Sterty Wstydu oraz sypiać
siedem godzin na dobę, a nie pięć, jak również skuteczniej reanimować dział literacki
Esensji i bardziej systematycznie udzielać się tu na blogu. Na razie od marca sytuacja
wygląda tak, że pełznę – z opóźnieniami – od jednego deadline’u od drugiego, na
zmianę pisząc i tłumacząc. Wszystko inne
ogarniam zrywami (przy czym jedno mogę powiedzieć – w miarę ogarniam prozę
życia, jem ciepłe posiłki oraz sprzątam mieszkanie) i chodzę permanentnie niewyspana.
Kłopoty wzięły się stąd, że kończenie piątego tomu „Teatru węży” przeciągnęło się o ponad miesiąc dłużej niż było planowane (na szczęście i tak było wiadomo, że premiera odwlecze się w związku z koronakatastrofą). Ku swojej ogromnej radości skończyłam i odesłałam go do wydawnictwa na początku kwietnia. Jakimś cudem wyrobiłam się terminowo ze wspomnianym wyżej opowiadaniem do antologii tarnogórskiej, a teraz w dużym niedoczasie kończę przekład trzeciej części cyklu „Ruchomy chaos” Patricka Nessa (bardzo polecam - naprawdę niegłupie socjologiczne SF, nie zrażajcie się etykietką, że to dla młodzieży!). Do 25 maja muszę odhaczyć korektę autorską mojego piątego tomu po redakcji, a potem do 15 czerwca napisać kolejne żmijowe opowiadanie promocyjne, równolegle tłumacząc wstęp do książki naukowej (miałam go dostać do przełożenia już teraz w maju, ale profesorowie, którzy piszą ten tekst, też funkcjonują w niedoczasie, więc umówiliśmy się na czerwiec). O, i tak to wygląda.
Kłopoty wzięły się stąd, że kończenie piątego tomu „Teatru węży” przeciągnęło się o ponad miesiąc dłużej niż było planowane (na szczęście i tak było wiadomo, że premiera odwlecze się w związku z koronakatastrofą). Ku swojej ogromnej radości skończyłam i odesłałam go do wydawnictwa na początku kwietnia. Jakimś cudem wyrobiłam się terminowo ze wspomnianym wyżej opowiadaniem do antologii tarnogórskiej, a teraz w dużym niedoczasie kończę przekład trzeciej części cyklu „Ruchomy chaos” Patricka Nessa (bardzo polecam - naprawdę niegłupie socjologiczne SF, nie zrażajcie się etykietką, że to dla młodzieży!). Do 25 maja muszę odhaczyć korektę autorską mojego piątego tomu po redakcji, a potem do 15 czerwca napisać kolejne żmijowe opowiadanie promocyjne, równolegle tłumacząc wstęp do książki naukowej (miałam go dostać do przełożenia już teraz w maju, ale profesorowie, którzy piszą ten tekst, też funkcjonują w niedoczasie, więc umówiliśmy się na czerwiec). O, i tak to wygląda.
(Uprzedzając pytania - nie mam jeszcze informacji od wydawcy na temat planowanej daty premiery piątego tomu, ale myślę, że to się wyklaruje niedługo. Mogę za to zdradzić, że widziałam już projekt okładki - jest cudna!)
Prace nad antologią „Harde Baśnie”, czyli kontynuacją świetnie
przyjętej „Hardej Hordy”, na razie niestety pozostają wstrzymane w związku z bizancjum,
jakiego koronawirus narobił na rynku książki. Trzymajcie kciuki za pozytywny rozwój
tej sytuacji, bo opowiadania mamy gotowe już od lutego, zbiorek wyszedł
absolutnie PRZECUDNY, chyba jeszcze lepszy od swojego poprzednika, i ogromnie
byśmy chciały, żeby jak najszybciej trafił w Wasze czytelnicze łapki!!
Promocja na antologię „Harda Horda” w księgarni wydawnictwa SQN (wersja papierowa za 30 zł + ebook gratis, bookbox z gadżetami za 59 zł) trwa nadal, więc jeśli
nie macie papierowego wydania albo ktoś w Waszym otoczeniu ucieszyłby się z
prezentu, warto skorzystać.
W Lublinie jest chwilowo zimno, jakby trwał marzec, a nie maj, ale bzy pięknie kwitną, więc fotografuję je podczas spacerów (kiedy już udaje mi się wyjść na dwór). Łapcie też trzy zdjęcia równie pięknej, acz naburmuszonej
Ofelii. Wspominałam już na Fb, że mama miała ostatnio telekonferencję, więc
koty trzeba było eksmitować w plener (miauczą, dobijają się do drzwi i
koniecznie chcą się pakować na kolana). Wkurzoną Ofelię ojciec musiał złapać i siłą
wynieść na dwór. W skórzanych rękawicach… ^___^ #złekitku
hejka
OdpowiedzUsuńno wszystko wszystkim ale kotkę masz super - szczególnie na pierwszej fotce fajnie wyszło
pozdrowienia z Wieliczki
"Narobić bizancjum" - jakiś nowy idiom? "Sajgon" to przynajmniej wiem, z czego się wziął...
OdpowiedzUsuńOfelia na pierwszym zdjęciu wygląda jak byk przed atakiem.
Ze zdjęć bzu drugie najładniejsze.
Achika
Hej, "narobić bizancjum" jest copyright by Saladyn, nie pamiętasz? :))
UsuńNie każdy ma w głowie komputer :-/
OdpowiedzUsuńAchika
...z archiwami z ostatnich 20 lat. :-(
OdpowiedzUsuńA.
Piękna Ofelia!
OdpowiedzUsuńChomik
Piękna i charakterna!
Usuń