2020-07-03
Rozdroża i drogowskazy, czyli jak Ignit podjął decyzję (ale nadal się boi)
Jestem teraz na wyjeździe w Komańczy, z internetem tylko w telefonie, ale dzięki możliwości wcześniejszego ustawiania publikacji postów mogę Wam zdalnie pomachać łapką :) i podzielić się garstką zwierzeń snutych między miseczką świeżych truskawek a pakowaniem się na urlop.
Zabrzmi to jak tandetne pseudomądrości różnych "kołczów", ale kiedy wybory życiowe zmieniają naszą trajektorię, nigdy nie wiemy, dokąd ostatecznie dotrzemy i jakie będą tego implikacje. Zarazem - pomijając jakieś kompletnie nieprzewidziane sytuacje, od dziwnych psikusów losu po życiowe tragedie - mam wrażenie, że mimo wszelkich rozterek i zmian kursu w ostatecznym rozrachunku zawsze zmierzamy w stronę tego, na czym nam najbardziej zależało - tylko niekoniecznie nazywaliśmy ten cel po imieniu i mogliśmy nie zdawać sobie sprawy, że właśnie ta rzecz była naszym priorytetem (a jeśli priorytet nr 1 wyklucza realizację innych celów, na których też nam zależało/zależy, oj, wtedy robi się niewesoło).
U mnie takim niezwerbalizowanym priorytetem bardzo długo było "chcę robić zawodowo coś, co sprawia mi przyjemność i w czym czuję się kompetentna". Brzmi to dobrze, ale doprowadziło do mnóstwa rozterek i zawodowych meandrów. Czułam się radykalnie niekompetentna jako młody pracownik naukowy i tylko ciut mniej niekompetentna jako autorka, a z domu wyniosłam przeświadczenie, że na sztuce się nie zarabia, sztuka powinna być pasją, a nie zawodem. Zerwałam z nauką, poszłam w tłumaczenia, po czym przez dziesięć lat płakałam, że łączenie ich z pisaniem to ekwilibrystyka i rozsądniej byłoby iść intensywnie w same tłumaczenia specjalistyczne, zbudować sobie bazę klientów, założyć firmę, zostać tłumaczem medycznym na pełny etat... tyle że bez pisania mam po 2-3 latach krach psychiczny jak w banku, ćwiczyłam to już.
Dwa lata temu po wielu burzach myślowych i trudnych rozkminach przewartościowałam swoje podejście (lepiej późno niż wcale, ha) i doszłam do postanowienia: odpuszczam zadanie "spróbuj wreszcie sensownie zaplanować swoje życie", będę realizować cele krótkoterminowe i zobaczymy, co z tego wyniknie. Najpierw takim celem było "chcę napisać czwarty tom Teatru węży". Potem "chcę napisać piąty tom Teatru węży, zamykając cykl". Na początku 2020 dojrzałam do tego, żeby kolejną poprzeczkę ustawić wyżej. Chcę do 2024 r. napisać jeszcze 5-6 książek, czyli zrealizować mniej więcej 25% tych pomysłów, które na przestrzeni ostatniego dziesięciolecia zgromadziły mi się na dysku w postaci luźnych konspektów i czekają na swoją chwilę. Dokąd mnie to zaprowadzi w sensie pozycji na rynku książki, nakładów, nominacji do nagród - nie wiadomo, to loteria. Koronawirus nabruździł, warunki są chwilowo kryzysowe, nie mam pewności, czy książka, którą teraz zaczynam pisać, wyjdzie drukiem w 2021 (będę o to zabiegać, rzecz jasna). Dofinansowywanie pisania zleceniami translatorskimi i związane z tym żonglowanie deadline'ami nieustająco przypomina bieg przez płotki, a o (nie)wysokości swoich zarobków nie będę nawet mówić. Ale jednak po długich rozkminach i rozważaniu różnych możliwości, w tym pijanych wolt zawodowych, finalnie wychodzi na to, że cholerne pisanie musi w końcu dostać priorytet. Mimo że w latach 1999-2018 miewało go tylko w krótkich oknach czasowych, kiedy chciałam dokończyć konkretny projekt.
Zastanawiam się teraz, ale już bez rozterek i dramy, które pomysły z długiej listy skierować do realizacji i w jakiej kolejności. (Muszę przede wszystkim dać radę je napisać, bo na przestrzeni lat miałam z dziesięć falstartów powieściowych: zaczynałam pisać, ale po kilkunastu czy kilkudziesięciu stronach orientowałam się, że nope, nie "czuję" tego tekstu, nic z niego nie będzie.)
Na zdjęciu - jakże adekwatnie - rozwidlenie szlaków na jednej z odludnych tras w okolicach Komańczy. Niedaleko drogowskazu znajduje się stalowa ambona myśliwska czy też miniplatforma widokowa. Byliśmy tam w 2016 r. i zamierzamy wybrać się ponownie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zdaję sobie sprawę, że to, co napiszę, to tylko opinia anonimowego człowieka z internetu, a jednak napiszę to. Jako czytelnik uważam, że kompetencji jako autorce nie brak Ci ani ciut ciut, a więc, o ile pisanie sprawia Ci przyjemność, masz spełnione oba kryteria odpowiedniej pracy :-)
OdpowiedzUsuńNa rynku wydawniczym się nie znam, ale trochę tłumaczyłam (głównie nieliteracko i z niszowego języka) i wiem, ile czasu i energii to pochłania, więc wyobrażam sobie, że może być trudno pogodzić rzeźbienie w cudzym tekście z rzeźbieniem we własnym. Bardzo jestem ciekawa nowych pomysłów, trzymam kciuki, żeby wszystko udało sie według planu na najbliższe lata. A tymczasem dobrego czasu wyjazdowego!
Dzięki za ciepłe słowa :) Ale ja piszę półzawodowo w tym sensie, że nie utrzymuję się z pisania i nie wiem, czy będzie to w moim przypadku osiągalne. Na razie jestem skazana na bujanie się między pisaniem a przekładami, zaczęłam tylko stawiać pisanie wyżej w hierarchii priorytetów (do 2018 było odwrotnie).
UsuńPowodzenia bardzo!!
OdpowiedzUsuńOdpoczywaj,nie myśl o problemach.Ładna okolica.
Chomik