2021-04-13

W środę telefon zadzwonił znienacka, czyli jak zaszczepiliśmy się przeciwko COVID-19


Jakoś tak wyszło, że tej wiosny ZNOWU wzięłam na siebie nadmiarowe zobowiązania i teraz nie bardzo daję radę ogarnąć się ze wszystkim... 40 lat to najwyraźniej za mało, żeby nabrać umiejętności uczenia się na błędach. Ale mam jedną pozytywną informację: oboje z mężem jesteśmy już zaszczepieni przeciwko koronazarazie, mimo że nie należeliśmy do żadnej z grup priorytetowego dostępu do szczepień! Lud przestraszył się szczepionki firmy Astra Zeneca po doniesieniach, że powiązano ją z bardzo rzadkimi przypadkami nietypowej zakrzepicy, w efekcie czego mnóstwo osób porezygnowało ze szczepienia, punkty szczepień dzwonią do kolejnych pacjentów z listy oczekujących, a nam to w graj: woleliśmy zaryzykować szympansiego adenowirusa i baaaardzo rzadkie powikłanie (średnio 1 przypadek zakrzepicy z małopłytkowością na 250 000 to 0,0004% szansy: dla porównania szansa na trafienie piątki w totka wynosi 0,0018%, więc jest o 4,5x większa) w imię nabycia częściowej odporności[1] już z początkiem maja. 

Konkretnie wyglądało to tak, że - po primaaprilisowej aferze z przekładaniem terminów szczepień - w środę 7 kwietnia odebrałam z zaskoczenia telefon (umawiałam terminy dla siebie i miauża z mojej komórki) z Instytutu Medycyny Wsi z pytaniem "mąż jest u nas zapisany na szczepienie 21 maja, czy nie chciałby się zaszczepić JUTRO?" Jerzemu termin "na jutro" średnio pasował, ale powiedziałam, że ja bardzo chętnie - w efekcie ja dostałam termin na 8 kwietnia, a Jerzy na 11 kwietnia. Nie powiem, byliśmy mocno zaskoczeni tym nagłym zwrotem akcji.

Miauż miał ciut więcej szczęścia ode mnie, bo szczepił się w niedzielę rano, kiedy w punkcie szczepień panowały pustki. Ja niestety natrafiłam na sporą kolejkę w ciasnym korytarzu, a co gorsza w ten tłumek, gdzie stali m.in. seniorzy (na oko 80+), radośnie wparowało babsko i zapytało "Przepraszam, czy tutaj można zrobić test na koronawirusa? Bo ja jestem przeziębiona i chciałam się przetestować..." Jak już z ankietą wypełnioną pod okiem wesołego żołnierza (standardowa: czy w ostatnim czasie miało się pozytywny wynik testu na koronawirusa, objawy chorobowe, jeździło się za granicę itp.) trafiłam do gabinetu, to sama kwalifikacja i szczepienie przebiegły błyskawicznie: ostrzeżenie od lekarza, żeby spodziewać się objawów grypopodobnych trwających do 48 h po szczepieniu, ostrzeżenie od pielęgniarki, żeby przez dwa dni nie pić alkoholu i nie uprawiać sportu, sprawne DZIAB igiełką w ramię, nakaz odczekania jeszcze 15 minut na korytarzu i do domu.

Znajomi straszyli mnie, że po szczepionce AZ (znanej też jako Ostry Zenek, Astralny Zenek lub Ostra Żaneta) można się spodziewać absolutnie wszystkiego z 40 stopniami gorączki włącznie, więc nie powiem, byłam ciekawa, co mnie czeka. Zastrzyk dostałam w czwartek w samo południe, po 22 wieczorem zaczęłam odczuwać dreszcze, a nazajutrz rano obudziłam się z podwyższoną temperaturą, łamaniem w kościach i uczuciem ociężałości – organizm ewidentnie domagał się koca i kanapy. Ramię bolało, ale nie jakoś bardzo. Część dnia przedrzemałam, a po południu dopadł mnie dość silny ból głowy, który ustąpił po paracetamolu. Generalnie dzień gorszego samopoczucia, ale spokojnie do przeżycia. W sobotę czułam się już zupełnie normalnie (tylko ręka nadal bolała przy niektórych ruchach, w sumie nadal pobolewa, ale to najmniejsza uciążliwość) i zaliczyłam standardowe 8000 kroków spaceru. Miauż zaszczepiony o 9 rano w niedzielę dostał gorączki na wieczór, raportował te same odczucia co ja – pobolewanie mięśni, dreszcze, ból ramienia, chęć zalegania na kanapie pod kocem – i poczuł się lepiej w poniedziałek po południu.

W kręgu moich znajomych są osoby, które przeszły covid z mniej lub bardziej nieprzyjemnymi konsekwencjami (jeden kolega właśnie leży w lubelskim szpitalu pod tlenem, raportuje, że pod dobrą opieką), a bliski krewny – młodszy ode mnie – niestety zmarł na to goowno w Niedzielę Wielkanocną; nie ukrywam, że mocno to wpłynęło na moją decyzję, żeby się zaszczepić ASAP niezależnie od tego, że szczepionka Astry Zeneki ma teraz trochę gorszą prasę. Tzn. statystyki mówią, że dla mnie koronawirus pewnie nie byłby bardzo groźny (choć bałam się powikłań kardiologicznych), ale im prędzej wyszczepi się znaczący procent populacji, tym prędzej epidemia zacznie wygasać. Mamy też z Jerzym plan, żeby już w drugiej połowie maja, korzystając z częściowej odporności, pojechać w jakieś polskie góry; zobaczymy, czy się uda.

Na zdjęciu – kanapowanie poszczepienne. Ten koc jest z prawdziwej wełny owczej i darzę go wielką miłością.




[1] Jeśli dobrze pamiętam statystyki, to pierwsza dawka szczepionki AZ po 3 tygodniach od zaszczepienia zapewnia ok. 70-76% ochrony przed zachorowaniem na objawowy COVID-19.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz