Iain Banks, Most 8/10
Człowiek, którego powieść Qpa strahu drukowała swego czasu w odcinkach “Nowa Fantastyka”, prowadzi – można rzec – literackie podwójne życie. Jako Iain M. Banks tworzy fantastykę naukową, natomiast swoje powieści głównonurtowe (których akcja rozgrywa się przeważnie w jego rodzinnej Szkocji) podpisuje po prostu "Iain Banks". Na okładce Mostu figuruje jedynie imię i nazwisko, bez środkowego inicjału. Mimo to moim skromnym zdaniem powieść tę jak najbardziej można zaliczyć do fantastyki. Zresztą Most wymyka się próbom klasyfikacji, trudno w kilku słowach scharakteryzować tę książkę.
John Orr cierpi na amnezję. Rannego, nieprzytomnego, bez dokumentów wyłowiono go z morza. Teraz mieszka na Moście – gigantycznej konstrukcji ze stali i szkła, której oba końce giną we mgle. Jest tu wszystko – arterie komunikacyjne i poziomy mieszkalne, sklepy, dworce, platformy wiertnicze oraz bar “U Dissy Pitton”... Nikt nie wie jednak, dokąd Most prowadzi ani w jakim celu go zbudowano. Orr trafia pod opiekę psychiatry, szpital troszczy się o wszelkie jego potrzeby; lekarz dokłada wszelkich starań, aby jego pacjent odzyskał pamięć; ten jednak woli podejmować kolejne próby zgłębienia tajemnicy Mostu. Wszystkie kończą się fiaskiem, bowiem biurokracja na Moście wprawiłaby w zdziwienie samego Kafkę... Aż pewnego dnia z telewizorem Orra zaczyna się dziać coś dziwnego. Z ekranu nie chce mianowicie zniknąć czarno-biały obraz przedstawiający nieprzytomnego mężczyznę w szpitalnym łóżku. Orr przeczuwa, że obraz ten ma jakieś znaczenie – ale jakie? Potem poznaje piękną Abberlaine Arrol...
Stopniowo fabuła zaczyna się komplikować; narracja Orra przeplata się z bełkotem pewnego barbarzyńcy, kierującego się zwierzęcymi instynktami; poznajemy też fragmenty biografii anonimowego Szkota, relacjonowane w trzeciej osobie. Akcja, początkowo liniowa, stopniowo rozpada się na serię majaków; logiczna z pozoru rzeczywistość Mostu odsłania drugie dno, rządzące się prawami snu, zaś kluczem do wszystkiego jest ów tajemniczy wypadek, który pozostawił na klatce piersiowej Orra ślad w postaci kręgu podbiegniętych krwią sińców... Nie sposób się opędzić od skojarzeń z Freudem i Jungiem, z psychoanalitycznymi koncepcjami jaźni rozwarstwionej na superego, ego oraz id. Trzeba jednak doczytać książkę do końca, żeby zrozumieć, na czym polega dowcip ukryty w scenach, kiedy doktor Joyce analizuje sny swojego pacjenta w poszukiwaniu wskazówek co do jego tożsamości. Niebagatelne znaczenie ma – jak się okazuje – fakt, że jeden z bohaterów lubił w dzieciństwie przypatrywać się mostowi Forth Bridge... Nic więcej nie powiem, bo w zasadzie powiedziałam już wszystko.
Polecam czytelnikom nieco wybredniejszym od przeciętnego konsumenta przygodówek, jako idealny wypełniacz na kilka spokojnych wieczorów.
John Orr cierpi na amnezję. Rannego, nieprzytomnego, bez dokumentów wyłowiono go z morza. Teraz mieszka na Moście – gigantycznej konstrukcji ze stali i szkła, której oba końce giną we mgle. Jest tu wszystko – arterie komunikacyjne i poziomy mieszkalne, sklepy, dworce, platformy wiertnicze oraz bar “U Dissy Pitton”... Nikt nie wie jednak, dokąd Most prowadzi ani w jakim celu go zbudowano. Orr trafia pod opiekę psychiatry, szpital troszczy się o wszelkie jego potrzeby; lekarz dokłada wszelkich starań, aby jego pacjent odzyskał pamięć; ten jednak woli podejmować kolejne próby zgłębienia tajemnicy Mostu. Wszystkie kończą się fiaskiem, bowiem biurokracja na Moście wprawiłaby w zdziwienie samego Kafkę... Aż pewnego dnia z telewizorem Orra zaczyna się dziać coś dziwnego. Z ekranu nie chce mianowicie zniknąć czarno-biały obraz przedstawiający nieprzytomnego mężczyznę w szpitalnym łóżku. Orr przeczuwa, że obraz ten ma jakieś znaczenie – ale jakie? Potem poznaje piękną Abberlaine Arrol...
Stopniowo fabuła zaczyna się komplikować; narracja Orra przeplata się z bełkotem pewnego barbarzyńcy, kierującego się zwierzęcymi instynktami; poznajemy też fragmenty biografii anonimowego Szkota, relacjonowane w trzeciej osobie. Akcja, początkowo liniowa, stopniowo rozpada się na serię majaków; logiczna z pozoru rzeczywistość Mostu odsłania drugie dno, rządzące się prawami snu, zaś kluczem do wszystkiego jest ów tajemniczy wypadek, który pozostawił na klatce piersiowej Orra ślad w postaci kręgu podbiegniętych krwią sińców... Nie sposób się opędzić od skojarzeń z Freudem i Jungiem, z psychoanalitycznymi koncepcjami jaźni rozwarstwionej na superego, ego oraz id. Trzeba jednak doczytać książkę do końca, żeby zrozumieć, na czym polega dowcip ukryty w scenach, kiedy doktor Joyce analizuje sny swojego pacjenta w poszukiwaniu wskazówek co do jego tożsamości. Niebagatelne znaczenie ma – jak się okazuje – fakt, że jeden z bohaterów lubił w dzieciństwie przypatrywać się mostowi Forth Bridge... Nic więcej nie powiem, bo w zasadzie powiedziałam już wszystko.
Polecam czytelnikom nieco wybredniejszym od przeciętnego konsumenta przygodówek, jako idealny wypełniacz na kilka spokojnych wieczorów.
Iain Banks, Most
Tłumaczył Marek Fedyszak
Rok wydania: 1998
Wydawca: Prószyński i S-ka
ISBN 83-7180-945-X
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz