Jednym z fajniejszych doświadczeń z punktu widzenia autora
jest moment, kiedy człowiek konfrontuje się z przeżyciami i przemyśleniami
odbiorców zawartymi w recenzji czy opinii czytelniczej. Z jednej strony zawsze
trochę strach dowiedzieć się, że książka nie spełniła oczekiwań, z drugiej –
zawsze powtarzam, że feedback czytelniczy jest na wagę złota.
Pozwala zobaczyć efekty swojej pracy z innej strony i dowiedzieć się, jak
odbierają książkę osoby o inaczej ukształtowanej wrażliwości czytelniczej niż
autor.
Aleksandra „Silaqui” Radziejewska niedawno zrecenzowała„Olgę i osty” na swoim blogu „Kroniki Nomady”. Jej opinia pokrywa się w dużym
stopniu z uwagami, które dostałam od jednej z pierwszych czytelniczek wersji
roboczej. Od siebie dopowiadam – nie miałam aż tak misternych zamysłów, jakie
przypisuje mi Silaqui, książka spontanicznie splotła się tak, jak się splotła.
Miejscami ta historia układała się właściwie sama, ja ją tylko ubrałam w słowa.
W sieci od listopada pojawiło się też trochę omówień antologii "Na nocnej zmianie". Ładnie pokazują zjawisko typowe dla antologii: teksty, na które jeden czytelnik narzeka, inny uznaje za jak najbardziej warte lektury, a czasem wręcz najlepsze z całego zbiorku.
- "Na nocnej zmianie, czyli nowy Sapkowski się nie pojawił" - Tramwaj nr 4
- "Grading on a curve, ale no o curr... no! - Krzysztof Sokołowski, blog "Lapsus Calami"
- "Antologia Falkonu: Na nocnej zmianie" - Marek Szwajnoch, blog Kocham Książki
Ostatnio w dyskusji na Facebooku przypomniano mi, że właściciele
większości blogów książkowych nie piszą prawdziwych recenzji, jedynie
subiektywne opinie z gatunku „misie” (misie podoba, misie nie podoba) i że
poziom tych opinii bywa delikatnie mówiąc różny. Niektórzy traktują te nieuładzone opinie blogowe o literaturze jak jedną z plag sieci. Ja
sądzę, że cisza w eterze byłaby gorsza (blogi książkowe kreują modę na
czytelnictwo i przyczyniają się do reklamowania omawianych pozycji choćby przez
to, że zwiększają widoczność książki), chociaż wolę zostać skrytykowana przez recenzenta
piszącego recenzje zgodnie z arkanami sztuki niż pochwalona przez młodzieńca,
który uważa, że Tolkien ściągał od R.A. Salvatore’a, a Sapkowski napisał
nowelizację popularnej gry komputerowej o wiedźminie. I tym optymistycznym
akcentem kończę na dziś, może jeszcze kiedyś wrócę do tematu.
Nie ważne dobrze czy źle,byle nazwiska nie pomylili!
OdpowiedzUsuńChomik
Też prawda! :D
UsuńJa też czytałam.Nie wiem,co napisać.Piękna książka,bardzo dobra,plastyczne opisy.
OdpowiedzUsuńTylko ..smutna...Zbyt umocowana w szarej rzeczywistości. jak dla mnie..
Chomik
Dużo osób mi mówiło, że smutna. Mam silne podejrzenia, że nie umiałabym napisać optymistycznej książki, nawet gdybym bardzo chciała.
UsuńNie,no,musu nie ma.Ja po prostu mam zapotrzebowanie na radzące sobie bohaterki,niekoniecznie z kiepskimi matkami i optymizm ogólny.Ale to ja.A książka jest pięknie napisana.
OdpowiedzUsuńChomik
Radzące sobie bohaterki, powiadasz? Będę to mieć na uwadze! :)
UsuńJak powiedział Frank Dolas:Co ja narobiłem?!
OdpowiedzUsuńChomik
Prawidłowość jest taka, że blogi, które maja dożo współprac i dużo ocenianych książek (jedno się z drugim wiąże), raczej nie prezentują wysokiego poziomu. Mają też jednak dużo odsłon, co napędza im kolejne wydawnictwa chętne do współpracy, i tak koło się zamyka. Oczywiście, także wśród popularnych blogów książkowych są chlubne wyjątki, jak np. Miasto książek czy Zacofany w lekturze, Jane doe z offu. Ale tu współprac raczej nie ma, autorzy piszą dla siebie.
UsuńO, tu mnie trochę zaskoczyłaś, że te, które mają dużo współprac i dużo odsłon, zazwyczaj nie prezentują wysokiego poziomu. W sumie to jest logiczne, bo najczęściej to młodsi blogerzy (wiek licealny lub studencki) mają więcej czasu na swoje hobby, a niektórzy pewnie też podchodzą do sprawy cynicznie: omawiać jak najwięcej książek, nieważne, że byle jak. Szkoda, że tak to wygląda.
Usuń