2017-01-24

Sama z własnymi myślami, czyli monolog o introwersji



Osoby, które znają mnie bliżej, wiedzą, że jestem introwertyczna jak nie wiem co. Tak introwertyczna, że można byłoby mnie nieomalże postawić w Sèvres jako wzorzec introwertyka.

Wbrew temu, co sądzą niezorientowani, introwersja to nie to samo co nieśmiałość. Introwertyk wcale nie musi być nieśmiały! Introwersja jako cecha osobowości polega na kierowaniu swojej percepcji i działań do wewnątrz, na własne myśli i emocje. (Nie wyklucza to posiadania wyćwiczonej zdolności do zajmowania głosu publicznie, prowadzenia prelekcji, wykładów, a nawet występowania na scenie. Chodzi tylko o preferowany tryb funkcjonowania.)

Skala introwersji/ekstrawersji określa, na ile człowiek preferuje aktywności prowadzone samotnie, a na ile czerpie energię z interakcji z ludźmi. Jeśli porównać temperamenty ludzkie do zwierzęcych, introwertyk byłby trochę jak krab pustelnik lub jastrząb, a ekstrawertyków należałoby przyrównać do zwierząt stadnych, jak na przykład konie. 

Introwertyk „ładuje akumulatory” czytając, grając w gry komputerowe, majsterkując, wędkując czy uprawiając inne jednoosobowe hobby. Preferuje spotkania towarzyskie w małym gronie, a najlepiej twarzą w twarz. Przeraża go wizja pracy wymagającej wchodzenia codziennie w interakcje z mnóstwem nowo poznanych ludzi. 

Pamiętam, że kiedy w dzieciństwie zabierano mnie na przyjęcia komunijne kuzynów, to nawet kiedy w gronie dzieciaków toczyła się wesoła zabawa, ja prędzej czy później podkradałam z regału jakąś książkę i zaszywałam się w kącie. Nie to, żebym nie lubiła się bawić z innymi dziećmi. Ale książki były ciekawsze.

Mniej więcej w połowie liceum dotarło do mnie, że czuję się dobrze we własnym towarzystwie i że kiedy jestem zmęczona, zła, nieszczęśliwa, to jest mi łatwiej w samotności dojść do siebie. To jest koronna cecha introwertyka – kiedy spędza czas sam ze sobą, odzyskuje równowagę duchową i animusz. 

Lubię samotnie zwiedzać obce miejsca – podczas różnych wyjazdów, wliczając w to krótkie wycieczki, zwędrowałam tak Wrocław, Moscow w stanie Idaho, okolice Bielefeld, Berlin, Monachium oraz Heidelberg i otaczające go lasy. Lubię słuchać własnych myśli. Lubię samotnie pracować, spacerować, robić zakupy. Śmiać się w środku nocy przy komputerze z czegoś, co rozśmieszyło wyłącznie mnie. Jestem mężatką, mam znajomych, mam przyjaciół, ale 90% mojego życia towarzyskiego na co dzień toczy się w sieci.

Bardzo dobrze wspominam te 4 lata, kiedy mieszkałam samotnie na stancji w Heidelbergu i wracałam wieczorami do pustego mieszkania, a weekendy miałam tylko dla siebie. Byłam w stałym kontakcie telefonicznym i mailowym z rodziną oraz znajomymi z Polski, ale na miejscu nie zawarłam żadnych bliższych znajomości, nie mówiąc o przyjaźniach, i nie przeszkadzało mi to w najmniejszym stopniu.

Lubię ludzi – serio! – ale pod względem relacji towarzyskich jestem jak Włóczykij z "Muminków", który zawsze przebywał w Dolinie Muminków tylko przez jakiś czas, a potem uciekał na samotne wędrówki. 

Synonimem raju jest dla mnie latem jakiś bezpieczny, malowniczy teren spacerowy z dużą ilością drzew, a w zimie biblioteka. Synonimem piekła byłaby konieczność regularnego uczestniczenia w firmowych imprezach integracyjnych.

Na koniec powiem, że jest jeszcze jeden rodzaj samotności, który cenię, chociaż wiem, że wielu introwertyków źle odbiera to uczucie i go unika. Samotność w tłumie. Lubię przebywać gdzieś, gdzie zebrało się mnóstwo ludzi i dzieje się coś ciekawego. Konwent, impreza na otwartym powietrzu, ruchliwy deptak w turystycznej miejscowości. Jeśli tylko jest tam bezpiecznie, lubię krążyć wśród ludzi i obserwować ich z boku, czując się trochę jak niewidzialny duch. Na konwentach zawsze spędzam dużo czasu, słuchając prelekcji, fotografując stoiska wystawców, obserwując scenki rozgrywające się na korytarzach i chłonąc tę specyficzną konwentową atmosferę, w której spontanicznie dzieją się rzeczy szalone i urocze. 

Pozdrawiam serdecznie wszystkich czytających te słowa, zarówno introwertyków, jak i ekstrawertyków. Zawsze powtarzam, że gdybyśmy wszyscy lubili to samo, świat byłby bardzo nudnym miejscem.

Uwagi, zwierzenia i komentarze mile widziane!



19 komentarzy:

  1. Ja się po wielu latach zdefiniowałam jako introwertyczkę, ale towarzyską. Jak to się przejawia? Otóż potrzebuję towarzystwa, lubię ludzi, lubię należeć do grupy, ale mam tzw. krótkie baterie, po jakimś czasie interakcji następuje zalanie bodźcami, muszę się schować i posortować wszystko do kupy. Do szczęścia potrzebuję na jakiś czas zapaść się w siebie.
    Przy introwertykach wydaję się ekstrawertyczna, ale przy ekstrawertykach szybko wychodzi na jaw, że jestem introwertyczna. Jak nie zauważę momentu, to mogę odpłynąć w towarzystwie i przestać uczestniczyć, co w ogóle wygląda niedobrze i niegrzecznie. A to tak, jakbym już nie mogła biec i musiała na chwilę usiąść. Chociaż lubię!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam bardzo podobnie! W teście psychologicznym Myers-Briggs to chyba podpada pod kategorię INFJ albo ISFJ - introwertyk, ale na tyle empatyczny i społecznie wrażliwy, że jego introwersji nie widać, póki mu się nie wyczerpią baterie :) Generalnie odkrycie tego testu nieźle mi pomogło, bo wcześniej nie do końca rozumiałam swoje zachowanie względem innych - otoczenie najpierw uważało mnie za ekstrawertyczkę, bo jestem na ogół uczuciowa i kontaktowa, po czym przeżywało mały zonk, kiedy dostawałam fazy na samotność i np. strasznie zachciewało mi się odłączyć od grupy podczas jakiegoś wspólnego wypadu ze znajomymi albo siedzieć w kuchni i wysłuchiwać zwierzeń niedobitków zamiast bawić się z resztą uczestników domówki. Teraz przynajmniej jestem świadoma, że tak mam i mogę przestrzec otoczenie zawczasu :)

      Usuń
    2. System Myers-Briggs jest bardzo ciekawy jako koncepcja, znam! Ale internetowe testy potrafią być mylące, dobrze jest poczytać sobie dodatkowo opisy typów. Mi z testów prawie zawsze wychodzi INFJ, a jeśli przyjrzeć się moim przyzwyczajeniom, podejściu do pracy, organizacji czasu oraz relacji międzyludzkich, wtedy widać jak byk, że jestem INFP.

      Usuń
    3. Ja się długo uważałam za ENFP - bywam roztargniona, rozpieprzona i w ogóle, ale chyba zbyt dobrze korzystam z ram (odbijając się od nich tu i ówdzie). Mogę być INFJ, albo nawet INTP, mają takie skłonności, z dostatecznie słabo wyrażonym typem, żeby nie dało się łatwo poznać.

      Usuń
    4. Chociaż w sumie ENFP to jest taki "introwertyczny ekstrawertyk", który się potrafi zatkać doświadczeniami, więc już zupełnie nie wiem, co mam o tym sądzić :D

      Usuń
    5. Do przemyślenia: czy wizja pracy w domu jest atrakcyjna, czy jednak masz potrzebę, żeby iść do ludzi? I czy kiedy jesteś w złym humorze, to wizja spotkania się z wesołym gronem znajomych natychmiast Ci go poprawia, czy raczej wolisz zaszyć się w norze i spokojnie dojść do siebie?

      Usuń
    6. Widzisz, zależy od okoliczności. Nie mam prostej odpowiedzi na te pytania. Praca z ludźmi jest ok, pod warunkiem, że mam swój kąt.
      Ale generalnie typologia jest niedokładna i już bardziej ma sens Big Five.

      Usuń
  2. Kiedyś identyfikowałam się jako ekstrawertyczka, tylko, że taka uwięziona pod skorupą z nieleczonej depresji, kompleksów i zahamowań. Bardzo chciałam być w centrum uwagi licznej grupy ludzi, mieć tabuny przyjaciół, bawić się i śmiać jak inni - ale nie umiałam. lata przeszły, skuwana po kawałeczku skorupa wraz z nimi. A ja już nie wiem, czy to postępująca choroba, czy zmęczenie światem - ale najszczęśliwsza czuję się we własnym towarzystwie. Wolę spędzić nawet kilka dni pod rząd, nie otwierając do nikogo ust, niż nudzić się nad piwem w zaprzyjaźnionym pubie. Lubię ludzi - konkretnych, obdarzonych imionami, tych poznanych i oswojonych. Ludzkość jako taką, do której kiedyś tak tęskniłam - mam w pięcie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miauuu! A może to po prostu dorosłość? Kiedyś tęskniłaś za czymś, co Ci się wydawało wspaniałe, a potem posmakowałaś odrobiny i stwierdziłaś, że wcale takie wspaniałe nie jest?

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Jeśli przyjmujemy, że dorosłość = wzrastający cynizm i rozczarowanie bliźnimi jako gatunkiem, to tak. Kiedyś mniej znałam ludzi, więc o wiele bardziej ich ceniłam. Dziś już wiem, że prowadzenie dyskusji nie polega na wymianie, tylko na erystycznej ekwilibrystyce - wygrywa ten, kto zagnie rozmówcę. Wiem, że mogę całkiem otwarcie i jednoznacznie oznajmić, że np. czegoś nie chcę, nie lubię jakaś postawa życiowa jest mi obca - a reakcją będzie "ale jak to tak?! Jak możesz nie lubić (X)?! JESTEŚ PEWNA? Wiem też, że pokazując innym miękki brzuszek zapraszamy wszelkiej maści wredoty, by przywdziały łyżwy i śmiało sobie po nas pojeździły. A nie daj buk przyznać, iż ma się jakiś bolesny problem. Zaraz usłyszysz, że sama jesteś sobie winna. Wyjątki są nieliczne i dlatego nazywamy ich przyjaciółmi, ale generalnie rzecz biorąc - chromolę taki dialog. :)

      Usuń
    4. To trochę zależy od środowiska, otoczenia. Wredoty często są wredne dlatego, że kompensują sobie własne kompleksy (nie żeby to kogokolwiek usprawiedliwiało, ale mając tę świadomość, łatwiej ignorować takie zachowania). Ja ogólnie mam do ludzkości nastawienie ostrożnie pozytywne, z poprawką na to, że z niektórymi integrować się można tylko na odległość siekiery :P a z innymi trzeba się ograniczać do uprzejmego uśmiechu i płytkiego small talku. Ale ogólnie, statystycznie patrząc, ludzie nie są tacy paskudni. (Lub też mam szczęście funkcjonować w bardzo przyjaznej bańce społecznej.)

      Usuń
  3. Anonimowy24.1.17

    Zapisuje się do klubu.Mało kto rozumie potrzebę samotności, ludzie uważają to za dziwactwo.
    Jak nam się udało wyjść za mąż?!

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim przypadku jest to historia o randze dobrej anegdoty, kiedyś Ci opowiem! Mój małż też jest bardzo intro, acz troszkę mniej niż ja. A poznaliśmy się dzięki wspólnemu znajomemu.

      Usuń
    2. Ja grałam z mężem w erpegi, a potem w grę online XD

      Usuń
    3. Anonimowy26.1.17

      A my się spotkaliśmy na spotkaniu fanów Star Wars! :)


      Chomik

      Usuń
  4. Anonimowy25.1.17

    Samotności! do ciebie biegnę jak do wody

    Z codziennych życia upałów;

    Z jakąż rozkoszą padam w jasne, czyste chłody

    Twych niezgłębionych kryształów.



    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  5. Po przeczytaniu komci pod notką zrobiłam sobie test MBTI i wyszło mi, że też jestem INFP ze skrajnym natężeniem introwertyzmu. Nawet pasuje.
    Zdecydowanie byłam też nieśmiała, ale to jest do przepracowania - moja praca polega też na kontaktach z klientami (na szczęście w umiarkowanym natężeniu), więc musiałam się jakoś wytresować. Interesujące jest to, że w pracy te kontakty interpersonalne przychodzą mi znacznie łatwiej niż poza nią.
    Za to występować publicznie nie cierpię.
    Alsoł, prawda jest taka, że obecnie mamy modę na ekstrawertyków - dobrze jest bujać się na masowych imprezach, podróżować w celu poznawania nowych ludzi i w ogóle. Ale może to dlatego, że ekstrawertycy są lepszym targetem marketingowym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jakoś znoszę prowadzenie prelekcji na konwentach, nawet w obliczu dzikiego tłumu, ale wymagało to przyzwyczajenia, oswojenia się, i nadal bywa trudne.

      A ta moda na ekstrawertyków to przyszła chyba z USA.

      Usuń