Osoby, które znają mnie bliżej, wiedzą, że jestem
introwertyczna jak nie wiem co. Tak introwertyczna, że można byłoby mnie
nieomalże postawić w Sèvres jako wzorzec introwertyka.
Wbrew temu, co sądzą niezorientowani, introwersja to nie to samo co nieśmiałość. Introwertyk wcale nie musi być nieśmiały! Introwersja jako cecha osobowości polega na
kierowaniu swojej percepcji i działań do wewnątrz, na własne myśli i emocje. (Nie wyklucza to posiadania wyćwiczonej zdolności do zajmowania głosu publicznie, prowadzenia prelekcji, wykładów, a nawet występowania na scenie. Chodzi tylko o preferowany tryb funkcjonowania.)
Skala
introwersji/ekstrawersji określa, na ile człowiek preferuje aktywności
prowadzone samotnie, a na ile czerpie energię z interakcji z ludźmi. Jeśli
porównać temperamenty ludzkie do zwierzęcych, introwertyk byłby trochę jak krab
pustelnik lub jastrząb, a ekstrawertyków należałoby
przyrównać do zwierząt stadnych, jak na przykład konie.
Introwertyk „ładuje akumulatory” czytając, grając w gry
komputerowe, majsterkując, wędkując czy uprawiając inne jednoosobowe hobby. Preferuje
spotkania towarzyskie w małym gronie, a najlepiej twarzą w twarz. Przeraża go
wizja pracy wymagającej wchodzenia codziennie w interakcje z mnóstwem nowo
poznanych ludzi.
Pamiętam, że kiedy w dzieciństwie zabierano mnie na
przyjęcia komunijne kuzynów, to nawet kiedy w gronie dzieciaków toczyła się
wesoła zabawa, ja prędzej czy później podkradałam z regału jakąś książkę i
zaszywałam się w kącie. Nie to, żebym nie lubiła się bawić z innymi dziećmi.
Ale książki były ciekawsze.
Mniej więcej w połowie liceum dotarło do mnie, że czuję się dobrze we własnym towarzystwie i że kiedy jestem zmęczona, zła, nieszczęśliwa, to jest mi łatwiej w samotności dojść do siebie. To jest koronna cecha introwertyka – kiedy spędza czas sam ze sobą, odzyskuje równowagę duchową i animusz.
Lubię samotnie zwiedzać obce miejsca – podczas różnych
wyjazdów, wliczając w to krótkie wycieczki, zwędrowałam tak Wrocław, Moscow w
stanie Idaho, okolice Bielefeld, Berlin, Monachium oraz Heidelberg i otaczające
go lasy. Lubię słuchać własnych myśli. Lubię samotnie pracować, spacerować,
robić zakupy. Śmiać się w środku nocy przy komputerze z czegoś, co rozśmieszyło
wyłącznie mnie. Jestem mężatką, mam znajomych, mam przyjaciół, ale 90% mojego życia towarzyskiego na co dzień
toczy się w sieci.
Bardzo dobrze wspominam te 4 lata, kiedy mieszkałam samotnie
na stancji w Heidelbergu i wracałam wieczorami do pustego mieszkania, a
weekendy miałam tylko dla siebie. Byłam w stałym kontakcie telefonicznym i
mailowym z rodziną oraz znajomymi z Polski, ale na miejscu nie zawarłam żadnych
bliższych znajomości, nie mówiąc o przyjaźniach, i nie przeszkadzało mi to w
najmniejszym stopniu.
Lubię ludzi – serio! – ale pod względem relacji towarzyskich jestem jak Włóczykij z "Muminków", który zawsze przebywał w Dolinie Muminków tylko przez jakiś czas, a potem uciekał na samotne wędrówki.
Synonimem raju jest dla mnie latem jakiś bezpieczny,
malowniczy teren spacerowy z dużą ilością drzew, a w zimie biblioteka. Synonimem
piekła byłaby konieczność regularnego uczestniczenia w firmowych imprezach
integracyjnych.
Na koniec powiem, że jest jeszcze jeden rodzaj samotności,
który cenię, chociaż wiem, że wielu introwertyków źle odbiera to uczucie i go
unika. Samotność w tłumie. Lubię przebywać gdzieś, gdzie zebrało się mnóstwo
ludzi i dzieje się coś ciekawego. Konwent, impreza na otwartym powietrzu,
ruchliwy deptak w turystycznej miejscowości. Jeśli tylko jest tam bezpiecznie,
lubię krążyć wśród ludzi i obserwować ich z boku, czując się trochę jak niewidzialny
duch. Na konwentach zawsze spędzam dużo czasu, słuchając prelekcji,
fotografując stoiska wystawców, obserwując scenki rozgrywające się na
korytarzach i chłonąc tę specyficzną konwentową atmosferę, w której
spontanicznie dzieją się rzeczy szalone i urocze.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich czytających te słowa,
zarówno introwertyków, jak i ekstrawertyków. Zawsze powtarzam, że gdybyśmy
wszyscy lubili to samo, świat byłby bardzo nudnym miejscem.
Uwagi, zwierzenia i komentarze mile widziane!
Ja się po wielu latach zdefiniowałam jako introwertyczkę, ale towarzyską. Jak to się przejawia? Otóż potrzebuję towarzystwa, lubię ludzi, lubię należeć do grupy, ale mam tzw. krótkie baterie, po jakimś czasie interakcji następuje zalanie bodźcami, muszę się schować i posortować wszystko do kupy. Do szczęścia potrzebuję na jakiś czas zapaść się w siebie.
OdpowiedzUsuńPrzy introwertykach wydaję się ekstrawertyczna, ale przy ekstrawertykach szybko wychodzi na jaw, że jestem introwertyczna. Jak nie zauważę momentu, to mogę odpłynąć w towarzystwie i przestać uczestniczyć, co w ogóle wygląda niedobrze i niegrzecznie. A to tak, jakbym już nie mogła biec i musiała na chwilę usiąść. Chociaż lubię!
Mam bardzo podobnie! W teście psychologicznym Myers-Briggs to chyba podpada pod kategorię INFJ albo ISFJ - introwertyk, ale na tyle empatyczny i społecznie wrażliwy, że jego introwersji nie widać, póki mu się nie wyczerpią baterie :) Generalnie odkrycie tego testu nieźle mi pomogło, bo wcześniej nie do końca rozumiałam swoje zachowanie względem innych - otoczenie najpierw uważało mnie za ekstrawertyczkę, bo jestem na ogół uczuciowa i kontaktowa, po czym przeżywało mały zonk, kiedy dostawałam fazy na samotność i np. strasznie zachciewało mi się odłączyć od grupy podczas jakiegoś wspólnego wypadu ze znajomymi albo siedzieć w kuchni i wysłuchiwać zwierzeń niedobitków zamiast bawić się z resztą uczestników domówki. Teraz przynajmniej jestem świadoma, że tak mam i mogę przestrzec otoczenie zawczasu :)
UsuńSystem Myers-Briggs jest bardzo ciekawy jako koncepcja, znam! Ale internetowe testy potrafią być mylące, dobrze jest poczytać sobie dodatkowo opisy typów. Mi z testów prawie zawsze wychodzi INFJ, a jeśli przyjrzeć się moim przyzwyczajeniom, podejściu do pracy, organizacji czasu oraz relacji międzyludzkich, wtedy widać jak byk, że jestem INFP.
UsuńJa się długo uważałam za ENFP - bywam roztargniona, rozpieprzona i w ogóle, ale chyba zbyt dobrze korzystam z ram (odbijając się od nich tu i ówdzie). Mogę być INFJ, albo nawet INTP, mają takie skłonności, z dostatecznie słabo wyrażonym typem, żeby nie dało się łatwo poznać.
UsuńChociaż w sumie ENFP to jest taki "introwertyczny ekstrawertyk", który się potrafi zatkać doświadczeniami, więc już zupełnie nie wiem, co mam o tym sądzić :D
UsuńDo przemyślenia: czy wizja pracy w domu jest atrakcyjna, czy jednak masz potrzebę, żeby iść do ludzi? I czy kiedy jesteś w złym humorze, to wizja spotkania się z wesołym gronem znajomych natychmiast Ci go poprawia, czy raczej wolisz zaszyć się w norze i spokojnie dojść do siebie?
UsuńWidzisz, zależy od okoliczności. Nie mam prostej odpowiedzi na te pytania. Praca z ludźmi jest ok, pod warunkiem, że mam swój kąt.
UsuńAle generalnie typologia jest niedokładna i już bardziej ma sens Big Five.
Kiedyś identyfikowałam się jako ekstrawertyczka, tylko, że taka uwięziona pod skorupą z nieleczonej depresji, kompleksów i zahamowań. Bardzo chciałam być w centrum uwagi licznej grupy ludzi, mieć tabuny przyjaciół, bawić się i śmiać jak inni - ale nie umiałam. lata przeszły, skuwana po kawałeczku skorupa wraz z nimi. A ja już nie wiem, czy to postępująca choroba, czy zmęczenie światem - ale najszczęśliwsza czuję się we własnym towarzystwie. Wolę spędzić nawet kilka dni pod rząd, nie otwierając do nikogo ust, niż nudzić się nad piwem w zaprzyjaźnionym pubie. Lubię ludzi - konkretnych, obdarzonych imionami, tych poznanych i oswojonych. Ludzkość jako taką, do której kiedyś tak tęskniłam - mam w pięcie.
OdpowiedzUsuńMiauuu! A może to po prostu dorosłość? Kiedyś tęskniłaś za czymś, co Ci się wydawało wspaniałe, a potem posmakowałaś odrobiny i stwierdziłaś, że wcale takie wspaniałe nie jest?
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńJeśli przyjmujemy, że dorosłość = wzrastający cynizm i rozczarowanie bliźnimi jako gatunkiem, to tak. Kiedyś mniej znałam ludzi, więc o wiele bardziej ich ceniłam. Dziś już wiem, że prowadzenie dyskusji nie polega na wymianie, tylko na erystycznej ekwilibrystyce - wygrywa ten, kto zagnie rozmówcę. Wiem, że mogę całkiem otwarcie i jednoznacznie oznajmić, że np. czegoś nie chcę, nie lubię jakaś postawa życiowa jest mi obca - a reakcją będzie "ale jak to tak?! Jak możesz nie lubić (X)?! JESTEŚ PEWNA? Wiem też, że pokazując innym miękki brzuszek zapraszamy wszelkiej maści wredoty, by przywdziały łyżwy i śmiało sobie po nas pojeździły. A nie daj buk przyznać, iż ma się jakiś bolesny problem. Zaraz usłyszysz, że sama jesteś sobie winna. Wyjątki są nieliczne i dlatego nazywamy ich przyjaciółmi, ale generalnie rzecz biorąc - chromolę taki dialog. :)
UsuńTo trochę zależy od środowiska, otoczenia. Wredoty często są wredne dlatego, że kompensują sobie własne kompleksy (nie żeby to kogokolwiek usprawiedliwiało, ale mając tę świadomość, łatwiej ignorować takie zachowania). Ja ogólnie mam do ludzkości nastawienie ostrożnie pozytywne, z poprawką na to, że z niektórymi integrować się można tylko na odległość siekiery :P a z innymi trzeba się ograniczać do uprzejmego uśmiechu i płytkiego small talku. Ale ogólnie, statystycznie patrząc, ludzie nie są tacy paskudni. (Lub też mam szczęście funkcjonować w bardzo przyjaznej bańce społecznej.)
UsuńZapisuje się do klubu.Mało kto rozumie potrzebę samotności, ludzie uważają to za dziwactwo.
OdpowiedzUsuńJak nam się udało wyjść za mąż?!
Chomik
W moim przypadku jest to historia o randze dobrej anegdoty, kiedyś Ci opowiem! Mój małż też jest bardzo intro, acz troszkę mniej niż ja. A poznaliśmy się dzięki wspólnemu znajomemu.
UsuńJa grałam z mężem w erpegi, a potem w grę online XD
UsuńA my się spotkaliśmy na spotkaniu fanów Star Wars! :)
UsuńChomik
Samotności! do ciebie biegnę jak do wody
OdpowiedzUsuńZ codziennych życia upałów;
Z jakąż rozkoszą padam w jasne, czyste chłody
Twych niezgłębionych kryształów.
Chomik
Po przeczytaniu komci pod notką zrobiłam sobie test MBTI i wyszło mi, że też jestem INFP ze skrajnym natężeniem introwertyzmu. Nawet pasuje.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie byłam też nieśmiała, ale to jest do przepracowania - moja praca polega też na kontaktach z klientami (na szczęście w umiarkowanym natężeniu), więc musiałam się jakoś wytresować. Interesujące jest to, że w pracy te kontakty interpersonalne przychodzą mi znacznie łatwiej niż poza nią.
Za to występować publicznie nie cierpię.
Alsoł, prawda jest taka, że obecnie mamy modę na ekstrawertyków - dobrze jest bujać się na masowych imprezach, podróżować w celu poznawania nowych ludzi i w ogóle. Ale może to dlatego, że ekstrawertycy są lepszym targetem marketingowym.
Ja jakoś znoszę prowadzenie prelekcji na konwentach, nawet w obliczu dzikiego tłumu, ale wymagało to przyzwyczajenia, oswojenia się, i nadal bywa trudne.
UsuńA ta moda na ekstrawertyków to przyszła chyba z USA.