Życie co jakiś czas przynosi z sobą Dylematy. Stajemy na
rozdrożu i musimy wybierać. Pociąga nas więcej niż jedna opcja i boimy się
popełnić błąd. Nie chodzi mi o sprawy tak błahe, jak wybór deseru w restauracji
czy zakup bluzki. Myślę o zagwozdkach z gatunku: kupować mieszkanie na kredyt
już teraz, czy poczekać? Zmienić pracę na mniej stresującą, ale gorzej płatną?
Wyjść za mąż za Mścisława czy za Eligiusza?
Wprawdzie nigdy nie musiałam wybierać między Mścisławem a
Eligiuszem (i całe szczęście), ale przyjaciele wiedzą, że generalnie mam
problem z podejmowaniem Ważnych Życiowych Decyzji. Zajmuje mi to strasznie dużo
czasu, bo analizuję, kombinuję, rozważam wszystkie za i przeciw. Mam wrażenie,
że wybór „mniejszego zła” to jeszcze pół biedy. Najtrudniejsze są sytuacje,
kiedy z kilku ciekawych, a wzajemnie wykluczających się opcji trzeba wybrać tę
najlepszą.
Na moje usprawiedliwienie – jak już tę nieszczęsną decyzję w
końcu podejmę, to generalnie później nie żałuję. Ale proces decyzyjny trwa
długo i jest stresujący jak diabli.
W sieci można znaleźć różne rady i triki mające ułatwiać
(przynajmniej w teorii) radzenie sobie z Życiowymi Dylematami. Oto trzy, które
mi osobiście najbardziej przypadły do gustu i faktycznie się przydają.
1. Drzwi do przyszłości
Wyobraź sobie, że masz przed sobą tyle ponumerowanych drzwi,
ile masz opcji do wyboru. Po przejściu przez każde z tych drzwi trafiasz w
przyszłość – 10 lat od podjęcia decyzji oznaczonej daną cyfrą. Co widzisz?
Dokąd cię zaprowadziła ta decyzja? (Mnie przy tym ćwiczeniu coś odblokowuje się
w głowie i wyraźniej widzę wszystkie wady danego rozwiązania - czasem to wystarczy, żeby je odrzucić.)
2. Rada od nieistniejącego eksperta
Tę technikę wymyśliłam sama. Jakoś bardziej ją lubię niż oparte na tej samej zasadzie ćwiczenie pt. „co doradziłabyś przyjaciółce znajdującej się w tej
samej sytuacji”. Wyobraź sobie, że udajesz się po radę do jakiejś fikcyjnej
postaci, którą uznajesz za autorytet. Gandalf, Dumbledore, Qui-Gon Jinn, Charles Xavier... Ktoś reprezentujący poglądy i cechy,
które szanujesz. Przedstaw pokrótce swój problem. Opcjonalnie - wyobraź sobie
pytania, jakie zadałby ci rozmówca, i spróbuj na nie odpowiedzieć. Jaką radę
usłyszysz na koniec?
(To propozycja dla fantastów, normalny człowiek chyba będzie
wolał poprzestać na opcji z doradzaniem przyjaciółce/przyjacielowi.)
3. Tabela zagłady
Bierzemy kartkę papieru, dzielimy na kolumny i wypisujemy
dostępne opcje, a pod każdym z nich w lewym słupku wymieniamy argumenty „za”, w
prawym zaś „przeciw”. Następnie przy każdym argumencie wpisujemy wartość
liczbową odzwierciedlającą jego istotność (subiektywną). W słupku „za”
będą to liczby dodatnie, a w słupku „przeciw” ujemne. Na końcu sumujemy wszystko i... porównujemy
wyniki dla różnych kolumn.
Oczywiście przypisywanie wartości liczbowych jest uznaniowe
i zmieniając te wartości można zmienić wynik. Doświadczenie mówi mi, że
najlepiej za dużo nie kombinować i uczciwie wpisać liczby zgodne z tym, co
serce podpowiada. Lubię tę metodę – dobrze się sprawdza, kiedy jest dużo
argumentów „za” i „przeciw” o różnym ciężarze gatunkowym. Już samo wypisanie
ich wszystkich w jednym miejscu, w słupkach, daje do myślenia.
Jeśli wszystkie opcje mają zbliżoną liczbę punktów na plus i
na minus (różnica jednego, dwóch punktów to tyle co nic), to sygnał, że albo na
podjęcie decyzji jest jeszcze za wcześnie, albo paraliżuje cię strach. A jeśli
czujesz pokusę, żeby zmanipulować wyniki na korzyść którejś opcji, to tak
naprawdę już znasz odpowiedź.
Romantycy pewnie zaraz powiedzą, że trzeba po prostu
postępować tak, jak nam serce dyktuje. Kłopot w tym, że czasem serce rwie się,
żeby biec jednocześnie w dwie lub trzy różne strony... i wtedy sprawę trzeba
jednak ogarnąć rozumem.
Czemu piszę o tym wszystkim teraz? A tak jakoś mnie naszło!
Zastanawiam się właśnie nad jednym wyborem, ale nie jest to Wielka Życiowa
Sprawa i konsekwencje nie będą poważne – w najgorszym razie trochę zmarnowanego
czasu.
Chyba ważne by nie żałować raz podjętej decyzji.Jasne, że to trudne, zawsze pozostaje a gdyby wtedy...itd.
OdpowiedzUsuńTrzeba iść na przód i pozostaje robić dobrą minę do złej gry.Fakt natomiast, że nigdy się nie dowiemy czy inna gra nie była by gorsza czy lepsza - na tym polega życie - sztuka wyboru czyli właśnie nasze życie :) .
A wiesz, że w efekcie tych moich długotrwałych rozkmin i wątpliwości przeważnie jestem później zadowolona z obranej drogi? Żałuję tych decyzji, których nie podejmowałam, bo szłam twardo do przodu przekonana, że dobrze robię, i w ogóle mnie nie tknęło, że są inne opcje - że można byłoby się zastanowić, zatrzymać, rozejrzeć. Ale żeby się zatrzymać na rozstajach, trzeba w ogóle dostrzec, że są.
UsuńTo jest tak.Gnając do przodu nie zauważa się bocznych ścieżek.Stanąć strach bo cię inni wyprzedzą a patrzeć ciągle w lusterko wsteczne też nie zdrowo.Można nie zauważyć tego co przed maską. heheeh bądź tu człowieku mądry...
Usuńposzukałem tego cytatu z wieszcza, dylemat stary jak świat raczej
"Cieszy mię ten rym: "Polak mądr po szkodzie";
Lecz jesli prawda i z tego nas zbodzie,
Nową przypowieść Polak sobie kupi,
Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi."
Decyzje podejmuję na czuja, a czuj mój silny jest; tak, że proces intelektualny zasadniczo nie zachodzi. Zabawne, raz w życiu spróbowałam zestawiania argumentów - chodziło o wybór jednej z dwóch ofert pracy. Wybrałam w poprzek odczuć z żołądka, "racjonalnie" i bardzo źle. Ale Twoje sposoby są interesujące, na pewno z któregoś skorzystam, gdyby intuicja wzięła wychodne. :)
OdpowiedzUsuń