2017-01-31

Trudne początki, czyli jak kiełkuje powieść


Już dawno zauważyłam, że zaczynanie nowych projektów (dłuższe opowiadanie lub powieść) idzie mi jak po grudzie, metodą prób, błędów i falstartów.

Krótkie opowiadania - do dwudziestu pięciu tysięcy znaków - w sprzyjających okolicznościach jestem w stanie napisać nawet w dwa-trzy dni, muszę tylko mieć Pomysł (przez duże P) na taki właśnie kompaktowy tekst.

Powyżej dwudziestu pięciu tysięcy znaków ze spacjami zaczynają się Schody. 

Autorzy podobno dzielą się trzy grupy:

1) architekci, którzy przed przystąpieniem do pisania rozplanowują sobie w notatkach całą akcję tekstu (ang. plotters, od słowa plot - fabuła);
2) kaskaderzy, którzy siadają nad pustą kartką i improwizują "z niczego", mając w głowie ledwie luźny zarys pomysłu (ang. pantsers, od żartobliwego powiedzenia "someone who flies by the seat of their pants", czyli działa bez planu, spontanicznie dostosowując się do okoliczności);
3) typy mieszane, których podejście stanowi mieszankę obu wyżej wymienionych (niektórzy mówią na nich plantsers).

Ja należę do tych, co plasują się "gdzieś pośrodku". Nie umiem zaimprowizować długiego tekstu, po prostu pisząc zdanie za zdaniem i wymyślając wszystko na bieżąco. Jeśli z kolei wymyślę i rozplanuję sobie całą fabułę z detalami, często nie umiem jej potem napisać, bo taki szczegółowy plan też mnie blokuje. Nie jestem pewna, jak to działa, ale wiem, że nie jestem jedyna. W wypowiedziach innych autorów spotykałam się ze stwierdzeniem "jeśli rozplanuję sobie cały tekst, to samo pisanie go będzie zbyt nudne" i coś tutaj jest na rzeczy. Mam wrażenie, że fabuły, które udaje mi się zaplanować na sucho, są bardziej schematyczne od tych, które "żyją" i podlegają kształtowaniu na bieżąco w miarę powstawania tekstu.

Na początku zawsze notuję sobie pomysł i sporządzam roboczy, luźny szkic fabuły, który w trakcie pracy zmieni się co najmniej kilka razy, bo jedne rozwiązania fabularne mi się odpodobają, inne uznam za niezgrabne lub zbyt oczywiste, a część zaplanowanych wyjściowo scen i wątków pobocznych wyrzucę z planu, żeby móc szybciej domknąć całość. Tak to wygląda w wariancie optymalnym: najpierw szkic, a potem próby, błędy i przerabianie planu tak, żeby dobrze współgrał z powstającym materiałem... aż w końcu udaje się napisać cały tekst.

W wersji pesymistycznej, niestety, zniechęcam się do ledwie zaczętych projektów, bo coś mi w nich nie pasuje, mimo że zaplanowany tekst jako całość wydaje mi się ciekawy. Mam problem z przechodzeniem w tej najwcześniejszej fazie od luźnych notatek i pomysłów na pojedyncze sceny do faktycznego pisania tych scen i łączenia ich w historię. Od obrazów do zdań. 

Dużo projektów zarzuciłam właśnie w tym trudnym punkcie, kiedy dopiero kiełkowały. Bo coś mi nie grało, bo uznawałam, że nie będę w stanie tej historii dobrze, satysfakcjonująco rozwinąć i zamknąć. Odkładam wtedy taką koncepcję bezterminowo do szuflady, żeby czekała na bardziej sprzyjający czas.

W ten sposób na przestrzeni lat odłożyłam "na później" pisanie co najmniej sześciu powieści (fragmenty jednej z nich, pisanej jeszcze pod koniec studiów, z powodzeniem przerobiłam później na opowiadanie "Koriana" opublikowane w 2010). Liczę tylko te, do których mam trochę napisanych scen czy wręcz całe rozdziały, bo gdybym miała uwzględnić wszystkie pomysły, do których rozpisałam sobie w punktach notatki, nie przechodząc faktycznie do pisania tekstu, ta liczba podskoczyłaby do kilkunastu.

Czemu piszę o tym na blogu? Bo po przerwie siadłam ponownie do jednego zaledwie "liźniętego" projektu, który nadal jest na tym trudnym początkowym etapie: mam pomysł, bohaterów, notatki do paru scen, trochę krótkich fragmentów oraz ogólną wizję całości. Jeszcze nie wiem, czy dam radę go dociągnąć do tego krytycznego miejsca, od którego dalsza praca staje się znacznie prostsza. 

Głaski motywacyjne mile widziane!


Image courtesy of punsayaporn at FreeDigitalPhotos.net



3 komentarze:

  1. Anonimowy31.1.17

    Wiesz, to bardzo ciekawe! Pisz,pisz, będzie dobre!!!
    Wyciągam pompony na Ciebie! Ignite do roooboty!!!!Hansa tu trzeba!

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hans po kilku rozmowach ze mną już siadł i płaczemy razem...

      Usuń
  2. Anonimowy31.1.17

    "Wódkę ci postawie, krakowiaka będę z tobą tańczyć,tylko skończ za trzy godziny" nasze (czyli moje i Achiki cytaty z Chmielewskiej).

    Chomik

    OdpowiedzUsuń