Już dawno zauważyłam, że zaczynanie
nowych projektów (dłuższe opowiadanie lub powieść) idzie mi jak
po grudzie, metodą prób, błędów i falstartów.
Krótkie opowiadania - do dwudziestu
pięciu tysięcy znaków - w sprzyjających okolicznościach jestem w
stanie napisać nawet w dwa-trzy dni, muszę tylko mieć Pomysł
(przez duże P) na taki właśnie kompaktowy tekst.
Powyżej dwudziestu pięciu tysięcy
znaków ze spacjami zaczynają się Schody.
Autorzy podobno dzielą się trzy
grupy:
1) architekci, którzy przed
przystąpieniem do pisania rozplanowują sobie w notatkach całą
akcję tekstu (ang. plotters,
od słowa plot -
fabuła);
2) kaskaderzy, którzy siadają nad
pustą kartką i improwizują "z niczego", mając w głowie
ledwie luźny zarys pomysłu (ang. pantsers,
od żartobliwego powiedzenia "someone who flies by the seat of
their pants", czyli działa bez planu, spontanicznie
dostosowując się do okoliczności);
3) typy mieszane, których podejście
stanowi mieszankę obu wyżej wymienionych (niektórzy mówią na
nich plantsers).
Ja
należę do tych, co plasują się "gdzieś pośrodku". Nie
umiem zaimprowizować długiego tekstu, po prostu pisząc zdanie za
zdaniem i wymyślając wszystko na bieżąco. Jeśli z kolei wymyślę
i rozplanuję sobie całą fabułę z detalami, często nie umiem jej
potem napisać, bo taki szczegółowy plan też mnie blokuje. Nie
jestem pewna, jak to działa, ale wiem, że nie jestem jedyna. W
wypowiedziach innych autorów spotykałam się ze stwierdzeniem
"jeśli rozplanuję sobie cały tekst, to samo pisanie go będzie
zbyt nudne" i coś tutaj jest na rzeczy. Mam wrażenie, że
fabuły, które udaje mi się zaplanować na sucho, są bardziej
schematyczne od tych, które "żyją" i podlegają
kształtowaniu na bieżąco w miarę powstawania tekstu.
Na
początku zawsze notuję sobie pomysł i sporządzam roboczy, luźny
szkic fabuły, który w trakcie pracy zmieni się co najmniej kilka
razy, bo jedne rozwiązania fabularne mi się odpodobają, inne uznam
za niezgrabne lub zbyt oczywiste, a część zaplanowanych wyjściowo
scen i wątków pobocznych wyrzucę z planu, żeby móc szybciej
domknąć całość. Tak to wygląda w wariancie optymalnym: najpierw
szkic, a potem próby, błędy i przerabianie planu tak, żeby dobrze
współgrał z powstającym materiałem... aż w końcu udaje się napisać cały tekst.
W
wersji pesymistycznej, niestety, zniechęcam się do ledwie zaczętych
projektów, bo coś mi w nich nie pasuje, mimo że zaplanowany tekst
jako całość wydaje mi się ciekawy. Mam problem z przechodzeniem w
tej najwcześniejszej fazie od luźnych notatek i pomysłów na
pojedyncze sceny do faktycznego pisania tych scen i łączenia ich w
historię. Od obrazów do zdań.
Dużo projektów zarzuciłam właśnie w tym trudnym punkcie, kiedy dopiero kiełkowały. Bo coś mi nie grało,
bo uznawałam, że nie będę w stanie tej historii dobrze,
satysfakcjonująco rozwinąć i zamknąć. Odkładam wtedy taką
koncepcję bezterminowo do szuflady, żeby czekała na bardziej
sprzyjający czas.
W ten
sposób na przestrzeni lat odłożyłam "na później"
pisanie co najmniej sześciu powieści (fragmenty jednej z nich,
pisanej jeszcze pod koniec studiów, z powodzeniem przerobiłam
później na opowiadanie "Koriana" opublikowane w 2010).
Liczę tylko te, do których mam trochę napisanych scen czy wręcz
całe rozdziały, bo gdybym miała uwzględnić wszystkie pomysły,
do których rozpisałam sobie w punktach notatki, nie przechodząc
faktycznie do pisania tekstu, ta liczba podskoczyłaby do kilkunastu.
Czemu
piszę o tym na blogu? Bo po przerwie siadłam ponownie do jednego
zaledwie "liźniętego" projektu, który nadal jest na tym
trudnym początkowym etapie: mam pomysł, bohaterów, notatki do paru scen, trochę krótkich fragmentów oraz ogólną wizję
całości. Jeszcze nie wiem, czy dam radę go dociągnąć do tego
krytycznego miejsca, od którego dalsza praca staje się znacznie
prostsza.
Głaski motywacyjne mile widziane!
Image courtesy of punsayaporn at FreeDigitalPhotos.net
Wiesz, to bardzo ciekawe! Pisz,pisz, będzie dobre!!!
OdpowiedzUsuńWyciągam pompony na Ciebie! Ignite do roooboty!!!!Hansa tu trzeba!
Chomik
Hans po kilku rozmowach ze mną już siadł i płaczemy razem...
Usuń"Wódkę ci postawie, krakowiaka będę z tobą tańczyć,tylko skończ za trzy godziny" nasze (czyli moje i Achiki cytaty z Chmielewskiej).
OdpowiedzUsuńChomik