Od Nowego Roku minęło ponad półtora miesiąca, więc chyba
jesteśmy już w punkcie, w którym duży odsetek postanowień noworocznych rozwiewa
się w siwy dym. Ja swoich nadal się trzymam, choć na takiej zasadzie, że
jednego dnia wychodzi mi to lepiej, drugiego gorzej. Traktuję kwestię tych
postanowień trochę jak eksperyment (jak długo wytrwam?), a trochę jak coś, czym
można się podzielić; może ktoś z czytających te słowa bohatersko stara się
wytrwać w postanowieniu, żeby nie jeść słodyczy albo chipsów, albo jeść
codziennie warzywa, albo co tydzień sprzątać mieszkanie, i poczuje, że Nie Jest
Sam w swoich Zmaganiach?
1 stycznia 2017 zawzięłam się i stwierdziłam, że w tym roku
zamierzam:
- codziennie pisać (liczy się również spisywanie notatek do
fabuł oraz pisanie notek na blog)
- codziennie czytać beletrystykę lub literaturę faktu
(artykuły w necie się nie liczą)
- codziennie zażywać ruchu w postaci spaceru i/lub ćwiczeń.
Nie podchodzę do tego wszystkiego jakoś strasznie sztywno – te
założenia miały działać na moją korzyść, a nie utrudniać mi życie – więc jeśli czasem
chcę inaczej spożytkować czas, albo wieczorem głowa mi pęka od migreny i nic
nie jestem w stanie zdziałać, to przechodzę nad tym do porządku dziennego. Nic
na siłę, liczy się długofalowy trend.
A statystyka wygląda póki co tak:
Styczeń
Dni bez pisania/blogowania – 4
Dni bez czytania – 2
Dni bez gimnastyki czy spaceru – 4
Dni bez gimnastyki, gdzie spacer był krótszy niż 25 minut –
6
Luty (do 17 lutego)
Dni bez pisania/blogowania – 3
Dni bez czytania – 2
Dni bez gimnastyki czy spaceru – 2
Dni bez gimnastyki, gdzie spacer był krótszy niż 25 minut –
5
Najlepiej mi wychodzi czytanie dzień w dzień (chociaż gdyby
nie postanowienie ogłoszone na blogu, pewnie już dałabym z tym sobie spokój i
spróbowałabym „skanibalizować” te pół godzinki czy godzinkę lektury na inne
cele), najgorzej – fundowanie sobie codziennej dawki ruchu. To ostatnie zmieni się, kiedy przyjdzie wiosna; mam wrażenie, że nawet moje koty są pozytywniej
nastawione do śniegu i mrozu (bądź odwilży i chlapy) niż ja. Inna sprawa, że małe
perturbacje zdrowotne na początku lutego zepsuły mi statystykę, gdy chodzi o
ruch: wychodzenie na dwór ograniczyłam przez te 4 dni do minimum, a gimnastykować
się trudno, kiedy człowieka bolą organy wewnętrzne.
Z negatywów – wciąż jeszcze nie udało mi się dojść do
konstruktywnych wniosków w kwestii tego, jak organizować sobie czas, żeby było
„dobrze”. Wypada chyba powiedzieć, że czasu jest ZAWSZE, z definicji za mało. (I
tak, zdaję sobie sprawę, że wszyscy mamy go do dyspozycji tyle samo... i nie wiem, co robię
źle, pomijając fakt, że przedawkowuję Internet... ale dla równowagi nie oglądam
telewizji ani nie gram w żadne gry. A sypiam notorycznie za krótko.)
Obrazek na dzisiaj - Giovanni Francesco Romanelli, Chronos i jego dziecko, XVII wiek. Chronos, siwobrody starzec będący personifikacją czasu i często przedstawiany z kosą w ręku, niejednokrotnie bywał utożsamiany z Kronosem, jednym z tytanów, mimo że wyjściowo były to dwie różne postacie. Poniższy obraz znajduje się w Muzeum Narodowym w Warszawie.
No to przecież nie jest źle!
OdpowiedzUsuńChomik
Irytuje mnie poczucie, że starając się cały czas robić kilka rzeczy równolegle, ze wszystkim pełznę do przodu strasznie wolno albo łapię zaległości. A realizacja postanowień noworocznych służy głównie do tego, żebym nie odpoczywała przed komputerem, tylko oddając się choć trochę wartościowszym zajęciom...
UsuńNigdy w życiu nie podejmowałam postanowień noworocznych, ale życzę Ci powodzenia w Twoich.
OdpowiedzUsuńCo do internetu: na przełomie 2016 i 2017 jakoś udało mi się odciąć od wieści z kraju i ze świata, i starannie to kultywuję... tylko nagle przeglądanie internetu stało się jakieś dziwnie krótkie, bo 1/3 odwiedzanych miejsc mi odpadła, a z pozostałych połowa to komiksy. (wiem, że Ty raczej nie czytasz polityki, więc Cię to nie dotyczy, tak tylko się dziele).
Ja teraz wsiąkam głównie w "ciekawostkowe" artykuły historyczne. I dyskusje ze znajomymi na Fb...
Usuń