Marketing i reklama nie są moimi mocnymi stronami, ale skoro już w kwietniowej "Nowej Fantastyce" ukazało się moje opowiadanie "Najlepsze pierogi w Kocierbie", doszłam do wniosku, że nie od rzeczy byłoby wrzucenie fragmentu na blog, a nuż kogoś zachęci? Opowiadanie tematycznie zahacza o mainstream, rzadko pisuję teksty w takim stylu. Nota bene w tym samym numerze NF znajdziecie między innymi opowiadania Artura Laisena i Bartłomieja Dzika.
W ramach anegdoty - autorzy często żartują z tego, że robiąc research wyszukują w Google frazy w rodzaju "niewykrywalne trucizny", "jak zrobić bombę w garażu" czy "jak pozbyć się zwłok". Aby napisać "Najlepsze pierogi w Kocierbie", spędziłam dużo czasu, przeglądając wątki na Forum Kredytowym, ze szczególnym uwzględnieniem działu "Dla zadłużonych". Szukałam też w necie, jak działają kancelarie oddłużeniowe i jak może przebiegać proces upadłości dużej firmy. W efekcie algorytm Google podrzuca mi teraz reklamy chwilówek i kredytów konsolidacyjnych...
A poniżej obiecany fragmencik.
Bez względu na to, czy przyjedziecie do Kocierby autobusem, samochodem czy pociągiem, Szklaną Górę widać z daleka. Błyszczy wśród łąk i lesistych wzgórz niczym olbrzymi diament, cudownie, surrealistycznie malownicza o każdej porze dnia i roku. Unikat na skalę globu wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Istnieją rozmaite teorie co do tego, jak powstała.
Geologowie tłumaczą to niezwykłą lokalną anomalią wulkaniczną w okresie orogenezy alpejskiej. Wskazują na podobieństwo masywu Szklanej Góry do Klifu Obsydianowego w Parku Narodowym Yellowstone czy podobnego wzniesienia niedaleko Tulelake w Kalifornii, choć skład chemiczny jej zboczy jest inny. Ale spotkałem się też z opiniami, że stanowi ona dzieło istot pozaziemskich, któregoś z katolickich świętych lub po prostu samego Boga.
Oczywiście jest jeszcze legenda o Szklanej Górze, którą wszyscy czytaliśmy w dzieciństwie.
Ma kilka wariantów. Najbardziej znana wersja opowiada o królu, który poszukiwał jak najdzielniejszego męża dla swojej pięknej córki. Monarcha kazał odlać ze szkła ogromną górę, a na jej szczycie wznieść złoty zamek, gdzie umieścił królewnę, zaś jej rękę obiecał temu z zalotników, który pierwszy zdoła wedrzeć się na szczyt. Wielu śmiałków zginęło, próbując tego dokonać – ich kości zaścieliły całą okolicę. W końcu po siedmiu latach królewna zmarła ze zgryzoty, a ziemie jej ojca najechał i spustoszył władca sąsiedniego królestwa, którego syn stracił życie na Szklanej Górze.
Urwiste zbocza tego fenomenu przyrodniczego mają lekko seledynowy odcień dzięki śladowej zawartości jonów miedzi i boru. Są lśniące, gładkie i morderczo śliskie. Na początku ubiegłego wieku, gdy rozkwitała moda na taternictwo, pochłonęły kilka ofiar. Obecnie za próbę wspinaczki poza oznakowanym szlakiem grozi niebotyczna grzywna. Na wierzchołek Szklanej Góry prowadzą drewniane schody z okorowanych pni, podobne do tych, którymi w Tatrach Słowackich pokonuje się górny odcinek szlaku na Lodową Przełęcz. Tyle że w Kocierbie zaczynają się na dole i wchodzi się nimi na sam szczyt. Nudno, mozolnie, stuprocentowo bezpiecznie. Wejście zajmuje mniej więcej półtorej godziny.
Po złotym zamku, jeżeli kiedykolwiek istniał, nie pozostał najmniejszy ślad.
Na szczycie Szklanej Góry znajduje się taras widokowy dla turystów, na nim obowiązkowy kiosk z pamiątkami i luneta na monety. Z boku ustawiono dwie toalety przenośne. Nieco psują urok tego miejsca, ale cóż, proza życia.
W niektórych wersjach legendy zamek na szczycie Szklanej Góry miał być otoczony ogrodem, pośrodku którego rosła czarodziejska jabłoń. Jej owoce goiły wszelkie rany i zapewniały wieczną młodość. Oczywiście skądś już to znamy – motyw cudownego drzewa o złotych jabłkach przewija się w mitach różnych ludów. W rzeczywistości na Szklanej Górze nigdy nie wyrosło nawet najmniejsze źdźbło trawy. Szkło jest gładziutkie, nietknięte przez erozję, bez choćby centymetra gleby. Ponad tarasem widokowym wznosi się jedynie zabytkowa secesyjna rzeźba autorstwa Wacława Szymanowskiego. Przedstawia jabłoń o stylizowanych, falistych gałęziach i siedzącego na niej sokoła. Nie jest niestety tak efektowna jak ziejący ogniem smok z brązu w pobliżu Wawelu.
Stoję na tarasie widokowym, przedpołudniowe słońce grzeje mnie w plecy. Zawsze lubiłem to miejsce. Przy dobrej widoczności panorama jest naprawdę fantastyczna – aż chciałoby się rozłożyć skrzydła i pofrunąć.
W kieszeni dzwoni mi telefon. Odbieram pełen nadziei, ale sam ton rozmówcy wystarczy, żeby ją rozwiać.
– Witam, panie Pawle, niestety nie mam dobrych wieści. Alior Bank odrzucił nasz wniosek o ugodę i umorzenie odsetek karnych. Wciąż czekamy na decyzję z Crédit Agricole, ale nie spodziewałbym się cudów.
Mam ochotę kląć, ale wiem, że kancelaria oddłużeniowa nic tu nie zawiniła. Naprawdę starają się pomóc, tyle że sprawa jest zawikłana, kwoty olbrzymie, a wierzyciele niechętni do ustępstw. Siląc się na spokój, uprzejmie dziękuję za informację, po czym umawiamy się na spotkanie za tydzień, żeby podyskutować o „dalszej strategii działań”.
Istnieją rozmaite teorie co do tego, jak powstała.
Geologowie tłumaczą to niezwykłą lokalną anomalią wulkaniczną w okresie orogenezy alpejskiej. Wskazują na podobieństwo masywu Szklanej Góry do Klifu Obsydianowego w Parku Narodowym Yellowstone czy podobnego wzniesienia niedaleko Tulelake w Kalifornii, choć skład chemiczny jej zboczy jest inny. Ale spotkałem się też z opiniami, że stanowi ona dzieło istot pozaziemskich, któregoś z katolickich świętych lub po prostu samego Boga.
Oczywiście jest jeszcze legenda o Szklanej Górze, którą wszyscy czytaliśmy w dzieciństwie.
Ma kilka wariantów. Najbardziej znana wersja opowiada o królu, który poszukiwał jak najdzielniejszego męża dla swojej pięknej córki. Monarcha kazał odlać ze szkła ogromną górę, a na jej szczycie wznieść złoty zamek, gdzie umieścił królewnę, zaś jej rękę obiecał temu z zalotników, który pierwszy zdoła wedrzeć się na szczyt. Wielu śmiałków zginęło, próbując tego dokonać – ich kości zaścieliły całą okolicę. W końcu po siedmiu latach królewna zmarła ze zgryzoty, a ziemie jej ojca najechał i spustoszył władca sąsiedniego królestwa, którego syn stracił życie na Szklanej Górze.
Urwiste zbocza tego fenomenu przyrodniczego mają lekko seledynowy odcień dzięki śladowej zawartości jonów miedzi i boru. Są lśniące, gładkie i morderczo śliskie. Na początku ubiegłego wieku, gdy rozkwitała moda na taternictwo, pochłonęły kilka ofiar. Obecnie za próbę wspinaczki poza oznakowanym szlakiem grozi niebotyczna grzywna. Na wierzchołek Szklanej Góry prowadzą drewniane schody z okorowanych pni, podobne do tych, którymi w Tatrach Słowackich pokonuje się górny odcinek szlaku na Lodową Przełęcz. Tyle że w Kocierbie zaczynają się na dole i wchodzi się nimi na sam szczyt. Nudno, mozolnie, stuprocentowo bezpiecznie. Wejście zajmuje mniej więcej półtorej godziny.
Po złotym zamku, jeżeli kiedykolwiek istniał, nie pozostał najmniejszy ślad.
Na szczycie Szklanej Góry znajduje się taras widokowy dla turystów, na nim obowiązkowy kiosk z pamiątkami i luneta na monety. Z boku ustawiono dwie toalety przenośne. Nieco psują urok tego miejsca, ale cóż, proza życia.
W niektórych wersjach legendy zamek na szczycie Szklanej Góry miał być otoczony ogrodem, pośrodku którego rosła czarodziejska jabłoń. Jej owoce goiły wszelkie rany i zapewniały wieczną młodość. Oczywiście skądś już to znamy – motyw cudownego drzewa o złotych jabłkach przewija się w mitach różnych ludów. W rzeczywistości na Szklanej Górze nigdy nie wyrosło nawet najmniejsze źdźbło trawy. Szkło jest gładziutkie, nietknięte przez erozję, bez choćby centymetra gleby. Ponad tarasem widokowym wznosi się jedynie zabytkowa secesyjna rzeźba autorstwa Wacława Szymanowskiego. Przedstawia jabłoń o stylizowanych, falistych gałęziach i siedzącego na niej sokoła. Nie jest niestety tak efektowna jak ziejący ogniem smok z brązu w pobliżu Wawelu.
Stoję na tarasie widokowym, przedpołudniowe słońce grzeje mnie w plecy. Zawsze lubiłem to miejsce. Przy dobrej widoczności panorama jest naprawdę fantastyczna – aż chciałoby się rozłożyć skrzydła i pofrunąć.
W kieszeni dzwoni mi telefon. Odbieram pełen nadziei, ale sam ton rozmówcy wystarczy, żeby ją rozwiać.
– Witam, panie Pawle, niestety nie mam dobrych wieści. Alior Bank odrzucił nasz wniosek o ugodę i umorzenie odsetek karnych. Wciąż czekamy na decyzję z Crédit Agricole, ale nie spodziewałbym się cudów.
Mam ochotę kląć, ale wiem, że kancelaria oddłużeniowa nic tu nie zawiniła. Naprawdę starają się pomóc, tyle że sprawa jest zawikłana, kwoty olbrzymie, a wierzyciele niechętni do ustępstw. Siląc się na spokój, uprzejmie dziękuję za informację, po czym umawiamy się na spotkanie za tydzień, żeby podyskutować o „dalszej strategii działań”.
Zakończywszy rozmowę, tępo patrzę na telefon, głowiąc się, jak powiedzieć matce, że znowu się nie udało.
No,zaczyna się fajnie,ale ja już od dawna nie kupuję "Fantastyki"...
OdpowiedzUsuńChomik