2017-12-31

Podsumowanie roku 2017




Powoli, lecz nieuchronnie zbliża się chwila, kiedy pożegnamy rok 2017, a do drzwi zapuka 2018. Końcówka roku to moment, kiedy tradycyjnie spoglądam wstecz i robię podsumowanie ostatnich dwunastu miesięcy. W tym roku nie robię tego z satysfakcją, raczej ze smutkiem, bo w styczniu 2017 snułam pewne długofalowe plany strategiczne, których realizację później zaniedbałam i uwiera mnie teraz ta świadomość, tym bardziej że rok 2017 był ogólnie rokiem raczej łaskawym. Nie chorowałam, żaden z kotów nie złamał łapy ani nie zrobił sobie innej krzywdy. Wydarzyło się za to trochę miłych rzeczy i pojawiło się trochę angażujących spraw, którym periodycznie poświęcałam 100%, a nawet 120% swojej uwagi. Ale po kolei. 



Pierwszy kwartał roku upłynął pod znakiem szykowania się do wyjazdu na London Book Fair, czyli Międzynarodowe Targi Książki w Londynie, odbywające się w połowie marca. Pojechałyśmy tam z Aleksandrą Janusz-Kamińską promować owoc zbiorowej inicjatywy grupy autorek fantastyki znanych jako Harda Horda, to znaczy katalog "Fantastic Women Writers of Poland". Szykowałyśmy go wszystkie wspólnymi siłami, ze swej strony nie pożałowałam czasu na szlifowanie anglojęzycznych materiałów katalogowych, jak również przetłumaczyłam kilka próbek książek (nie tylko swoich). Sam wypad do Londynu był fantastyczną przygodą (z gatunku "do wspominania przez całe życie") i pouczającym doświadczeniem, ale najwięcej frajdy sprawiło mi krążenie po tych wielkich, wspaniałych halach targowych, w tłumie autorów, agentów i wydawców, z plakietką "EXHIBITOR" czyli "Wystawca" (obie z Olą uzyskałyśmy wejściówki na targi dzięki życzliwości Polskiego Instytutu Książki). Bardzo się cieszę, że mogłam pojechać, aczkolwiek mam podejrzenie graniczące z pewnością, że gdyby na serio chciała startować na zachodni rynek, to prędzej udałoby mi się tam coś zdziałać z książką pisaną od zera po angielsku niż tłumaczoną z polskiego. Kwestia, czy w kwietniu 2018 ponownie pojadę do Londynu, pozostaje otwarta, choć jeśli pojawi się taka możliwość, pewnie nie odmówię. 




Rok 2017 dostarczył też potężnego zastrzyku pozytywnych emocji na polu pisarskim. Po raz pierwszy w życiu zgarnęłam nominacje do Nagrody im. Zajdla (za opowiadanie "Panicz z Ertel-Sega" opublikowane w antologii "Na nocnej zmianie") oraz do Nagrody Literackiej im. Jerzego Żuławskiego (za "Olgę i osty"). Ukazało się wyczekiwane od dawna wznowienie trylogii "Teatr węży" przez wydawnictwo Rebis: w sierpniu na Polconie odbyła się premiera "Dwóch kart", a w październiku do księgarń trafił tom drugi, "Pośród cieni". (Wznowienie trzeciego tomu, "W mocy wichru", jest wstępnie zapowiadane na 23 stycznia 2018). Drukiem wyszło też jedno moje opowiadanie - "Najlepsze pierogi w Kocierbie" opublikowane w Nowej Fantastyce 06/2017 - a drugie, "Królestwo i jego cienie", ukazało się jako darmowy ebook promujący wznowienie "Dwóch kart" przez Rebis. 


Druga połowa 2017, ze szczególnym uwzględnieniem jesieni, upłynęła w dużej mierze pod znakiem "trasy koncertowej" - zaangażowałam się całym sercem w promowanie wznowionego "Teatru węży" i objeździłam pół Polski, pojawiając się na rozmaitych imprezach branżowych. Warszawskie Targi Książki w czerwcu, Wrocławskie Dni Fantastyki w lipcu, Polcon w sierpniu, Copernicon we wrześniu, Krakowskie Targi Książki i Bydgoski Trójkąt Fantastyczny w październiku, a w listopadzie Śląskie Targi Książki, Falkon i Salon Ciekawej Książki. Innymi słowy, odwiedziłam służbowo Warszawę, Wrocław, Toruń, Kraków, Bydgoszcz, Katowice i Łódź. Wygłaszałam prelekcje, brałam udział w panelach dyskusyjnych, szpanowałam cudowną koszulką z logo "Teatru węży" zaprojektowaną przez Jerry'ego Bremera, odbywałam dyżury autorskie i czasem nawet ustawiała się do mnie kolejka po autograf (nadzwyczaj dziwne i głupie uczucie!) Rodzina się śmiała, że gwiazdorzę, a ja, cóż, fantastycznie się bawiłam. Nawet wtedy, kiedy po długim i emocjonującym dniu spędzonym na Krakowskich Targach Książki nie udało mi się w hotelu zmrużyć oka, a o 4:40 rano startowałam ponownie w podróż - z grodu Kraka do Bydgoszczy, gdzie o 18:00 miałam spotkanie autorskie (dotarłam szczęśliwie i przetrwałam!) I wtedy, kiedy na Śląskie Targi Książki pojechałam chorawa, z gardłem zakutanym w szalik, a nazajutrz wracałam z Katowic do Lublina zakatarzona, zanosząc się suchym kaszlem. Katar katarem, a endorfiny endorfinami. (Zresztą miałam więcej szczęścia niż rozumu i po powrocie do domu, jak już odespałam podróż, nastąpiło cudowne ozdrowienie.) 






Chociaż najeździłam się służbowo za wszystkie czasy, wyjazd w góry zaliczyłam tylko jeden: tydzień w Bieszczadach w maju (majowe Bieszczady są wiosennie zielone i cudne). Do listy tłumaczeń też doszła mi tylko jedna powieść, na domiar złego nie mogę się pochwalić jaka, bo wydawca nie umieścił jej jeszcze w zapowiedziach. Przełożyłam za to trzy opowiadania, które ukazały się w Nowej Fantastyce (T. Coraghessan Boyle, "Retrospektor" - NF 08/2017, Carrie Vaughn, "W rękach losu" - NF 09/2017, Django Wexler, "Real" - NF 12/2017). Wszystkie fajne, przy wszystkich dobrze się bawiłam, ale "W rękach losu" jest zdecydowanie najlepsze z tej trójki, polecam gorąco! 

Rok 2017 był wreszcie Rokiem (ślimaczącego się) Remontu. Nowe, odebrane pod koniec maja mieszkanie zostało - pomalutku, etapami - doprowadzone ze stanu deweloperskiego do stanu prawie gotowego do przeprowadzki, ale "prawie" robi różnicę, parę rzeczy trzeba tam jeszcze ogarnąć. Przedwczoraj rzutem na taśmę kupowaliśmy lampy, poszukuję stołu do kuchni, na horyzoncie majaczy trzecie i ostatnie sprzątanie poremontowe (pierwsze było przed malowaniem ścian, drugie po malowaniu)... ot, proza życia. W ostatnich miesiącach spędziłam naprawdę mnóstwo czasu, główkując nad kolorami płytek i farb (najbardziej zapadło mi w pamięć wybieranie z obłędem w oczach właściwego odcienia fug - nie mam bladego pojęcia o fugach, a w markecie były tego cztery wielkie regały, n firm i 1001 opakowań...), walorami użytkowymi paneli, zabudową kuchenną oraz modelami drzwi. Z pozytywów trzeba powiedzieć, że nie zawiodłam się, odpukać, na żadnym fachowcu - ani od płytek, ani od podłóg, ani od stolarki. Widać kapitalizm przeprowadził już w tym gronie bezlitosną selekcję naturalną. Oczywiście wykończenie mieszkania i przeprowadzka były w planach na 2017 i jest to jedyna rzecz ze styczniowych Wizji Strategicznych, którą udało mi się zrealizować powiedzmy w 85%, a nie w 10 czy 15%. Kilka spraw i projektów spektakularnie w tym roku zaniedbałam, nie wiem, czy dam radę je zrealizować w 2018 i czy w ogóle kwalifikują się do realizacji. Chwilowo jedyne konkretne zamierzenie na najbliższy czas to doprowadzić nieszczęsną przeprowadzkę do końca... a później się zobaczy.

Wszystkim czytającym te słowa życzę, rzecz jasna, aby rok 2018 był lepszy i szczęśliwszy niż poprzedni. A zwłaszcza niech nie przynosi nam żadnych paskudnych niespodzianek politycznych (choć pesymistycznie nastawiony rozsądek szepcze, że w tej kwestii, niestety, może być różnie).

Z optymistyczniejszych tematów - Sammet vel Bury Kluch przyjął już życzenia noworoczne od Ofelii, a brzmiały one: PHHHHH!




3 komentarze:

  1. Agnieszko, na ten nowy rok, zdrowia, sił i weny twórczej, życzy jeden z twoich fanów :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy2.1.18

    To znaczy,że to był dobry rok i było w nim dużo dobrych zawodowo rzeczy!Życzę fajnego i długiego wyjazdu w góry i żeby zawodowo było jeszcze lepiej.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  3. Agnieszko, niech Ci się darzy w tym roku, bardzo mi było miło Cię poznać w Katowicach, mam nadzieję, że uda nam się spotkać jeszcze raz i to niejeden!

    OdpowiedzUsuń