Informacja o szykującej się w lutym
2019 premierze Fenixy, kobiecego numeru tematycznego pisma Fenix Antologia, wzbudziła w social mediach reakcje, które dały mi do myślenia. Padły głosy, że „hej,
przecież to dzisiaj żadne odkrycie, że kobiety piszą fantastykę”,
padły sugestie, że w samej koncepcji antologii kobiecej jest coś
protekcjonalnego (?), podkreślającego inność...
Gwoli refleksji. Kochani, na mojej
półce stoi świetna antologia „Co większe muchy” z roku 1992.
Redaktor naczelny – Maciej Parowski. W spisie autorów – między
innymi Marek Huberath, Andrzej Sapkowski, Marek Oramus, Tomek
Kołodziejczak, Rafał Ziemkiewicz, Maciej Żerdziński, Jacek
Inglot, z mniej znanych nazwisk Grzegorz Drukarczyk (kto pamięta
jego debiutancką powieść „Zabijcie Odkupiciela”?) W spisie
treści 24 męskie nazwiska i jedna kobieta. JEDNA. Emma Popik.
1992. Ciut ponad ćwierć wieku temu
(miałam wtedy 12 lat, z zapałem czytałam anglojęzyczną
fantastykę dla młodzieży, o istnieniu takiego pisma jak Nowa
Fantastyka dowiedziałam się dwa lata później).
W ciągu tych 26 lat oblicze polskiej
fantastyki uległo radykalnej zmianie. Teraz mamy schyłek roku 2018 i na
polskiej fantastycznej scenie literackiej działają dziesiątki
kobiet. Piszemy na różne tematy, w różnych konwencjach.
Publikujemy. A później, czytając recenzje i wypowiedzi
czytelników, stykamy się ze stereotypami i dziwnymi przekonaniami -
konia z rzędem autorce, która nigdy nie usłyszała, że pisze
„niezwykle kobiecą prozę” albo nie zetknęła się z postawą
„nie czytam fantastyki pisanej przez kobiety, bo jest nudna”.
Przy czym określenie „kobieca proza” niestety nie jest
równoznaczne z neutralnym stwierdzeniem „proza napisana przez
kobietę”, tylko implikuje pewne cechy tejże prozy, nad którymi
pewnie zaczniecie dyskutować w komentarzach, a ja będę się cieszyć, bo reakcje pod wpisami zawsze radują moje serce!
OCZYWIŚCIE, że dzisiaj dziewczyny
piszące fantastykę to żadne odkrycie. Powiem więcej, kobiecy
numer tematyczny pisma Fenix można byłoby bez problemu zmontować w roku
1999, kiedy przez Fenixowe łamy przewinęły się już m.in. Ewa
Białołęcka, Anna Brzezińska, Maja Lidia Kossakowska, Antonina
Liedtke, niżej podpisana, a także Katarzyna Rogińska, Iwona
Michałowska, Małgorzata Michalska czy Agnieszka Szady. Jednak
wtedy, kiedy kobiety dopiero zaczynały liczniej wkraczać na scenę
polskiej fantastyki, nikt jakoś nie wpadł na taki pomysł. Może w
tamtej atmosferze faktycznie byłoby to tworzenie sztucznego
podziału, kryłaby się w tym jakaś protekcjonalność? Zwłaszcza
w świetle wypowiedzi Macieja Parowskiego, który zawsze podkreślał,
że jego zdaniem kobiety piszą inaczej i tworzona przez nie
fantastyka jest w jakiś sposób „inna”?
Fenixa to zaledwie wycinek, skromna
próbka zjawiska (ciekawostka - tylko w samej Esensji, tylko w roku
2017 na 17 opublikowanych opowiadań 12 (!) było autorstwa kobiet).
Wynikła z chęci współtwórczyń, żeby:
- pokazać, jak zróżnicowane teksty
piszemy (to z jednej strony truizm, a z drugiej – wcale nie taka
oczywistość dla niektórych, zważywszy na uprzedzenia, o których
mowa wyżej)
- przełamać opory tych, którzy mówią
„nie czytam kobiecej fantastyki dla zasady”
- pochwalić się, że hej, jest nas
mrowie na scenie literackiej, na której ledwie ćwierć wieku temu
były trzy na krzyż kobiece nazwiska
- wzbudzać ferment i wywoływać
dyskusje, bo dyskusja = reklama!
Przede wszystkim liczymy, że ten numer
stanie się zachętą, żeby po raz kolejny podyskutować o
fantastyce pisanej przez kobiety nie z perspektywy przekonań pt.
„wszyscy wiemy, że...”, tylko konkretnych tekstów zebranych w jednym
miejscu. Czy piszemy
inaczej, czy może dokładnie tak samo, jak chłopcy? A jeśli
inaczej, to czy można zdefiniować, na czym polegają różnice?
Powiem tyle, że skojarzenia, które w większości z nas budzi hasło
„kobieca proza”, prowadzą na manowce, w każdym razie w
przypadku fantastyki.
Na koniec jeszcze dodam, że w moim
osobistym odczuciu nie istnieje coś takiego, jak podział na
fantastykę męską i kobiecą – istnieją książki napisane przez
mężczyzn i książki napisane przez kobiety. Subtelna, ale ważna
różnica, której rozważenie polecam.
Jak czytałam "Czarownicę znad kałuży"bardzo raziła mnie narracja: książka jest pisana w I osobie,bohaterka jest kobietą.Cały czas mi facet z tekstu wyłaził.
OdpowiedzUsuńKobieca proza jest chyba subtelniejsza, więcej mówi o emocjach.LeGuin i ""Czarnoksiężnik" jest cudowna, co z tego,ze pisała to kobieta?
Z kolei proza Piekary ( już mi zbrzydła nieco) jest tak pełna pogardy wobec kobiet,że już nie mogę jej czytać.
Chomik
Pod niechęcią do tego, co pisze Jacek Piekara mogę się podpisać obiema rękoma! ;) Próbowałam czytać serię o Inkwizytorze, nie dałam rady, odrzucało mnie. Podobnie rzecz się miała, kiedy po latach próbowałam sięgnąć po serię Ziemiańskiego z Achają, czy przygody Wędrowycza Pilipiuka. Chyba z nich wyrosłam. Pilipiuk pasuje mi w sumie tylko w krótkich formach, w powieściach jest nierówny i bardzo często mam wrażenie, że nudzi go historia, którą opowiada dłużej niż 2 tomy ;) Porzuca wtedy wątki, wymyśla rozwiązania na poczekaniu i dopisuje "na kolanie", jak wybrnąć z bałaganu, w który się sam wpakował. Z "męskiej" prozy niezmienna pozostała mi chyba tylko sympatia do Wiedźmina i tego, co tworzy Jarosław Grzędowicz. Doceniam też niezmiennie ogrom wiedzy historycznej i researchu, jaki przeprowadza przy pisaniu swoich historii Jacek Komuda.
OdpowiedzUsuńZa to nasze fantastyczne kobiety (mam tu na myśli autorki szeroko pojętej fantastyki), to zdecydowanie światowy poziom. Maja Lidia Kossakowska to niezrównana kreatorka światów, potrafi się odnaleźć w różnorodnych stylach. Ewa Białołęcka - na jej powrót czekam, bo bardzo mi jej na naszym rynku brakowało... I pomyśleć, że swoją przygodę z jej pisaniem rozpoczęłam niewinnie od fanfiction o Harrym Potterze! ;)) Z ciekawością sięgam też po Annę Kańtoch, Olgę Gromyko. Zaczynam też przygodę z twórczością Aleksandy Janusz. O "Oldze i ostach" mogłabym chyba napisać spory odrębny tekst ;) Podobnie o kilku opowiadaniach autorki bloga. Ale to temat na odrębną okazję.
Od zawsze jakoś lepiej czytało mi się to, co w fantastyce tworzą kobiety. Może wynika to z faktu, o którym autorki z Hardej Hordy sporo mówiły na WTK 2018 - książki kobiet od zawsze są dopracowane w każdym szczególe, poprawiane iks razy na każdym etapie, przez same autorki i przez redaktorów, bo przecież kobieta na pewno nie ma pojęcia, o czym pisze. A facet? To przecież wiadomo, że skoro napisał i przyniósł wydawcy, musiał stworzyć arcydzieło. Wkurzający stereotyp.
Kat, z naprawdę dobrej literatury pisanej przez autorów płci męskiej polecam twórczość Radka Raka :) Dyskusja na WTK 2018 w niebezpieczny sposób zaczęła dryfować w stronę przesłania "kobiety bardziej się starają, więc piszą lepiej", a pod taką tezą się nie podpisuję - konkretni autorzy i konkretne autorki mogą pisać dobrze lub źle. To, co zauważam i uważam za wkurzające, to pewne stereotypy dotyczące literatury pisanej przez kobiety oraz ocenianie tejże według założeń przyjętych a priori (założę się, że gdybym "Teatr węży" opublikowała pod pseudonimem jako Andrzej Cisza, nie dowiedziałabym się później od prowadzącego na spotkaniu autorskim, że piszę niezwykle kobiece książki :) i nie, niestety to nie była ironia!)
UsuńRadka Raka wpadło mi w ręce "Puste niebo" i faktycznie, była to interesująca lektura. Po takiej rekomendacji wypada sięgnąć po coś jeszcze, więc szykuje się napad na biblioteczne regały ;)
UsuńRacja, staranność pisania nie musi iść w parze z jego jakością. Chociaż dbałość o poprawność językową i gramatyczną u mnie zdecydowanie podnosi walory danego autora czy autorki. Styl natomiast jest rzeczą bardzo indywidualną i tu już nie od płci tworzącego zależy, na ile przypadnie do gustu temu czy innemu czytelnikowi.
A generalizowania takiego jak przykład ze spotkania autorskiego nie znoszę i szlag mnie jasny trafia, kiedy takie teksty słyszę. Ciekawe, czy Januszowi L. Wiśniewskiemu też kiedyś zaserwowano podobny, bo to jest specjalista od pisania kobiecej literatury :D