2020-07-22

Kiedy z podjętych decyzji rodzą się kolejne rozterki


Parę miesięcy temu powzięłam solenne postanowienie, że przestanę zaniedbywać niniejszego bloga - choćbym była nie wiem jak zajęta, raz w tygodniu ma się pojawić nowy wpis. Oczywiście nie minęło wiele czasu, a dotrzymanie tego postanowienia już staje się trudne. Walczę teraz z tłumaczeniem grubej cegły (fantasy, drugi tom cyklu pewnego znanego autora; tom pierwszy powinien się ukazać w najbliższych miesiącach). Termin oddania przekładu (wstyd się przyznać, przekładany dwukrotnie, bo kończenie piątego tomu Teatru węży przeciągnęło się dłużej niż planowałam i rozbiło mi grafik) zbliża się nieubłaganie... Ale nie o tym chciałam dziś napisać.

Parę razy wspominałam tu na blogu, że mam problemy z podejmowaniem Ważnych Decyzji dotyczących Życia. Trochę mści się wpojone mi w dzieciństwie/młodości podejście "nie ma rzeczy niemożliwych, mierz jak najwyżej" - z natury jestem chyba dość zachowawcza i wolę bezpieczniejsze opcje. Bywa, że generuję ambitne plany, ale szybko dopada mnie rozterka "zaszaleć i zaryzykować, czy jednak nie". Mam też trudności z ustaleniem, na czym mi NAPRAWDĘ zależy i czego bym NAPRAWDĘ chciała, kiedy głos ambicji, głos rozsądku i głos "chcę robić to, co mnie interesuje" nie potrafią się dogadać.

Dwa lata temu znalazłam się na rozdrożu, gdy chodzi o pomysły i plany. Dokonałam wyboru, w efekcie którego Teatr węży ma teraz pięć tomów, a nie trzy, zaś moje CV wzbogaciło się o drugą nominację do Nagrody Żuławskiego. Wiosną 2020 podjęłam kolejną decyzję - taką z gatunku "raz się żyje" i "strach się przyznawać" - a teraz... cóż, oczywiście okazuje się, że (to truizm, wiem!) każda podjęta decyzja prędzej czy później doprowadza nas na kolejne rozdroże. Ujmując sprawę metaforycznie, dopiero co minęłam jedno rozgałęzienie szlaku ze strzałkami w różnych kierunkach, a już widzę przed sobą następne rozstaje z drogowskazem, do którego dotrę, kiedy wreszcie dokończę i oddam ten nieszczęsny przekład. Pięć strzałek. W różne strony. Nawet jeśli po głębszej refleksji piątą opcję chyba można skreślić, nadal pozostają cztery.

Jeszcze niedawno wydawało mi się, że strzałek na tym nowym drogowskazie jest mniej, a wybór jawił się jako oczywisty. Ale im dłużej o tym myślę, tym mocniej zaczynają mnie pociągać szalone opcje, które oznaczałyby zniknięcie na 3-4 lata z polskiego rynku książki (coś za coś) w pogoni za wariackim marzeniem, od kilku lat odkładanym "na kiedyś" - bez gwarancji, że udałoby się je zrealizować choćby w części. Poprzeczka bardzo wysoka, prawdopodobieństwo porażki ogromne, a kusi mnie dziko, żeby pobiec w tę stronę. Ale mam też przed sobą notatki do kryminału, który planowałam pisać w drugiej połowie roku, a prawo rynku mówi, że za jednym tytułem powinny pójść kolejne... Podtrzymuję także chęć powrotu do świata Zmroczy z samodzielnymi powieściami, ale nie mam pojęcia, w jakiej perspektywie czasowej. To trudne decyzje (byłyby na pewno prostsze, gdyby napisanie powieści zajmowało mi cztery miesiące, a nie dziewięć, ale cóż - jest jak jest).

Zawzięłam się ostatnio i zaczęłam znowu systematycznie wychodzić na nordic walking w nadziei, że zachowam kondycję złapaną po 10 dniach w Komańczy. To dość monotonne treningi, człowiek przez blisko godzinę zasuwa z kijkami jak automat, ręce bolą - ale podobno wysiłek fizyczny dobrze wpływa na pracę mózgu, więc może jakimś cudem doznam olśnienia i wybór, w którą stronę powędrować z rozstajnych dróg, nagle stanie się prosty. (Zazwyczaj snuję rozważania właśnie na spacerach, ale podczas szybkiego marszu z kijkami człowiek raczej się wycisza niż kmini nad Życiem.)




Na zdjęciu - drogowskaz w Tatrach Słowackich (Hrebienok, punkt wyjścia wielu fajnych szlaków prowadzących w wyższe rejony Tatr).

A z innej beczki - ku mojej radości, w sieci pojawiły się pierwsze recenzje blogowe piątego tomu Teatru węży (i są pozytywne):





Mogę też zdradzić, że - choć koronawirus mocno nabruździł - antologia Harde Baśnie figuruje w planie wydawniczym wydawnictwa SQN i na pewno wyjdzie drukiem! Insz Allah może przed końcem wakacji będziemy mogły powiedzieć coś więcej w tym temacie.




4 komentarze:

  1. Anonimowy24.7.20

    To chyba każdy tak ma ..
    No jak mus, to mus,realizuj wariackie marzenie! Najwyżej się nie uda.
    Zniknięcie z rynku -buuu...

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie zdecydowałam, dopiero się waham - nie chcę zmarnować tego, co już wywalczyłam... Może trzeba jednak wytrwale pisać i wydawać kolejne książki na tym naszym niedużym, płytkim rynku.

      Usuń
  2. O, to tym razem będzie zbiór retellingów? Fajnie, lubię, a rzadko można trafić dobre (to chyba w Polsce nie jest zbyt popularny temat, Anglosasi znacznie chętniej się za niego biorą).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tylko retellingów! Ujęłabym to szerzej - opowiadań inspirowanych baśniami i legendami. Część to typowe retellingi pojedynczej baśni, część jest postmodernistycznym amalgamatem motywów (jak moje opko o Tannhäuserze - wrzuciłam tam legendę o Tannhäuserze i turnieju śpiewaczym na zamku Wartburg, legendę o różach św. Elżbiety i parę innych rzeczy), jest jedna typowa baśń niebędąca retellingiem, jedno opowiadanie bardzo luźno wykorzystujące pojedynczy element wzięty z legend i jedna niespodzianka (nie mojego autorstwa, ale nie mogę się już doczekać reakcji czytelniczej na nią :D ).

      Usuń