Choinka w salonie moich rodziców (ja ubierałam).
Jakoś tak wyszło, że w końcówce grudnia 2022 r. po raz pierwszy od początku istnienia tego bloga nie wygospodarowałam czasu na wpis z życzeniami bożonarodzeniowymi ani noworocznymi... To tylko pokazuje, jak nisko spadł blog w hierarchii priorytetów. Przepraszam tych, którzy tu wiernie zaglądają - jedyne, co mogę jeszcze zrobić, to podzielić się zdjęciem choinki, pokajać się i napisać podsumowanie roku 2022. A że z tygodniowym opóźnieniem? Cóż, lepiej późno niż wcale...
Przez niesprzyjający splot okoliczności rodzinnych był to dla mnie od strony zawodowej nieco trudniejszy i mniej owocny rok niż mógłby być. Z plusów: po blisko dwuletniej przerwie pandemicznej (rok 2020 zupełnie bez wyjazdów, w 2021 tylko Bachanalia Fantastyczne) w 2022 zaszalałam z wyjazdami na konwenty i imprezy branżowe. Warszawskie Targi Fantastyki, Eurocon/Luxcon w Luksemburgu (jestem z siebie niesamowicie dumna, że odważyłam się tam pojechać), Warszawskie Targi Książki, Fantasmagoria w Gnieźnie, Kapitularz w Łodzi, Bachanalia Fantastyczne w Zielonej Górze, Krakowskie Targi Książki, Imladris w Krakowie, czterdzieste urodziny "Nowej Fantastyki" w falenickiej Kulturotece i na deser StarFest w Lublinie (iumpreza niewyjazdowa, ale wliczam do statystyki, bo to nadal trzy dni wycięte z życia)... Jeśli dobrze liczę, spędziłam łącznie 25 dni, występując w różnych miejscach jako autorka/tłumaczka/redaktorka "Nowej Fantastyki": głosząc prelekcje, uprawiając networking i dobrze się bawiąc. Kocham "służbowe" wyjazdy konwentowe nawet wtedy, kiedy nerwica wegetatywna próbuje mnie dobić, co czyni regularnie.
Na poletku pisarsko-wydawniczym niestety impas z różnych względów. Zbiór opowiadań "Świerszcze w soli", dokańczany wczesną wiosną (podczas prac redakcyjnych zasugerowano mi dopisanie paru rzeczy, w efekcie dopisałam dodatkowe opowiadanie) miał się ukazać w 2022, ale wciąż jeszcze czeka w lodówce wydawniczej. To moja wina, bo pewnie ukazałby się szybciej, gdybym już miała ukończoną kolejną książkę. Obawiam się, że mój stosunek do kariery pisarskiej i planów na przyszłość w tej dziedzinie można od kilku lat podsumować "to skomplikowane"... Ale bardzo się cieszę, że nakładem wydawnictwa SQN ukazała się przepięknie wydana antologia "Inne nieba" z moim opowiadaniem "Potwór i nić", a w antologii "The Best of World SF. Volume 2" pod redakcją Laviego Tidhara - opowiadanie "Sleeping Beauties" ("Opowieść o śpiących królewnach" z antologii "Science fiction po polsku", przetłumaczona przeze mnie na angielski; nie specjalizuję się w SF, rzadko ją pisuję, natomiast owszem, umiem porządnie wykonać tłumaczenie literackie na lengłydż i dlatego udało mi się wbić do tego zbioru). Nie mam pojęcia, co przyniesie mi od strony literackiej rok 2023, oprócz tego, że na razie ewidentnie zdryfowałam bardziej w przekłady i działalność redaktorską. Może tak już zostanie, a może nie. Zobaczymy.
Jeśli chodzi o działalność w "Nowej Fantastyce" - z radością odnotowuję, że udało nam się w tym roku pozyskać dla polskich czytelników opowiadania autorów z Ukrainy (numer majowy był poświęcony fantastyce ukraińskiej i będziemy ją teraz zamieszczać regularnie), Niemiec i Bułgarii. W planach na 2023 są m.in. opowiadania włoskie. Pisałam też troszkę publicystyki (relacja z Euroconu i parę recenzji).
Z sukcesów na polu tłumaczeń: po raz pierwszy zdarzyło mi się przekładać długą książkę z niemieckiego (fabularyzowana biografia księżnej Di pióra Julie Heiland). Poza tym jak zwykle przetłumaczyłam ręką własną kilka opowiadań do "NF", w tym "Rodzisz się eksplodując" Richa Larsona ("NF" 03/22), "Rakietą do piekła" Jeffreya Forda ("NF" 05/22) i cudowne "Bowiem potrafi się skradać" Siobhan Carroll, tekst o walce kotów z Szatanem ("NF" 11/22).
Blog niestety został relegowany do zupełnie drugorzędnej roli i nie wiem, czy w 2023 go nie zawieszę. Tnę obciążenia, bo nie mam wyjścia. Mogłabym napisać fajną relację z każdej imprezy, na jakiej byłam, ale zwyczajnie brakowało mi sił i raczej się to nie zmieni. W ramach cięcia obciążeń zawiesiłam też bezterminowo swoją działalność w dziale literackim "Esensji" - na stanowisko kierownika działu powrócił Wojtek Gołąbowski.
Ze spraw drobnych: w lutym zaliczyliśmy z miaużem bliskie spotkanie trzeciego stopnia z koronawirusem, akurat wtedy, kiedy miał miejsce największy szczyt zachorowań spowodowanych wariantem omikron. Poszło bezstresowo - jak to podsumowała znajoma: po pozytywnym teście antygenowym zamknęliśmy się w mieszkaniu i udawaliśmy, że to nie nasz covid. Grzecznie odbyliśmy zalecaną izolację, a kiedy zabrakło nam pieczywa, przełamałam się i po raz pierwszy w życiu upiekłam własnoręcznie chleb (na drożdżach, przepis jest banalny, tyle że niezbyt lubię eksperymentować w kuchni).
Z innych anegdot: nie jestem największą fanką podróży lotniczych, a lecąc do Luksemburga zaliczyłam lądowanie w śnieżycy (w kwietniu, bo czemu nie), ale w kategoriach wychodzenia z comfort zone wygłoszenie króciutkiego przemówienia na Gali Nagrody im. Janusza A. Zajdla (jako gość honorowy Imladrisu) okazało się duuuużo bardziej stresujące niż jakikolwiek moment samotnego wyjazdu na Eurocon. Nie jestem stworzona do wystąpień publicznych...
Z plusów czysto prywatnych: po siedmioletniej (!!!) przerwie, w lipcu pojechaliśmy z miaużem ponownie w moje najukochańsze Tatry Słowackie i posmakowaliśmy adrenaliny na naszą skromną miarę (z ambitniejszych tras - Czerwona Ławka, Sławkowski Szczyt oraz Polski Grzebień w śniegu, bo akurat napadało, plus incydentalne przygody typu przechodzenie boso przez wezbrany potok... 3 razy na jednej wycieczce). Jak generalnie nie boję się w górach, tak pierwszy raz autentycznie bałam się właśnie na Czerwonej Ławce. Wycieczka życia!
A jeśli chodzi o sprawy ogólne, no cóż - ten rok był dla mnie gigantycznym i lodowatym otrzeźwieniem, jeśli chodzi o świadomość sytuacji międzynarodowej (zaliczałam się do tych osób, które totalnie nie spodziewały się, że pełnoskalowa inwazja Rosji na Ukrainę naprawdę dojdzie do skutku) i mam poczucie, że wiele mnie nauczył, nawet jeśli mam ten ogromny (!!!) luksus, że obserwuję bieżące wydarzenia za pośrednictwem social mediów i raportów na YouTube, na chłodno, zza bezpiecznej granicy polskiego państwa. Cholernie chciałabym wierzyć, że "wse bude dobre" i rok 2023 będzie rokiem decydującego ukraińskiego zwycięstwa - na razie z niepokojem śledzę doniesienia z frontu, tak samo jak śledziłam je przez 10 ostatnich miesięcy. Z perspektywy Ukrainy rok 2022 - tak mroczny i tragiczny - mimo wszystko okazał się nieporównanie lepszym rokiem niż mógłby być (obronili niepodległość państwa), więc oby to było dobrą wróżbą na 2023. A my pomagajmy, na ile możemy.
Trzymajcie się w tym 2023, kochani. Wszyscy liczymy, że będzie lepszy od poprzedniego.
Na poletku pisarsko-wydawniczym niestety impas z różnych względów. Zbiór opowiadań "Świerszcze w soli", dokańczany wczesną wiosną (podczas prac redakcyjnych zasugerowano mi dopisanie paru rzeczy, w efekcie dopisałam dodatkowe opowiadanie) miał się ukazać w 2022, ale wciąż jeszcze czeka w lodówce wydawniczej. To moja wina, bo pewnie ukazałby się szybciej, gdybym już miała ukończoną kolejną książkę. Obawiam się, że mój stosunek do kariery pisarskiej i planów na przyszłość w tej dziedzinie można od kilku lat podsumować "to skomplikowane"... Ale bardzo się cieszę, że nakładem wydawnictwa SQN ukazała się przepięknie wydana antologia "Inne nieba" z moim opowiadaniem "Potwór i nić", a w antologii "The Best of World SF. Volume 2" pod redakcją Laviego Tidhara - opowiadanie "Sleeping Beauties" ("Opowieść o śpiących królewnach" z antologii "Science fiction po polsku", przetłumaczona przeze mnie na angielski; nie specjalizuję się w SF, rzadko ją pisuję, natomiast owszem, umiem porządnie wykonać tłumaczenie literackie na lengłydż i dlatego udało mi się wbić do tego zbioru). Nie mam pojęcia, co przyniesie mi od strony literackiej rok 2023, oprócz tego, że na razie ewidentnie zdryfowałam bardziej w przekłady i działalność redaktorską. Może tak już zostanie, a może nie. Zobaczymy.
Z sukcesów na polu tłumaczeń: po raz pierwszy zdarzyło mi się przekładać długą książkę z niemieckiego (fabularyzowana biografia księżnej Di pióra Julie Heiland). Poza tym jak zwykle przetłumaczyłam ręką własną kilka opowiadań do "NF", w tym "Rodzisz się eksplodując" Richa Larsona ("NF" 03/22), "Rakietą do piekła" Jeffreya Forda ("NF" 05/22) i cudowne "Bowiem potrafi się skradać" Siobhan Carroll, tekst o walce kotów z Szatanem ("NF" 11/22).
Blog niestety został relegowany do zupełnie drugorzędnej roli i nie wiem, czy w 2023 go nie zawieszę. Tnę obciążenia, bo nie mam wyjścia. Mogłabym napisać fajną relację z każdej imprezy, na jakiej byłam, ale zwyczajnie brakowało mi sił i raczej się to nie zmieni. W ramach cięcia obciążeń zawiesiłam też bezterminowo swoją działalność w dziale literackim "Esensji" - na stanowisko kierownika działu powrócił Wojtek Gołąbowski.
Ze spraw drobnych: w lutym zaliczyliśmy z miaużem bliskie spotkanie trzeciego stopnia z koronawirusem, akurat wtedy, kiedy miał miejsce największy szczyt zachorowań spowodowanych wariantem omikron. Poszło bezstresowo - jak to podsumowała znajoma: po pozytywnym teście antygenowym zamknęliśmy się w mieszkaniu i udawaliśmy, że to nie nasz covid. Grzecznie odbyliśmy zalecaną izolację, a kiedy zabrakło nam pieczywa, przełamałam się i po raz pierwszy w życiu upiekłam własnoręcznie chleb (na drożdżach, przepis jest banalny, tyle że niezbyt lubię eksperymentować w kuchni).
Z innych anegdot: nie jestem największą fanką podróży lotniczych, a lecąc do Luksemburga zaliczyłam lądowanie w śnieżycy (w kwietniu, bo czemu nie), ale w kategoriach wychodzenia z comfort zone wygłoszenie króciutkiego przemówienia na Gali Nagrody im. Janusza A. Zajdla (jako gość honorowy Imladrisu) okazało się duuuużo bardziej stresujące niż jakikolwiek moment samotnego wyjazdu na Eurocon. Nie jestem stworzona do wystąpień publicznych...
Z plusów czysto prywatnych: po siedmioletniej (!!!) przerwie, w lipcu pojechaliśmy z miaużem ponownie w moje najukochańsze Tatry Słowackie i posmakowaliśmy adrenaliny na naszą skromną miarę (z ambitniejszych tras - Czerwona Ławka, Sławkowski Szczyt oraz Polski Grzebień w śniegu, bo akurat napadało, plus incydentalne przygody typu przechodzenie boso przez wezbrany potok... 3 razy na jednej wycieczce). Jak generalnie nie boję się w górach, tak pierwszy raz autentycznie bałam się właśnie na Czerwonej Ławce. Wycieczka życia!
A jeśli chodzi o sprawy ogólne, no cóż - ten rok był dla mnie gigantycznym i lodowatym otrzeźwieniem, jeśli chodzi o świadomość sytuacji międzynarodowej (zaliczałam się do tych osób, które totalnie nie spodziewały się, że pełnoskalowa inwazja Rosji na Ukrainę naprawdę dojdzie do skutku) i mam poczucie, że wiele mnie nauczył, nawet jeśli mam ten ogromny (!!!) luksus, że obserwuję bieżące wydarzenia za pośrednictwem social mediów i raportów na YouTube, na chłodno, zza bezpiecznej granicy polskiego państwa. Cholernie chciałabym wierzyć, że "wse bude dobre" i rok 2023 będzie rokiem decydującego ukraińskiego zwycięstwa - na razie z niepokojem śledzę doniesienia z frontu, tak samo jak śledziłam je przez 10 ostatnich miesięcy. Z perspektywy Ukrainy rok 2022 - tak mroczny i tragiczny - mimo wszystko okazał się nieporównanie lepszym rokiem niż mógłby być (obronili niepodległość państwa), więc oby to było dobrą wróżbą na 2023. A my pomagajmy, na ile możemy.
Trzymajcie się w tym 2023, kochani. Wszyscy liczymy, że będzie lepszy od poprzedniego.
Optymistycznie! Oby się plany spełniły, książki wychodziły za dobrą kasę.
OdpowiedzUsuńZbiór opowiadań "Świerszcze w soli", ale wciąż jeszcze czeka w lodówce wydawniczej.
Uuuu,a ja czekam! Chomik